Podobne, choć mające zupełnie inną skalę, postindustrialne przestrzenie i surowe wnętrza wypełniają oba kluby, a tętniące maszynowo, zdehumanizowane uderzenia idealnie pasują do tej architektury. Jacek Sienkiewicz, najszerzej znany bodaj
zagranico w kategorii muzyki tanecznej Polak, wydaje nową płytę, ale set nieszczęśliwie mi umknął. Mający stały etat w Ministerstwie ds. Ciężkich Bitów Ben Klock zaczął punktualnie o 3.14* (
przypadek? nie sądzę) i ruszył z ciężkimi betonowymi winylami, matematycznie precyzyjnie oddając różne stany świadomości, jak śmierć kliniczną, porwanie przez obcych czy narodziny, śmierć i powtórne narodziny, wszystko podlane fabrycznymi szelestami, pogłosami, minimalowymi przeszkadzajkami.
Nieliczni wybrani pielgrzymi zaczęli pieszą wędrówkę do dalekiej, schowanej na horyzoncie świątyni. Margines społeczeństwa w ilości 2 udawał, że rozumie, o co chodzi, chodząc co chwilę „na piwo” i „na fajkę”, poprawiając szeleszczące wdzianko, rozglądał się niepewnie wokół. Ben przyniósł ze sobą nawet mały stroboskop-latarkę, którym oświecał drogę zagubionym w ciemności wiernym. Urokliwy wieczór, milordzie. Co prawda w Polsce warunki pracy są bardziej humanitarne niż w zgniłokapitalistycznej stolicy Niemiec i Ben nie grał ośmiu godzin, ale dostaliśmy swój kawałek Europy.
Turystki z Francji były atrakcyjne, a ochroniarze bardzo przyjemni w dotyku. Zaleca się korzystanie z podobnych usług raz w miesiącu w celu redukcji napięcia mięśnia szczęki.
*Ben oczywiście zaczął zgodnie z planem o 1, jednak ten szereg cyfr był mi potrzebny do zachowania matematycznych skojarzeń z doskonałością, nieskończonością i nieznanym, ezoterycznym oraz z twarzą Trojanowskiego.