Oczywiście nie chodzi o samo tylko mówienie o problemach dorastania, ważne – może najważniejsze – jest też to ,by przemawiać językiem, który trafi do nastoletnich widzów. Tu, jak się wydaje, reżyser Sali samobójców odniósł pierwszy sukces. Chyba pierwszy raz w życiu byłem najstarszą osobą na sali kinowej, oprócz mnie w seansie uczestniczyło siedem dziewcząt w wieku gimnazjalnym. Film ma żywe tempo (może poza partiami środkowymi), wykorzystuje animację komputerową (choć moim zdaniem jest jej za dużo),  przedstawia rzeczywistość Internetu, coś do czego młodzi mogą się odnieść.

Póki film Komasy pozostaje na poziomie naszej rzeczywistości, też mimo wszystko lekko wystylizowanej, sprawy mają się dobrze. Głównym bohaterem jest Dominik (obiecujący Jakub Gierszał), osiemnastolatek z bogatego domu, któremu niczego nie brakuje. Jego ojciec (Krzysztof Pieczyński) jest doradcą ministra, matka (Agata Kulesza) szefową agencji mody. Chłopaka do prywatnej szkoły wozi szofer. Żyć nie umierać. Ale w jego wieku łatwo o utratę gruntu pod nogami, pewnej stabilności egzystencji. Tak też dzieje się w wyniku pocałunku Dominika z kolegą (w wyniku zakładu) i jego dalszych nieszczęśliwych konsekwencji Choć wątek tożsamości i orientacji seksualnej nie jest rozwijany, to właśnie ta westia staje się powodem załamania chłopca. Świat nastolatków ukazany jest jako skrajnie bezlitosny, od bohatera odwracają się i kpią z niego najbliżsi do niedawna przyjaciele. Nic dziwnego, że pocieszenia i zrozumienia szuka w innym świecie, wirtualnym.

Tytułowa sala samobójców zostaje na ekranie zaprezentowana za pomocą animacji komputerowej.
Pomysł świetny, wykonanie również, ale jest tego po prostu za dużo. Dominik porozumiewa się z przywódczynią grupy – Sylwią (Roma Gąsiorowska) wyłącznie przez Internet, bądź za pomocą video-rozmowy, bądź jako wirtualny awatar. Jednak proste przeniesienie takiej relacji do świata nierealnego wymagało dalej posuniętej kreacji. Tymczasem bohaterowie prowadzą tam najzwyklejsze rozmowy, co po dłuższym czasie może stać się nużące. Na dodatek dialogi są jedną ze słabszych stron tego filmu, co najbardziej uderza w scenach rozmów rodziców Dominika, czy to z nim samym, czy na przykład z kolejnymi psychoanalitykami i lekarzami. Chłopak zamyka się na świat – całkowicie i dosłownie. Nie wychodzi z pokoju przez wiele dni, czego rodzice nie zauważają, aż podejmuje próbę samobójczą. Potem wcale nie jest lepiej. Dominik zagłębia się jeszcze bardziej w świat sali samobójców, a członkowie grupy oficjalnie postanawiają zakończyć swoje życie.

Jan Komasa już swoją warszawską nowelą z Ody do radości udowodnił, że lubi przesadzać, dawać się ponieść emocjom. Nie inaczej jest w Sali samobójców. Sekwencje początkowe są doskonale poprowadzone inscenizacyjnie, a także aktorsko. Jednak od „spotkania” z Sylwią film, który mógł być wiarygodnym portretem młodzieży rozbija się dramaturgicznie, lawirując między – nie oszukujmy się – monotonnymi oraz dydaktycznymi scenami rozmów i prób dotarcia do pogrążonego w depresji chłopaka, a spazmatycznymi wręcz wybuchami agresji jego i rodziców. Wtóruje temu coraz bardziej poszarpana narracja. Wszystko osiada w stereotypie, którego potwierdzeniem jest finał. Niewiarygodnie wypada portret starszego pokolenia zajętego tylko sobą i przekonanego, że pieniądze załatwią wszystko. Nieprzekonująca jest też postać Sylwii, wypowiadającej frazesy o złym świecie, który nie rozumie młodych.

Mimo całej swojej atrakcyjności (wysoki poziom techniczny, ciekawa wizja plastyczna) i aktualności film Komasy potwierdza, że brakuje kina środka o polskiej współczesności. Są ekstrema: albo do cna nieprawdziwe, idealizujące świat komedie romantyczne, albo depresyjne obrazy nizin społecznych, ludzi zmagających się z losem. Spróbował Krzysztof Krauze Placem zbawiciela (2006), inni pozostali głusi. Nie chcę, by zabrzmiało to jakwielki zarzut w kierunku Sali..., po prostu nie mogłem oprzeć się takiej refleksji podczas seansu. Dzieło Komasy ma być pewna diagnozą pewnego zjawiska, jeśli nawet nie powszechnego, to na pewno niepokojącego. Spokojnie można by uzyskać podobne efekty nie wykorzystując bohaterów ze sfer wyższych. Tak było chyba jednak prościej: bogaci rodzice, życiowo ustawiony nastolatek mający świat u stóp – po prostu musi pojawić się jakaś rysa. Tak jakby atuty sukcesu materialnego implikowały podskórne zepsucie, atrofię uczuć, alienację.

Wypominając wady i niedociągnięcia cieszę się jednak z komercyjnego sukcesu Sali samobójców. Z tego, że na polskiej produkcji (i to nie historycznej ani kolejnej lekturowej adaptacji) można zobaczyć młodych ludzi, do których film przemawia i angażuje ich emocjonalnie.



Sala samobójców

scenariusz i reżyseria: Jan Komasa
zdjęcia: Radosław Ładczuk,
muzyka: Michał Jacaszek,
grają: Jakub Gierszał, Roma Gąsiorowska, Agata Kulesza, Krzysztof Pieczyński i inni
kraj: Polska,
rok: 2011,
czas trwania: 120 min,
premiera: 4 marca 2011r.,
ITI Cinema


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”


Za seans dziękujemy
Kinu Pod Baranami