Niestety, u progu nowego tysiąclecia te komiksy zniknęły. Popyt na przygody ubranych w kolorowe kostiumy superherosów, ratujących w każdym numerze swoje miasto przed złowieszczymi superłotrami, zmalał właściwie do zera. Niektórzy czytelnicy wyrośli ze swojej infantylnej fascynacji, inni szukali nieco dojrzalszych pozycji, ale już nie w kioskach, tylko najpierw w drugim obiegu, a potem w księgarniach i sklepach specjalistycznych. Popularne zeszytówki zniknęły z pola widzenia przeciętnego czytelnika, a lata dziewięćdziesiąte zaczęły uchodzić za mityczny złoty wiek rodzimego rynku, gdy komiksy były tanie i szeroko dostępne.
Pisząc o Konstrukcie nie sposób nie wspomnieć chociaż o ambarasie towarzyszącym intensywnej akcji reklamowej, zaordynowanej przez Jakuba Kiyuca, autora i wydawcy komiksu. Machina promocyjna mocno spolaryzowała środowisko.
Jakub Kiyuc tylko formatem wpisuje się w semikowe tradycje – pod każdym innym względem jego pracy bardzo daleko do schematycznych opowiastek o ubranych w kolorowe kostiumy superherosach. Konstrukt to nie jest przystępne i lekkostrawne czytadło na kibelek, o którym zapomina się tuż po zakończonej lekturze, ale komiks trudny, wręcz odpychający w odbiorze. Skonsternowany czytelnik zostaje wrzucony w środek akcji, czy raczej dostaje kłębek splątanych wątków (dwóch? trzech?), wypełniony niedomówieniami, odwołaniami do nieprzedstawionych wydarzeń. Nie wiem zupełnie, gdzie panowie Stix, Aumbach i "mięsna kobieta-potwór" się znajdują, kim są, co ich łączy. Trudno przezwyciężyć hermetyzm Konstruktu, tym bardziej, że komiks napisany jest dość topornie. Narracji brakuje lekkości, przydługie dialogi trącą grafomanią i w gruncie rzeczy niewiele z nich wynika. Raczej pogłębiają poczucie zagubienia niż cokolwiek wyjaśniają. Oprawa wizualna jest na tyle specyficzna, że trzeba się często zastanawiać, co przedstawiają rysunki. Nie do końca wierzę w celowość tego zabiegu, który mocno utrudnia płynną lekturę. Wydaje mi się raczej, że to zwyczajne niechlujstwo, spowodowane pośpiechem przy realizacji i brakiem wprawy autora. Ratowanie grafiki porównaniami do Teda McKeevera czy Mike'a Mignoli, do których Kiyucowi jeszcze bardzo daleko, uważam za spore nadużycie.
W utworze postawiono na tajemnicę, majaczącą gdzieś na horyzoncie fabuły. To zagadka ma przyciągać i podtrzymywać zainteresowanie czytelnicze, a nie kolejne perypetie bohaterów. To bardzo ryzykowny ruch pod względem rynkowym i obawiam się, że nie niekoniecznie może spotkać się z aprobatą "przeciętnego czytelnika". A w takiego, jak sądzę, Konstrukt ze swoim nakładem celuje. Chce wierzyć, że fabuła skonstruowana jest z matematyczną precyzją. Po skończonej lekturze wszystkie kawałki trafią na swoje miejsce, tworząc spójny i satysfakcjonujący obraz. Chyba że stawką w grze Jakuba Kiyuca jest coś innego. Tak czy siak – zobaczymy, jak długo można grać ową tajemnicą i trzymać odbiorcę w niepewności.
Konstrukt #01
Jakub Kiyuc, Małgorzata Pomian
01/2011
Czarna Materia