Punkt wyjścia: postaci i wydarzenia są oczywiście jak najbardziej realne. Śledzimy losy kilku młodych duńskich żołnierzy, wyruszających na półroczną misję do tytułowej bazy w Afganistanie. Po krótkim wstępie, scenach pożegnalnej imprezy i rozmów z rodzinami, od razu przenosimy się do kraju wciąż terroryzowanego przez talibów, w którym zachodnie wojska mają stabilizować sytuację i bronić ludności cywilnej.

Układ fabuły, a także brak elementów charakterystycznych dla dokumentu, szybko pozwalają jednak zapomnieć, że mamy do czynienia z prawdziwym, nieinscenizowanym materiałem. Film wciąga jak wojenna produkcja rodem z Hollywood, zrealizowana ze skrajnym realizmem. Inicjacyjny patrol nowej zmiany, przyzwyczajanie się do koszarowych warunków, pierwsze strzały, rozmowy z tubylcami, wreszcie kulminacyjna sekwencja wymiany ognia z talibami oraz reperkusje akcji. A w międzyczasie, kiedy nic się nie dzieje: rozmowy o życiu poza armią, tęsknocie za bliskimi, telefony do rodziny, żarty i gorące dyskusje o ilości wystrzelonych pocisków oraz zabitych wrogów. Żadnych wypowiedzi do kamery, wywiadów sam na sam, brak narracji z offu, czy innej formy odautorskiego komentarza wprost (są tylko kolejne rozdziały z napisami informującymi o czasie pozostałym do końca misji). Wszystko to istotnie bardziej przypomina film fabularny. Nawet poetyka – dość oczywista: rozedrgane, zdjęcia kręcone kamerą z ręki, niby z gruntu dokumentalne, łapiące wydarzenia na gorąco – sprawia wrażenie przekonującej stylizacji.
W niektórych fragmentach wykorzystywana jest subiektywizacja punktu widzenia, dodatkowo wzmacniająca silne wrażenia – obserwujemy akcję za pośrednictwem małej kamerki, przymocowanej do hełmu sanitariusza. Także muzyka wykorzystana jest w sposób rodem z fabuły, dynamiczna i agresywna w scenach patrolu oraz wymiany ognia, rzewna i patetyczna we fragmentach odwiedzin u rannego kolegi czy podczas wspomnień i rozmów o rodzinie. Ten element jest wyraźnie najsłabszym w całym filmie, ilustracja muzyczna wydaje się zbyt oczywista.



Nie zapominajmy jednak, że oglądamy rzeczywistą strzelaninę, prawdziwych żołnierzy i autentyczną śmierć. Widok zabitych Talibów nie jest nam oszczędzony (zasłonięto im jedynie twarze). Największe wrażenie robi jednak twarz jednego z bohaterów, który został postrzelony w ramię. Jego wielkie oczy nie są nawet przerażone, wydaje się, jakby był gdzieś obok, poza własnym ciałem. Wtedy zdajemy sobie sprawę, że to nie gra, to nie zabawa. Czy w ferworze walki koledzy rannego zdołali dostrzec to samo?

Przy wszystkich kontrowersjach, jakie może wywołać Armadillo ze względu na opisany przeze mnie wyżej kształt stylistyczny i narracyjny, wyraźnie zbliżający dokument do filmu fabularnego, z napisanym scenariuszem i aktorami, dzieło Metza daje intrygujący (choć może to za słabe słowo) portret jednostek zarażonych wojną, pochłoniętych przez „atrakcje” konfliktu zbrojnego na naszych oczach. Trudno stawiać jednoznaczne wyroki, ale widok młodych ludzi cieszących się i przechwalających swoimi dokonaniami po zabiciu wrogów mówi dużo i nie pozostawia złudzeń. Machina wojenna jest dla nich przygodą z dreszczykiem w egzotycznym kraju, wciąga wizją niebezpieczeństwa. Czy jest to, mówiąc górnolotnie, odwieczny popęd śmierci lub tkwiący w człowieku, zduszony przez cywilizację instynkt zabójcy (co podpowiada polski podtytuł), czy tylko zwykła chęć przeżycia w realu strzelaniny niczym z gry na konsolę (w jednej ze scen młodzi ludzie grają w taką grę), to już pytanie wykraczające poza filmowe ramy.

Wojna wciąga jak narkotyk. Taki wydźwięk miał oscarowy triumfator z 2010 roku – The Hurt Locker. W pułapce wojny (2008) Kathryn Bigelow. Nie wiem, czy taką tezę postawił sobie przed rozpoczęciem zdjęć Janus Metz (czytam, że film powstał na zlecenie armii duńskiej, miał być serią kilku reportaży z bazy w Armadillo), ale z pewnością za wszelką cenę chciał ją udowodnić i to mu się udało. Dokument trzyma w napięciu dokumencie. W finale jeszcze raz widzimy po kolei kilku głównych bohaterów. Napisy informują nas, że tylko jeden z nich zdecydowanie nie ma zamiaru wrócić do Afganistanu.



Armadillo - wojna jest w nas
(Armadillo)
reż. Janus Metz
kraj: Dania
rok: 2010
czas trwania: 100 min
premiera w Polsce: 13 maja 2011 r.
Against Gravity


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”


Za seans dziękujemy
Kinu Pod Baranami