W sytuacji, kiedy prywatne staje się publiczne, a wszelkie intymne kwestie zostają wystawione na widok klientów odwiedzających damskie WC, nie ma już mowy o granicach między tabu a wylewnością. To miejsce prowokuje bohaterów do potoczystych relacji z każdej historii, która dzieje się w nocnym lokalu. Sam spektakl zaczyna się o 22.00, więc pewne konteksty stają się dość wyraziste – część publiki po zakończonym teatralnym seansie pewnie zacznie błądzić w labiryncie ulic i klubów Kazimierza, by tam stać się niezwykłymi aktorami na jedną noc. Zestaw postaci i prowadzone narracje wydają się całkiem banalne – od zbuntowanej młodzieży począwszy (która opowiada o skrobankach, narkotykach i rodzinnych awanturach) aż do babci klozetowej, która trwa na posterunku (próbując zachować godność w swoim kafelkowym królestwie), mimo że jej mąż spędza ostatnie chwile życia na ostrym dyżurze. Może irytować ten wachlarz osobowy, który ma być odbiciem społeczeństwa „w ogóle”. W damskiej toalecie spotykamy: pijaną nauczycielkę (ciężarną i opuszczoną na dodatek), sekretarki, które wybrały się na polowanie mężczyzn ich życia (dramat, bo panowie spodobali się sobie), pobitą żonę nadpobudliwego posła, którego chroni immunitet, „artystkę”, czyli aktorkę znanej telenoweli (okrzyki fanek: „a to panią gwałcił ten typ na rynku!”), w którą na dokładkę – gdyby wrażeń było mało – wciela się prześmieszny kelner-transwestyta podczas swoich przebieranych show… puszczalską panią w średnim wieku i tak dalej i tak dalej. Nadmiar poruszanej problematyki i sposób jej ekspozycji wydaje się nieadekwatny do miejsca i czasu.
Aktorzy często stoją tyłem do widowni, a w lustrze widzimy ich upiększane odbicia – panie nakładają kolejne warstwy pudru, szminki, cieni. Ich twarze, a raczej idealne maski, świadczą o przybranym kostiumie osobowościowym („byle kto” do klubu nie wejdzie). Uzasadnieniem dla zastosowanych przez reżysera rozwiązań jest spotęgowanie sztuczności postaci, odczuwanych emocji i przeżyć na pokaz, na parkiecie i przy barze. Każdy trzyma się imprezowego scenariusza i nie można wprost uwierzyć, kiedy matka i córka (nienawidzą siebie od lat) nagle wpadają sobie w objęcia i z ich ust wydobywa się coś na kształt rozmowy. W damskiej toalecie nie ma miejsca na happy endy, za bardzo tu depresyjnie, żeby zaufać szczerym zamiarom tworzenia przyjaźni (przykład starszej pani – strażniczki spokoju klientów lokalu i młodej kobiety, która snuje infantylne wizje własnej rodziny w stylu „żyli długo i szczęśliwie…”). Poruszana w spektaklu problematyka brzmi koturnowo, przypominając „zagadnienia egzaminacyjne”: przemoc w rodzinie, aborcja, polityka, konflikt pokoleń, miłość, zdrada, seks, płeć kulturowa, kobieca solidarność, śmierć. Całość uświetnia jednak zabawny popis kelnera, który za kobietę uważa się od zawsze i ma prawo przebywać w miejscu dla niej przeznaczonym. Kiedy spotyka go życiowa szansa – na drinka przychodzi gwiazda telenoweli, którą imituje w swoich występach i ma okazję zaprezentowania jej swego talentu – pobicie jednej z kobiet niszczy aurę żartu, zapowiada kolejną tragedię.
Jak dla mnie za dużo tu pseudofeministycznych wstawek, które ze spektaklu o kobietach zrobiły nader gorliwy apel o pomoc dla ofiar męskiego szowinizmu, traktując drugą płeć w kategoriach damskich bokserów, zdrajców (jak nazwać inaczej przystojnych homoseksualistów?) i męskich dziwek. Ale to już zarzut w stronę samego dramatu, który trąci – nie boję się zastosować zasady genetycznego uwarunkowania tekstu, w tym wypadku wpływów pochodzenia pisarza, Rodolfo Santany, na jego twórczość – wenezuelską telenowelą. Kryje się w tym również przestroga dla zespołu – warto dokonywać selekcji najciekawszych wątków. Dramat istnieje w swej scenicznej realizacji, co oznacza, że można bawić się jego konwencją, nawet za cenę zmiany tytułu, który zaznaczy wariację na temat wyjściowego tekstu. Spektakl jest swoistą mieszanką (złośliwi mogą dodać: niestrawną) smaków z różnych stron świata – stąd ta giełda uczuć, nastrojów i zmiany tempa wpisane w niepewną, zaskakującą kolejnymi falami zdarzeń akcję.
Nie można odpowiedzieć jednoznacznie, co czuje widz postawiony w pozycji voyerysty. Momentami mam ochotę dowiedzieć się więcej na temat tych toaletowo-osobliwych historii, mogę zostać i poobserwować, posłuchać, nawet wtrącić się do rozmowy, wkręcić w tę szaloną imprezę. Ale znacznie częściej ogarnia mnie nocne znużenie albo drwina, a może to tylko obronna postawa i bezpieczny dystans do spraw trudnych, poruszanych w tym dziwnym miejscu (przypomina to uwagę Bachtina o Dostojewskim, który zauważył, że w Braciach Karamazow najważniejsze rozmowy o życiu toczą się w knajpach i podejrzanych miejscach). Jednak, idąc tropem Bachtina, ten „spelunkowy naturalizm” w spektaklu spłukiwany jest wraz z wodą w (damskiej) toalecie.
Rodolfo Santana – autor Damskiej toalety, zdobywca wielu prestiżowych nagród w Wenezueli i za granicą, autor ponad stu sztuk teatralnych, scenariuszy filmowych oraz librett.
Rubi Birden – tłumaczka Damskiej toalety na język polski, przekłada z angielskiego oraz hiszpańskiego. W jej dorobku są przekłady dzieł Marsha Norman, David Barbero, Rafael Mendizabal.
reżyseria: Ana Nowicka
scenografia: Pole
montaż: La Kostka
kostiumy: Joanna Polewka
muzyka: Krzysztof Figurski
obsada:
Lidia Bogaczówna, Małgorzata Brożonowicz-Sienkiewicz, Monika Kufel, Maja Kubacka, Marta Marianna Gortych, Ewa Breguła, Ana Nowicka, Magdalena Kozińska, Zuzanna Skolias, Agnieszka Bała, Marta Ledwoń, Jan Mancewicz, Tomasz Kudłaty
polska prapremiera: 12 czerwca 2009 w Teatrze BARAKAH
24.02.2011 01:32 | Katarzyna:
Świetny, wiarygodny komentarz! Plusy, ale i minusy, pełne oświetlenie spekatklu:)