Ostatnią premierą festiwalu był film Dźwięki ciszy Wing Kit Hunga, wizualna symfonia pożądania, miłości i wyobcowania. Historia Ricky’ego i Pascala jest właściwie pretekstem do skupienia się na filmowaniu drobnych gestów i ruchów ciał dwóch kochanków. Co ważne, brak tu przeestetyzowania, którego miejsce zajmuje subtelność i zrozumienie dla bohaterów. Dźwięki ciszy okazały się najlepszym obrazem festiwalu właśnie dlatego, że zamiast tylko przyciągać widzów kontrowersyjnym tematem, przetłumaczyły na język filmu trudny związek pomiędzy dwojgiem ludzi.

Również sekcja Powroty, prezentująca filmy o tematyce queerowej, które były już wcześniej pokazywane w polskich kinach, okazała się mocnym elementem programu. Trzy filmy: Pod prąd, 80 dni i Zabiłem moją matkę w bardzo różny sposób podchodzą do zagadnienia inności.
Pierwszy, jako jedyny na całym festiwalu, skupia się na miłości zakazanej. Związek dwóch mężczyzn nie jest zjawiskiem mile widzianym w małej peruwiańskiej wiosce, zwłaszcza kiedy jeden z nich jest żonaty, a wszyscy naokoło mocno wierzący. Pod prąd nie jest być może tak wysmakowany wizualnie jak Dźwięki ciszy, ale również stara się operować przede wszystkim obrazem. Powolny rozwój wydarzeń pozwala widzowi odczuć nastrój gorących dni nadmorskiej miejscowości, który mimo że zwykle kojarzy się raczej dobrze, w filmie Javiera Fuentesa-Leóna nosi piętno duszności, przytłacza.

Najmniej interesujący pod względem formalnym okazał się 80 dni, który jednak nadrabia wszelkie niedociągnięcia realistycznym pokazaniem związku pomiędzy dwiema kobietami. Głównym tematem jest tu spotkanie po latach, za sprawą którego odradzają się dawne uczucia. Bohaterki są już po sześćdziesiątce i żadna z nich nie wydaje się zadowolona z faktu, że jej życie utknęło w pewnym niezbyt dynamicznym momencie. Axun jest dla swojego męża właściwie tylko kucharką, a Maite przechodzi właśnie na emeryturę. Jest między nimi chemia, ale tylko jedna z nich jest lesbijką. Druga właściwie nie wie – albo boi się skonfrontować z własnymi uczuciami. Nietrudno się domyślić, że takie związki przynoszą więcej cierpienia niż satysfakcji, ale reżyserzy nie poszli na łatwiznę i zapewnili widzowi całe spektrum emocji, które rodzić się mogą w tego typu sytuacjach. 80 dni jest z pozoru bardzo prostolinijnym filmem, ale nie należy dać się temu zwieść, ponieważ warstwa niedopowiedzeń jest tu bardzo rozbudowana.

Filmy poruszające problematykę związków pomiędzy dwiema kobietami, dwoma mężczyznami i innych nieheteronormatywnych miłości, które nie należą do kina głównego nurtu, są często nieczytelne dla widzów nie mających żadnego kontaktu z queerami. Takimi będą na przykład Gigola, 80 dni i z dużym prawdopodobieństwem Dźwięki ciszy. Na to nic nie poradzę, ale większość filmów na festiwalu, mimo że nie miała hollywoodzkich konotacji, została zrobiona ze świadomością potrzeby dotarcia do widza heteroseksualnego. O Miłości Między Innymi słusznie więc nazywa się festiwalem o mniejszościach seksualnych, a nie festiwalem mniejszości seksualnych: nastawienie na różnorodność i otwartość zapewniły po raz kolejny repertuar, w którym każdy może się odnaleźć.

Geje neonaziści, prostytutki i LSD, czyli O Miłości Między Innymi, cz. 1


Ciemna strona bycia wesołym (gay), czyli dokumenty O Miłości Między Innymi, cz. 2