Jeśli ktokolwiek wątpił w liryczny potencjał postmodernizmu (nawet po Zakochanym bez pamięci [2004]), najnowszy Kiarostami winien taką osobę wreszcie przekabacić. Nakręcił swój najbardziej enigmatyczny, a zarazem najzabawniejszy film. Humor nigdy nie był mu obcy, nawet jeśli był to humor podprogowy (pamiętacie tę całą bieganinę z góry na dół, żeby złapać zasięg w komórce w Uniesie nas wiatr [1999]…?). Tutaj źródłem dowcipu jest ta sama niepewność, która przed laty posłużyła Alainowi Resnais za fundament mózgowego pasjansa w Zeszłego roku w Marienbadzie (1961). Ten mężczyzna i ta kobieta: spotkali się już wcześniej, czy się nie spotkali…? Poznają się dopiero, czy grają w erotyczne podchody nie pierwszy raz i nie ostatni…? W pewnym sensie Kiarostami idzie dalej od Resnais, i to od pierwszego ujęcia – ukazującego pustą mównicę i mikrofon, podczas gdy w tle rozbrzmiewa przedwykładowy gwar widowni.
Nasz gwar, chciało by się powiedzieć. Realizm jest pozorny; w istocie wszystko, co zobaczymy, jest długim aktem udawania.

Później jest równie niekonwencjonalnie, przy czym niespodzianek zdradzać nie wypada (najbardziej zaskakująca ma coś wspólnego ze spojrzeniem Juliette Binoche skierowanym wprost na nas – ale czy na pewno?).



W nowelce z Biletów (2005) Kiarostami igrał z tematem znamy się/nie znamy, pamiętasz/nie pamiętasz. W całej swej twórczości skupiony jest na fenomenie rozmowy i możliwości jej reprezentacji w kinie. Rozbija nasze przyzwyczajenia dotyczące montażowej składni, mając za nic rytm ujęć i przeciwujęć ukazujących to jednego, to drugiego rozmówcę w symetrycznym, płynnym następstwie. Najbardziej radykalnym eksperymentem w tym zakresie było 10 (2000), gdzie w co najmniej jednej rozmowie widoczna była tylko jedna z interlokutorek. W Certified Copy dochodzi do tego fizyczny zachwyt nad pięknem wykonawców (Binoche partneruje artysta operowy William Schimell) i słonecznej Toskanii, a także pełna dezynwoltura językowa: bohaterowie są pierwszymi bodaj tak swobodnie wielojęzycznymi kochankami w historii kina.

Jakby tego było mało, gdzieś w tle rozbrzmiewają echa Podróży do Włoch (1954) Rosselliniego i pytanie: czy więź małżeńską da się odratować? Poprzez zbudowanie swego filmu na kształt subtelnego gabinetu krystalicznie czystych luster, Kiarostami przeformułowuje to pytanie: a czy ta więź kiedykolwiek realnie istniała…?




Michał Oleszczyk – krytyk filmowy, absolwent filmoznawstwa UJ. Publikuje w „Kinie” i na blogu Ostatni fotel po prawej stronie. Autor książki Gorycz wygnania: Kino Terence’a Daviesa i współautor (z Kubą Mikurdą) wywiadu-rzeki Kino wykolejone: Rozmowy z Guyem Maddinem. W 2010 roku, nakładem Korporacji Ha!art, ukazała się książka Trzynasty miesiąc. Kino braci Quay, w której można się zapoznać się z obszerną rozmową Michała Oleszczyka i Kuby Mikurdy z braćmi Quay. Fragment wywiadu – do przeczytania tutaj.

Tekst pochodzi z blogu Autora