Projekt był dotowany z państwowej kasy, powstał na zamówienie Ambasady Rzeczypospolitej w Niemczech i Ministerstwa Spraw Zagranicznych z okazji zeszłorocznego Roku Szopenowskiego. Ukazawszy się w grudniu przeszedł właściwie bez większego echa, nie licząc oczywiście forumowych pokrzykiwań i pytań, gdzie u kaduka można ten komiks dostać. I sprawa byłaby właściwie zamknięta gdyby nie pewien praski społecznik, który powodowany patriotycznym odruchem chciał przekazać album uczniom niemieckich szkół, aby ci od maleńkości uczyli się, że romantyzm to nie tylko Goethe i Schiller, Beethoven i Schubert. Oburzenie Janusza Owsianego na to, że w komiksie promującym wybitnego polskiego aż roi się od kurew, gówien i chujów było tak wielkie, że postanowił udać się z nim (z komiksem i z oburzeniem) do TVNu. Oddział warszawski przygotował materiał z właściwą sobie obiektywnością, rzetelnością, finezją i namysłem, zapewne nawet nie raczywszy rzeczonego utworu przeczytać. Bo przecież "w mediach" liczy się skandal, szarganie narodowych świętości i pokaz politycznej nieudolności – to banalna prawda, od której oczywistości aż zgrzytają zęby, kiedy się o niej piszę.


Na wstępie trzeba wyjaśnić jedno - Chopin New Romantic to nie komiks powstały w celach edukacyjnych, to nie rzecz dla dzieci, to nie bryk z życia i twórczości autora Etiudy rewolucyjnej. Rozumiem, że to pochodna myślenia "komiks, a więc dla dzieci", które będzie pokutowało do końca świata, ale CNR to projekt artystyczny.
Koniec, kropka. W tym miejscu należałoby całą aferę uciąć. "Ależ niedopuszczalne jest, aby promować symbol Polski w tandetniej, wulgarnej i koślawo narysowanej historyjce obrazkowej. I to jeszcze za publiczne pieniądze!" - zakrzykną obrońcy sztuki wysokiej i symbolu naszej narodowej kultury. Nie przekonają ich argumenty, że brzydkie wyrazy niekoniecznie muszą dyskwalifikować dzieło o wysokiej jakości, że podobne protesty są tak stare, jak sama literatura, że na gruncie polskim przerabialiśmy to już nie raz. Można zapominać o kontrkulturze amerykańskiej, nikt nie każe pamiętać o Akademii Francuskiej broniącej Corneillowi używać słowa "zupa" (zupa, nie dupa) w swoim dramacie, ale wypadałoby pamiętać o Flupach z Pizdy, "bruLionie" szargającym wszelkie świętości, Świetlickim czy Masłowskiej, kulturze alternatywnej lat osiemdziesiątych, Totarcie czy choćby o Warlikowskim albo Nieznalskiej. Strach w tym miejscu przywoływać Grossa, w kontekście "cweloholokaustu" (ciekawe czy neolingwiści warszawscy albo Minkiewicze nie klną w duchu, że sami nie wpadli na taką wspaniałą igraszkę językową!), bo grozi to wręcz zagonieniem do stodoły i spaleniem żywcem, ale czy mainstreamowe media naprawdę muszą się łapać na każdą artystyczną prowokację, uderzać w egzaltowane tony, chronić niewinność naszych dzieci przed zepsuciem i podburzać takich czy innych oszołomów do składania sądowych pozwów? To się robi naprawdę nudne. I smutne. Was jeszcze szokuje pisuar w muzeum i Mona Lisa z wąsami?



Z tego, co na łamach "Ziniola" pisze Maciej Pałka wynika, że Krzysztof Ostrowski, który jest autorem wzbudzającej kontrowersje nowelki, chciał uderzyć w formę tandetnych, pseudoartystycznych "dzieł", robionych na zamówienie przy okazji rocznicowych obchodów, organizowanych z wielką pompą, zwykle z rządowych pieniędzy. Tego typu komiksowej produkcji w naszym kraju wychodzi na tyle dużo, że można mówić o wykształceniu się specyficznego gatunku komiksów historycznych. Autor znany między innymi z niepoprawnej "Plasteliny", członek zespołu Cool Kids of Death, bije również w kształt kultury gdzie nazwisko i podobizna wielkiego kompozytora promują wódę, a tandetne etiudy w stylu sacro-polo ku czci Papieża Polaka okupują listy muzycznych bestsellerów, jak pisze Pałka. Ostry gładko wpisuje się w ten sposób w nurt kultury kontestacyjnej, ale raczej daruje sobie sikanie na pomnik. Żeby to stwierdzić, warto jednak przeczytać cały komiks, a nie tylko te fragmenty, w których pojawią się niecenzuralne zwroty, drodzy panowie dziennikarze. Dostrzec, że jego akcja dzieje się w więzieniu. I może niekoniecznie pojawia się w nim figura Chopina, tylko chałturnik stylizowany na Michała Wiśniewskiego, żerujący na publicznych pieniądzach przeznaczonych na obchody rocznicowe.


Inną rzeczą jest, że to establishment wyłożył pieniądze na ten wulgarny komiks, szkalujący ponoć Wielkiego Polaka. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wraz z polską Ambasadą w Niemczech zainwestowało w ten projekt 30 tysięcy euro. Czy w kraju, gdzie powinno się dokładnie oglądać każdą publiczną złotówkę przed jej wydaniem, nie znalazł się nikt w Ministerstwie, kto choć spojrzałby, co ten cały Ostrowski wysmażył, skoro spowodowało to takie poruszenie? Czy kiedy ktoś chciał zanieść Chopin New Romantic do szkół, ktoś inny nie powinien zwrócić uwagę, że jest to pozycja, która się do tego zupełnie nie nadaje? Czego spodziewano się po współpracy z wydawnictwem Kultura Gniewu, która w zeszłym roku opublikowała wznowienia Prosiacka i Zakazanego owocu, albumów pełnych przekleństw, szargania świętości i punkowego buntu? Smutne jest to, że tak niedaleko od pompowanej medialnie aferki za pomocą źle zrobionego i tendencyjnego materiału do instrumentalnego argumentowania komiksem w politycznej rozgrywce przed wyborami. Mieszanie kultury w politykę w ten sposób budzi największe obrzydzenie, jest ohydną manipulacją najwyższego możliwego rzędu. Zaraz okaże się, że to sam Chopin nawoływał i organizował ów cweloholokaust. Zamiast w świętym oburzeniu palić na stosie cały nakład, powinno się postawić pod ścianą oddział niekompetentnych urzędników z Sikorskim na czele za obrazę dobrego imienia Chopina, do której wcale mogło nie dojść (i raczej nie doszło). A najlepiej powołać specjalną komisję do tropienia innych tego typu utworów, które z miejsca szłyby na przemiał, a więzieniem karać ich autorów