Obsadzenie Carreya w roli głównej było natchnioną decyzją, która wszakże ma swoją cenę. Z jednej strony Carrey bezwstydnie „pedałuje” – cieszy się gejowskimi manieryzmami i stereotypami, ogrywając je do nieprzytomności (myślę, że osoba uprzedzona wobec homoseksualistów wytrzyma na filmie góra dziesięć minut).
Film jest grubo ciosaną farsą, w której nawet umieranie na AIDS staje się pod koniec gagiem. Chwilami ogląda się Phillipa… trochę jak Arizonę Juniora (1987) braci Coen: bezczelne gawędziarstwo i celowa przesada są głównym motorem filmu. Jeśli czegoś zabrakło, to wyraźniejszego wyeksponowania głównego (acz podskórnego) tematu: całkowitej nieumiejętności Stevena do mówienia prawdy i budowania więzów z ludźmi i rzeczami. Rozczarowanie Stevenem, jakie Phillip raz po raz okazuje, zbyt łatwo zostaje przez twórców zamiecione pod dywan. Gdyby nie ten retusz, byłby to znakomity film o najbardziej zwariowanej wierności w dziejach: oddaniu, jakie szubrawiec żywi do anioła – i vice versa.
Michał Oleszczyk – krytyk filmowy, absolwent filmoznawstwa UJ. Publikuje w „Kinie” i na blogu Ostatni fotel po prawej stronie. Autor książki Gorycz wygnania: Kino Terence’a Daviesa i współautor (z Kubą Mikurdą) wywiadu-rzeki Kino wykolejone: Rozmowy z Guyem Maddinem. W 2010 roku, nakładem Korporacji Ha!art, ukazała się książka Trzynasty miesiąc. Kino braci Quay, w której można się zapoznać się z obszerną rozmową Michała Oleszczyka i Kuby Mikurdy z braćmi Quay. Fragment wywiadu – do przeczytania tutaj.
Tekst pochodzi z blogu Autora
MAŁE ARCYDZIEŁO EKWILIBRYSTYKI