Dokumenty zabierały głos w najważniejszych debatach ostatnich dwudziestu lat – opowiadały o emigracji zarobkowej, cynizmie postpolityki, podziemiu aborcyjnym w Polsce czy metodach działania wielkich korporacji. Wzbudzały kontrowersje i wywoływały skandale. O żadnym filmie fabularnym nie dyskutowano tak zaciekle jak o Arizonie Ewy Borzęckiej, Takiego pięknego syna urodziłam Marcina Koszałki czy Nocnej zmianie Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka. I to dokument – Witajcie w życiu! Henryka Dederki – został „pierwszym półkownikiem wolnej Polski”.

W Polskim kinie dokumentalnym 1989-2009 nie pytamy o wartości estetyczne i „etykę dokumentalisty”. Piszemy historię polityczną III RP.

Wśród autorów m.in.: Magdalena Błędowska, Joanna Erbel, Jakub Majmurek, Maciej Nowak, Tomasz Piątek, Kazimiera Szczuka i Artur Żmijewski.
Z noty wydawniczej

SPIS TREŚCI

Jakub Majmurek, Agnieszka Wiśniewska, Wstęp. Dokumenty polityki
Artur Żmijewski, "Defilada" Andrzeja Fidyka, czyli gdzie jest drugie dno
Jakub Majmurek, "Usłyszcie mój krzyk" Macieja Drygasa, czyli gest i spektakl
Michał Sutowski, "Nocna zmiana" Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka, czyli z mitologii politycznej moralności
Maciej Nowak, "Arizona" Ewy Borzęckiej, czyli notatki z buszu
Tomasz Piątek, "Witajcie w życiu!" Henryka Dederki, czyli kapitalizm jako towar
Agnieszka Wiśniewska, "Takiego pięknego syna urodziłam" Marcina Koszałki, czyli zaprzepaszczony potencjał krytyczny dokumentu autobiograficznego
Joanna Erbel, "Blokersi" Sylwestra Latkowskiego, czyli czego chcą od nas „blokersi”
Kazimiera Szczuka, "Sąsiedzi" Agnieszki Arnold, czyli masakraka
Witold Mrozek, "Pokolenie ‘89" Marii Zmarz-Koczanowicz, czyli sieroty po utopii
Jarosław Pietrzak, "Bar na Victorii" Leszka Dawida, emigracja jako druga strona transformacji
Eliza Szybowicz, "Jak to się robi" Marcela Łozińskiego, czyli dokument o kreowaniu polityka
Magdalena Błędowska, "Trzech kumpli" Ewy Stankiewicz i Anny Ferens, czyli prawicowy moralitet
Katarzyna Fidos, Jakub Majmurek, "System 09" Andrzeja Horubały i Wojciecha Klaty, czyli pierdolę system, to chyba oczywiste”
Krzysztof Tomasik, "Podziemne państwo kobiet" Claudii Snochowskiej-González i Anny Zdrojewskiej, czyli aborcja–temat, którego nie ma
Maciej Gdula, "Balcerowicz. Gra o wszystko" Andrzeja Fidyka i Anny Więckowskiej, czyli silny człowiek inteligencji


FRAGMENT KSIĄŻKI

Maciej Gdula
Balcerowicz. Gra o wszystko Andrzeja Fidyka i Anny Więckowskiej, czyli silny człowiek inteligencji

Nie ma mężów opatrznościowych bez ich wiernych wyznawców. Balcerowicz ma ich pod dostatkiem wśród elit i inteligencji. Zrozumieć relacje między Balcerowiczem a jego wyznawcami to zrozumieć też relacje elit z innymi grupami społecznymi, inteligencką wizję transformacji i odruchy polskich elit wynikające z miejsca, jakie nasz kraj zajmuje w hierarchii międzynarodowej. Andrzej Fidyk i Anna Więckowska opowiadają o Balcerowiczu z wnętrza świata wyznawców, bez najmniejszej pokusy, żeby sprawdzić, jak wygląda on z dystansu. Mogłoby to uchodzić za wadę dokumentu, ale w tym przypadku staje się ogromną zaletą, bo w skondensowanej formie dostajemy obraz relacji inteligencji z jej mężem opatrznościowym.

Wyrwać się z PRL-u!
Wielkość Balcerowicza polega przede wszystkim na wydobyciu Polski z PRL-u. PRL jawi się jako system absurdalny i pozbawiony jakiejkolwiek racji bytu. W filmie możemy zobaczyć oczywiście puste półki, brzydko ubranych ludzi i sceny jak z Misia, kiedy robotnik upomina się na wiecu o buty, które wreszcie pasowałyby na jego nogi. Ludzie są umęczeni codzienną walką o podstawowe produkty i przedstawia¬ni jako całkowici biedacy. Głos narratora oznajmia, że ludzie gotowi byli na radykalne reformy, ponieważ ktoś, kto nie ma niczego, nie ma też nic do stracenia.

Oprócz zdjęć z epoki i komentarzy narratora o PRL-u świad¬czą też wypowiedzi Leszka Balcerowicza i Ewy Balcerowicz, którzy skarżą się na kolejki po pralkę i kubańskie pomarańcze. Ewa Balcerowicz wypowiada też jednak ważną kwestię wykraczającą poza problemy z zaopatrzeniem: „Mieszkaliśmy na Bródnie, w takim wielkim blokowisku, w ogromnym bloku, gdzie mieszkała absolutna mieszanka ludzi pochodzących z różnych środowisk i różnych miejsc”. W inteligenckiej krytyce PRL-u nie chodzi wyłącznie o niedostatek. PRL to nie tylko gospodarczy, ale także społeczny absurd. Ludzie z różnych klas społecznych mieszkają obok siebie, stykając się na klatkach i w windach.
Inteligencja odrzuca zatem PRL jako projekt egalitaryzujący. Odrzuca go jako grupa przekonana, że zasługuje na coś lepszego niż mieszkanie w jednym bloku z robotnikami.

W obrazie PRL-u budowanym w filmie rzuca się w oczy brak perspektywy historycznej. PRL to jedna wielka czarna dziura biedy, niedoboru i zacofania. Balcerowicz stwierdza na przykład, że dopiero od 1989 roku mogliśmy zacząć doganiać Zachód. Wprowadzenie perspektywy historycznej wymagałoby odpowiedzi na pytania o gospodarczy punkt startu Polski powojennej, skutki PRL-owskiej modernizacji, jej zróżnicowane etapy i związki polskiej gospodarki z zachodnim systemem finansowym. Wprowadzenie perspektywy historycznej wymagałoby także uhistorycznienia biografii samego głównego bohatera i poruszenia kwestii jego członkostwa w PZPR czy wykładania w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Bez historii PRL-u i samego Balcerowicza snuć można opowieść, w której rok 1989 jest wielkim wybuchem. Podtrzymaniu tej wizji służy też nieobecność w filmie ruchu „Solidarności”. PRL pozbawiony zostaje specyficznej dla niego dynamiki politycznej z masowymi protestami robotniczymi i grupami dysydenckimi. Oderwanie opowieści o Balcerowiczu i transformacji od „Solidarności” wypowiada jednak prawdę o 1989 roku. „Solidarność” była demokratycznym ruchem społecznym, domagającym się reform politycznych i ekonomicznych, wyrażających się między innymi w większej kontroli pracowników nad zakładami pracy. Transformacja, choć legitymizowała się solidarnościowym zrywem, to stanowiła radykalne zerwanie z programem „Solidarności” i partycypacyjną wizją kształtowania polityki ekonomicznej. Naturalizacja nowego ładu odbywa się w filmie przez zatarcie śladów jakiejkolwiek innej wizji zmiany społecznej.

Niekończąca się transformacja
Balcerowicz zjawia się u Fidyka i Więckowskiej na gruzach komunizmu, kiedy w zasadzie nikt nie wie, co robić. Rezygnuje z wyjazdu na zachodnią uczelnię i świadom odpowiedzialności, jaka na nim ciąży, decyduje się podjąć dzieła reform. Kompletuje zespół współpracowników i zaczyna okres żmudnej pracy nad postawieniem świata z głowy na nogi. Narrator stwierdza, że rząd nie mógł zapytać o zdanie żad¬nego eksperta, ponieważ wszyscy byli w rządzie. Plan Balcerowicza został zrealizowany nie dlatego, że w zaistniałych okolicznościach było to najlepsze rozwiązanie z kilku możliwych, ale dlatego, że nie było nawet nikogo, kto mógłby zaproponować inny plan[1]. Balcerowicz jako jedyny reprezentuje rozum i wiedzę, które mogą uporządkować chaotyczną rzeczywistość rozpadającego się realnego socjalizmu.

Biorąc pod uwagę tę sytuację, nie może dziwić, że tryb wprowadzania zmian przypomina stan wyjątkowy. Sejm kontraktowy musi przyjąć duży pakiet ustaw w dwa tygodnie i szybko przekazać je do podpisu prezydentowi Jaruzelskiemu. Oznacza to, że posłowie nie tylko nie mają czasu na przedyskutowanie kierunku zmian, ale w zasadzie nie mają szans nawet przeczytać ustaw, które głosują.

Ani Balcerowiczowi, ani narratorowi filmu to nie przeszkadza. Balcerowicz mówi o pragmatycznych urzędnikach, a narrator ekscytuje się, że w szybkości głosowań osiągnięto w Polsce rekord Guinnessa. Ograniczenie demokracji do procedur jest całkiem zrozumiałe w ramach filmowej narracji, skoro posłowie głosowali jedyny możliwy kształt ustaw. Debatowanie nad nimi byłoby po prostu marnowaniem czasu.

W filmie pojawiają się co prawda głosy sprzeciwu wobec Balcerowicza, ale sposób ich wprowadzenia sprawia, że pozbawione są prawomocności. Po pierwsze, obóz przeciwników reprezentują takie osoby, jak: Andrzej Lepper, Roman Giertych czy Jan Łopuszański. Inteligenckim widzom nie potrzeba dodatkowego komentarza, aby wiedzieć, że mają do czynienia z populistami, nacjonalistami i oszołomami. Po drugie, przeciwników nie widzimy występujących przed kamerą, jak dzieje się to w przypadku Balcerowiczów, lecz oglądamy ich na archiwalnych nagraniach, gdy przemawiają z trybuny sejmowej. Przemówienia umieszczone są dodatkowo w ramkach małego telewizora. Jak na dłoni widać zatem, że krytyka Balcerowicza to element gry politycznej obliczonej na zdobycie łatwego poklasku.

Pozostaje jednak pytanie, u kogo można liczyć na ten poklask, skoro wcześniej narrator twierdził, że ludzie nie mają nic do stracenia i akceptują radykalne plany reform? Odpowiedzi udziela sam Balcerowicz – przeciwko polityce rządu protestowały zorganizowane grupy, takie jak na przykład związki zawodowe górników, które zakonserwować chciały stary układ, ponieważ miały w tym swój partykularny interes. Zgodnie z tym rozumowaniem protesty nie są wyrazem autentycznej woli ludu, ale paroksyzmem konającego już systemu. Wprowadzanie reform na przekór protestom staje się cnotą, ponieważ umożliwia szybsze zerwanie ze starym, zdegenerowanym porządkiem. Ten sposób odnoszenia się do strajków i manifestacji określił na czas transformacji relacje między inteligencją a zorganizowanym światem pracy, a zwłaszcza z robotnikami. Strajkujący, jeśli nie są po prostu zmanipulowani politycznie przez żądnych władzy liderów, reprezentują dawny ład, który inteligencja odrzuca, ponieważ nie zaspokajał jej aspiracji zarówno w wymiarze konsumpcyjnym, jak i godnościowym. Uznawanie racji strajkujących równałoby się popieraniu biedy i chęci mieszkania w blokowisku z „ludźmi pochodzącymi z różnych środowisk”[2].

Film Fidyka i Więckowskiej nie przedstawia ani biografii Balcero¬wicza, ani historii Polski po upadku realnego socjalizmu, opowiada natomiast mit wielkiego reformatora. Aktywność Balcerowicza przez dwadzieścia lat kapitalizmu w Polsce to powtarzanie wydarzeń z roku 1989. Balcerowicz niezłomnie prze do reform, chcąc dokończyć transformację i zbudować w Polsce prawdziwy ład rynkowy. Taki charakter ma jego udział w rządzie AWS w 1997 roku i objęcie prezesury NBP w roku 2001. Zmieniają się detale, nazwiska przeciwników i nazwy ustaw, jednak cały czas toczy się ta sama gra. To właśnie usprawie¬dliwia w kółko powtarzane przez Balcerowicza hasła o wydatkach socjalnych, które hamują rozwój, konieczności obniżania podatków i zbyt wolnej prywatyzacji. Dzieje Polski po 1989, doświadczane jako niekończąca się transformacja, sprawiają, że ta zdarta płyta może komuś wydawać się aktualna i świeża.

Bezwzględność postkolonialna
Ważnym aktorem pojawiającym się już na początku filmu jest Zachód. Celem transformacji jest oczywiście dogonienie Zachodu i osiągnięcie porównywalnego poziomu życia, jednak Zachód to nie tylko poziom PKB, ale także miejsce, z jakiego się nas ocenia. „Co pomyślą o nas na Zachodzie?” nie jest w Polsce zwykłym pytaniem, tylko rodzajem instancji, do której należy się odwołać, aby przywołać kogoś do porządku i powstrzymać przed kompromitującym zachowaniem.

Gdy w filmie pojawiają się zapisy archiwalnych wypowiedzi polityków nieprzychylne wobec Balcerowicza, niejako w odpowiedzi na nie autorzy przedstawiają wizytę Balcerowicza w USA. Widzimy Kapitol, miga w tle pomnik Kościuszki, bohater filmu dociera w końcu na seminarium do siedziby Banku Światowego. Po spotkaniu mamy okazję wysłuchać opinii na temat Balcerowicza, wypowiadanych wprost do kamery i specjalnie na potrzeby filmu, na co twórcy pozwalają, co ważne, tylko raz i tylko osobom z zagranicy. Robert Zoellick, prezes Banku Światowego, stwierdza, że: „Balcerowicz wiedział, co trzeba robić, a działał pod wielką presją. To przede wszystkim dzięki swej sile ducha i odwadze odegrał tak ważną rolę jako reformator”. W tym samym duchu wypowiadają się Jacob Frenkel, główny ekonomista MFW, Daniel Fried, ambasador USA w Polsce, czy Zbigniew Brze¬ziński, doradca prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Wypowiedzi te zapełniają też okładki płyty, aby zawstydzić ludzi, którzy są skłonni nie doceniać Balcerowicza. Zachód uznaje jego dzieło, i jest to jeden z kluczowych dowodów na jego wartość.

Zachód spełnia dla inteligencji i elit w Polsce nie tylko funkcję ze¬wnętrznego punktu odniesienia, ale jest elementem konstrukcji określającej ich stosunek z niżej usytuowanymi grupami społecznymi. W krajach półperyferyjnych, takich jak Polska, wyższość lokalnych elit jest w globalnym rozrachunku zaledwie średniością. Średniość ta to zarazem niepewność wobec własnego statusu, bezczelność, która stara się to ukryć, skłonność do imitacji i pilność w odtwarzaniu zapożyczonych wzorów. To także skłonność do gromadzenia dowodów prawomocności, jak choćby pochwał od ważnych reprezentantów Za¬chodu. Ważnym elementem władzy lokalnych elit jest występowanie w roli pośredników między „własnym podwórkiem” a „wielkim światem”. Czują się one uprawnione do organizowania życia innym, ponieważ lepiej znają reguły obowiązujące „w każdym normalnym kraju”. Poczucie dostępu do odpowiedniej wiedzy owocuje przyzwo-leniem na bezwzględność w traktowaniu ludu, któremu nie można pobłażać ze względu na jego własne dobro. Do tego niezbędny jest z kolei silny człowiek.

Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu
Dokument Fidyka i Więckowskiej nosi tytuł Balcerowicz. Gra o wszystko. Czy równie dobrze tytuł mógłby brzmieć Leszek Balcerowicz. Gra o wszystko? Nie mógłby, bo Leszek Balcerowicz i Balcerowicz to nie te same osoby. Leszek Balcerowicz to człowiek z krwi i kości, urodzony w Lipnie, posiadający przyjaciół i rodzinę, lubiący pierogi albo kaszankę. Balcerowicz to żywy mit i wzniosły reformator. Inaczej niż w przypadku przywódców ludowych, jak choćby Lech Wałęsa czy Fidel Castro, których imiona zawsze towarzyszą nazwiskom, a nawet nad nimi dominują, ponieważ czynią oni oręż ze swego człowieczeństwa, nazwisko Balcerowicza, podobnie jak Robespierre’a, występuje samotnie. Imię uczłowiecza i ukonkretnia, nazwisko z kolei jest nośnikiem prawa. Dlatego silnych ludzi, realizujących abstrakcyjne zasady i twarde reguły, reprezentują tylko nazwiska.

Balcerowicz inaczej niż zwyczajni politycy jest gotowy realizować reformy wbrew woli ludzi, bez wsłuchiwania się w ich żale i skargi, bez roztkliwiania się nad ich losem. Jako depozytariusz wiedzy, jak urządzić rzeczywistość, ma też świadomość, że zmiana wymaga ofiar. Wielkie projekty ocenia się przecież po globalnych skutkach, a nie małych dramatach. Dlatego też twórcy filmu pokazują kilku młodych, zadowolonych osób, przechadzających się Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Ofiar nie widać, z czego można wnioskować, że bezwzględność wyszła wszystkim na dobre.

Balcerowicz jawi się jako osoba wprost stworzona do swojej politycznej roli. Film zaczyna się obrazem samotnego biegu Balcerowicza, który kiedyś trenował biegi przełajowe. Choć porzucił sport wyczynowy, to wciąż trenuje, dając podwójne świadectwo hartu du¬cha – jako biegacz pokonujący swoje słabości i sześćdziesięciolatek, który sobie nie pobłaża. Balcerowicz wspomina też, jak w młodości zdecydował się przepłynąć Wisłę koło Torunia, co świadczy o jego skłonności do ryzyka i podejmowania wielkich wyzwań. Balcerowicz ma też własne zdanie, czemu dał wyraz choćby wtedy, gdy wbrew opiniom doradców nie zdecydował się stanąć przed sejmową komisją śledczą. Potrafi wreszcie działać na przekór wszystkim. Opowiada o tym z lubością, zwierzając się, że walcząc o realizację swoich projektów, myśli o geście Kozakiewicza. Zdeterminowany, odważny, samotny i działający przeciw wszystkim Balcerowicz to dobrze skrojony kostium służący zakryciu związków, jakie łączą go z elitami i in¬teligencją, których interesy reprezentuje. To inni zorganizowani są w grupy i brutalnie walczą o swoje. Za Balcerowiczem stoją po prostu rozsądni ludzie, wierzący w racjonalne zasady i silnego człowieka, który jest w stanie wprowadzić je w życie.

W ostatniej scenie filmu oglądamy, jak Balcerowicz oddala się od nas, biegnąc przez las. Jego misja się nie skończyła, a on sam wciąż ma siłę, żeby biec. Będzie biec tak długo, jak długo będzie miał swoich wyznawców.

Andrzej Fidyk o swoim bohaterze
„Leszek Balcerowicz to niesamowita postać w historii Polski. Mówi się, że plan Balcerowicza zmienił system, ale ja myślę, że chodzi o coś więcej – gdyby nie radykalne reformy, to inaczej mogłaby wyglądać dzisiaj nie tylko Polska, ale także cała nasza część Europy, to polskie reformy zmusiły inne kraje do pójścia tym śladem. Być może gdyby nie tamten impuls, nie bylibyśmy dzisiaj ani w NATO, ani w Unii Europejskiej.
Nie doceniamy go tak, jak na to zasłużył?
Ludzie, którzy wiedzą, co się dzieje, doceniają to, co zrobił, a ci, którzy krzyczeli za Lepperem, że «Balcerowicz musi odejść», pewnie do końca życia będą tak myśleli. W Polsce trudno być dobrym bohaterem. Ale wie¬rzę, że wiatr historii zawieje i znowu przyjdzie wielki czas Balcerowicza.
Niezależnie od tego, co on może czasem czuć, jak był traktowany, to prze¬cież widzi to swoje dzieło, to, jak wygląda polska gospodarka, której dał podwaliny. Ja z bliska przyglądałem się temu, jak oni wtedy realizowali ten plan – to była jasna koncepcja realizowana z żelazną konsekwencją. Jego zespół pracował po 20 godzin na dobę. Jego robota owocuje, mimo zawirowań politycznych ta gospodarka cały czas się trzyma. Zbudował coś takiego, co się nie łamie, nie ugina”.

Nakręcimy Balcerowicza. Andrzej Fidyk w rozmowie z Donatą Subbotko, „Gazeta Wyborcza”, 25 czerwca 2009

Przypisy:
1. O konkurencyjnych projektach reformy gospodarczej pojawiających się w tym czasie pisze w swojej książce Tadeusz Kowalik. Zob. Tadeusz Kowalik www.polskatransformacja.pl, Muza, Warszawa, 2009.
2. Historia sojuszu między inteligencją a robotnikami znajdującego swój najpełniejszy wyraz w „Solidarności” jest dobrze znana, historia rozbratu inteligencji i robotników u schyłku lat 80. wciąż czeka na napisanie.

fragment książki Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011