Paweł Ścibisz: Czujesz się krakowianinem?

Filip Rudnicki: Mam z tym problem. Urodziłem się na Śląsku – w Gliwicach i to miasto jest mi bliskie. Potem była Pszczyna, z którą dalej jestem mocno związany. Od ośmiu lat mieszkam w Krakowie, tutaj kręcę filmy i tutaj mam przyjaciół. Gdy ktoś pyta „skąd jesteś?”, zwykle odpowiadam: z Krakowa. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby tak zostało. Najbezpieczniej będzie mi jednak odpowiedzieć – czuję się Filipem Rudnickim.

Co myślisz o władzach Krakowa i krakowskich strażakach po ich reakcjach na spot W samo południe?
Staram się nie analizować zbyt dogłębnie reakcji władz Krakowa i strażaków. Mam nadzieję, że wyniknęły one po prostu ze zdziwienia nagłym zainteresowaniem mediów, a groźba „przekazania sprawy prawnikom” była nie do końca przemyślana.

Nie wydaje Ci się dziwne, że film został uznany za obraźliwy dopiero wtedy, gdy spośród 583 filmów zgłoszonych do konkursu został uznany za najlepszy i wart nagrody 100 tysięcy złotych? Dlaczego nie był szkalujący na przykład wtedy, kiedy znalazł się w finałowej dwudziestce?
Świetne pytanie. Moja odpowiedź tylko by je zepsuła, pozostawię więc sprawę bez komentarza.

Jak sądzisz – dlaczego „zmęczeni”: Syrenka, Neptun i Kopernik promują Kraków, zaś pomysłowy hejnalista psuje wizerunek miasta?
Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, nie rozmawialibyśmy dziś o tym „skandalu”. Oznaczałoby to bowiem, że z premedytacją (a być może podprogowo?) chciałem zepsuć wizerunek miasta. Wydaje mi się, że Kraków powinien częściej promować się jako miasto nowoczesne, pełne ciekawych inicjatyw kulturalnych i biznesowych, a w mniejszym stopniu Miasto Królów Polski.
Zdecydowanie wolałbym miasto „z pierdolnięciem” niż „magiczny Kraków”. Takim skostniałym wizerunkiem jesteśmy już trochę zmęczeni.  

Kraków to dobre miejsce dla filmowca?

Kraków z pewnością ma dobry klimat dla artystów – trochę tu spokojniej i więcej czasu na rozrywki i kulturę. Z drugiej strony myślę, że przed nami jeszcze daleka droga, zanim będzie można ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że Kraków to „miasto przyjazne młodym filmowcom”.

Dlaczego?

Bo priorytetem pozostaje wciąż renowacja dam z łasiczką, a nie inwestycja w nowych „da Vincich”.

Jak się czujesz jako skandalista?
Raczej skandalista mimo woli (śmiech). A tak na poważnie – nie czuję się żadnym skandalistą. Staram się po prostu przedstawić swoje racje i sprecyzować, jakie były moje zamiary przy tworzeniu tego filmiku. „Skandal” wybuchł raczej przez nieporozumienie i niezrozumienie wzajemnych intencji. Mam nadzieję, że sprawa szybko się zakończy, strażacy wrócą do gaszenia pożarów, urzędnicy do wytyczania nowych dróg, a ja do kręcenia filmów.

W pierwszych reakcjach na zarzuty zadeklarowałeś chęć pozyskania patentu na Bogurodzicę. Na jakim etapie jesteś?
Wciąż na etapie planowania. Wszystko zależy od urzędników miejskich (śmiech).

Dlaczego postanowiłeś szkalować dobre imię hejnalistów i Stołecznego Miasta Krakowa?
Rozumiem, że to pytanie to żart? Postanowiłem przede wszystkim nakręcić humorystyczny krótki film na konkurs banku BGŻ, na tyle surrealistyczny i absurdalny, żeby w żaden sposób nie odnosił się do rzeczywistości. Na tym polegał cały konkurs. Widział ktoś kiedyś, żeby hejnał był puszczany z magnetofonu uruchamianego przez skomplikowaną maszynerię podłączoną do telefonu? Miasto powinno cieszyć się, że Krakusom coś się udaje. To czysta promocja.


Na planie W samo południe, foto: Artur Michalik

Co myślisz o medialnym szumie wokół W samo południe? Artykułach w Gazecie Krakowskiej, Gazecie Wyborczej i poście na blogu Korwina-Mikke?
Nie dziwię się temu – gdybym sam usłyszał taką historię z pewnością zapisałbym ją w swoim zeszyciku z tematami na przyszłe filmy. Z adnotacją, że byłby to film w klimacie Monty Pythona.

Jak odnosisz się do negatywnych komentarzy? Dlaczego nie zrobiłeś prześmiewczego filmiku o filmowcach?
Gdybym wpadł na lepszy pomysł, który dotyczyłby filmowców – zrealizowałbym go. Najlepszy, na który wpadliśmy z Arturem Michalikiem (współscenarzystą i odtwórcą głównej roli) dotyczył akurat hejnalisty-śpiocha.

Przeprosisz hejnalistów?
Jak już wspominałem, nie chodziło mi o naruszanie czyjegoś wizerunku. Jeśli poczuli się urażeni, to mogę ich tylko za to przeprosić i wysłać czekoladę na osłodę. Odrobina poczucia humoru i dystansu jeszcze nikomu nie zaszkodziła – sam przymierzałem się kiedyś do nakręcenia paradokumentu o swojej śmierci, w którym śmiałem się z własnego wizerunku.

Skąd wziął się pomysł z hejnalistą?
Z głowy. Jeśli pytasz o inspiracje rzeczywistością, to ich nie było. Pomogła raczej umiejętność abstrakcyjnego myślenia.

Co zrobisz z nagrodą – 100 tysiącami złotych? Spełnisz marzenia? Zainwestujesz filmowo?

Przez to całe zamieszanie pieniądze zeszły jakby na drugi plan. Przede wszystkim nagroda pomoże sfinansować kolejne przedsięwzięcia filmowe. Chciałbym trochę zainwestować w sprzęt. Pamiętam też co mówiła moja babcia: „Wszystkie przedmioty prędzej czy później się zepsują i trzeba będzie je wyrzucić. Jedyna dobra inwestycja to podróże. Pozostają w pamięci na zawsze”. Chyba skorzystam z jej dewizy.

Czy po sukcesie w konkursie nabrałeś ochoty na pracę w branży reklamowej?
Dobra i inteligentna reklama to też wielka sztuka. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby stało się to moim zarobkowym zajęciem, bo to nieprawda, że tylko artysta głodny jest wiarygodny. Nie ukrywam, że po wygranej w konkursie pojawiło się już parę propozycji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jakie masz plany na kolejne filmy? Czy są w ogóle takie plany? Przymiarki?

Nie chciałbym popełnić falstartu. Już kiedyś zbyt szczegółowo opowiadałem o swoim przyszłym projekcie, który w końcu nie powstał. Mogę tylko powiedzieć, że zbieram materiały do scenariusza o podstarzałej gwieździe disco polo, która wraca do Polski po kilkunastoletnim pobycie w USA i zastaje ten kraj w zupełnie innej kondycji niż zapamiętał. Chciałbym, żeby był to obraz współczesnej Polski B, coś jak Zapaśnik albo Szalone serce. Nawiązałem już kontakt z liderem zespołu Akcent – Zenonem Martyniukiem. Może opowie mi coś ciekawego.



Filip Rudnicki – reżyser niezależny, autor takich filmów jak Zazdrość czy Nędza na podstawie opowiadania Wojciecha Kuczoka. Współzałożyciel grupy Butcher’s Films. Jego spot W samo południe wygrał w konkursie banku BGŻ „Podwyżka na bank”.


Przeczytaj także rozmowę z Adamem Uryniakiem o realizacji jego nowego filmu - Zniknięcie


Fotografia Filipa Rudnickiego - Krzysztof Globisz