Praca Libery, która była już poprzednio prezentowana w kilku miejscach, tym razem zyskała szczególną oprawę. Zakupiona do kolekcji Muzeum, będzie prezentowana do końca marca w galerii "Broń i barwa w Polsce". Aby zobaczyć pracę słynnego artysty, musimy najpierw pokonać kilka długich sal wypełnionych historycznymi militariami: są tu zbroje husarskie, sztandary wojskowe, kościuszkowskie mundury, armaty czy nawet atrapa okopów (poetycko dopełniona odgłosem wystrzelanych pocisków). Wszystko jest przygotowane w sam raz na wycieczki szkolne lub rodzicielskie lekcje historii. Tu właśnie, w tej bezpiecznej i oswojonej przestrzeni wspomnień i mitów, czai się praca Libery, która, na pierwszy rzut oka, nie wydaje się wcale taka prowokująca, jak może byśmy tego oczekiwali (w końcu to Libera...). Ot, zdjęcia młodych żołnierzy z karabinami w rękach. W sumie, pasuje to nawet do reszty ekspozycji... czy aby na pewno?
Pomiędzy Hemingway’em a Essential Killing
Szczęśliwi, niewinni i bezduszni to praca składająca się z instalacji fotograficznej i albumu, będącego właściwie meritum wystawy. Sam tytuł jest cytatem słów Wendy, bohaterki powieści Piotruś Pan, do jej córki Jane:
- Mamo, dlaczego nie potrafisz latać?
- Ponieważ jestem dorosła, kochanie. Kiedy ludzie dorastają, zapominają, jak się to robi.
- Dlaczego zapominają?
- Ponieważ już nie są szczęśliwi, niewinni i bezduszni. Tylko szczęśliwi, niewinni i bezduszni potrafią latać.
Instalacja składa się z siedmiu zdjęć, w tym cztery z nich to fotografie przedstawiające młodych i starszych mężczyzn, ubranych po wojskowemu, z bronią palną w rękach, którzy odbywają wędrówkę przez zalesiony teren. Prace przypominają w swojej poetyce zdjęcia z wakacji: widzimy na nich pięknych, młodych chłopców, którzy pozują do zdjęć, leniwie wygrzewają się w słońcu lub stoją na skałach, zamyśleni i wpatrzeni w przestrzeń. Kosmyki mokrych włosów oblepiają ich twarze, nagie torsy są przyozdobione sznurami nabojów. Może są to jacyś partyzanci, którzy przemierzają las, z jednej bazy do drugiej? Teraz najwyraźniej mają chwilę przerwy i wypoczywają nad strumieniem. Siedzą, myślą, patrzą na siebie, bawią się strzelbami. Z nieba leje się żar. Obok tych zdjęć widzimy jeszcze zdjęcie dziennika partyzanta, pisanego w zeszycie w kratkę, z odręcznym rysunkiem przedstawiającym walkę w górach. Obok niego znajduje się cytat z prozy Williama S. Borroughsa, w której zarysowana jest wizja utopijnego państwa, wolnego od opresyjnych zasad społecznych. Do tego dodany jest jeszcze kolejny cytat z Piotrusia Pana, stanowiący opis samego Piotrusia: małego chłopca, innego od reszty chłopców, delikatnego i trochę przestraszonego, który mimo to dziarsko oznajmia, że "śmierć to dopiero jest wielka przygoda". Jak widać, instalacja jest pewnego rodzaju łamigłówką, która ma zaintrygować widza i odwrócić jego wzrok muzealnych eksponatów. Pełne rozwiązanie zagadki kryje się dopiero w książce, w której znajdujemy kontynuację opowieści o młodych wojownikach. Wewnątrz znajdują się kolejne fragmenty dziennika żołnierza, zdjęcia dokumentujące wędrówkę oddziału, cytaty z Borroughsa i Piotrusia Pana, oraz, co najważniejsze, fikcyjny artykuł z "National Geografic", z którego dowiadujemy się, że tajemnicza grupa chłopców to oddział partyzantów walczących o wolność, których spotyka na swojej drodze archeolog David Borgos oraz fotograf, Zbigniew Libera, w trakcie wspólnej wyprawy na Madagaskar.
Figury melancholii
Zbigniew Libera, mistrz subwersywnych gier i przekłamanych obrazów, także w Szczęśliwych, niewinnych i bezdusznych ukazuje się nam jako kreator nieprawdziwych historii, ukazujących świat na opak, z wywróconą perspektywą, która uniemożliwia nam "normalne" widzenie. W krainie Libery nic nie jest normalne, każda reguła jest zakwestionowana. Mali chłopcy ćwiczą mięśnie, mężczyźni wydłużają sobie penisy, dziewczynki golą lalki pod pachami. A lalkom rosną brzuchy, których nie zatuszuje żaden gorset. Znane i oswojone obrazy, jak reklama klocków lego, zamieniają się w zabawkową rzeźnię.
Kurator wystawy, Dominik Kuryłek, w swoim tekście do wystawy odczytuje Szczęśliwych... poprzez pryzmat poprzednich prac Libery, takich jak Co robi łączniczka czy Pozytywy, będących także rodzajem sfingowanych opowieści, które przeinaczają historyczne klisze, jakimi posługujemy się na co dzień. Tak samo i Szczęśliwi... są przecież zbiorem fotografii, które bawią się ustalonym wzorcem wizerunku żołnierza-twardziela, znanego nam choćby z amerykańskich filmów wojennych. Libera podejmuje w tej pracy krytyczną refleksję nad mitami męskości, wspólnej walki i braterstwa, która jednak (co chyba nie zostało dostatecznie podkreślone) w tym przypadku jest przestawiona poprzez intensywnie queerową perspektywę. Libera w Szczęśliwych... to tajemnicza postać, dziwny obcy, znany nam choćby z pracy Ten inny z 1988 roku. Po dłuższej kontemplacji książki dla odbiorcy staje się oczywiste, że ci młodzi chłopcy, których widzi, to piękni geje, zanurzeni w rajskim, nierealnym świecie. Co to za żołnierz, który nosi obcisłe spodnie i eleganckie buty? A zdjęcie chłopaka, który wyleguje się na hamaku - kim jest jeśli nie śpiącym Endymionem, tak dobrze znanego nam choćby z kiczowatego dzieła Anne-Louisa Girodeta? Broń jest tutaj tylko niegroźną zabawką, fetyszem męskości zwisającym prowokująco z pasków lub wycelowanym obscenicznie ku górze. Gdy chłopcy prezentują spocone torsy, ich starsi i brodaci koledzy przyglądają się im ukradkiem, radośnie uczestnicząc w tej jakże ciężkiej i niebezpiecznej "wyprawie". Dziarsko wspinają się na szczyty skał i, niczym wędrowcy na obrazach Caspara Davida Friedricha, marzą.
Szczęśliwi...(po angielsku brzmiący nota bene jako The Gay...) to praca zawierająca wyraźne, homoerotyczne tropy. Nie przypadkowo w skład książki wchodzą cytaty z pism Che Guevary, który dzisiaj egzystuje pod postacią wizerunku młodego, przystojnego chłopaka-rewolucjonisty. Z kolei motyw podróży, w tym wypadku wyprawy przez lasy Nibylandii, jest jednym z kluczowych elementów homoseksualnej mitologii, jako symbolu inicjacji, poszukiwania korzeni własnej tożsamości czy wreszcie idei "prawdziwej, męskiej wyprawy ojców i synów". Im jednak dalej w las, tym bardziej granice ról stają się niewyraźne. Czy ojciec może pocałować syna? Wydaje się, że tak... W ten dwuznaczny pejzaż znakomicie wpisują się fragmenty dzieł Borroughsa, słynnego pisarza-homoseksualisty, którego historia, naznaczona nieszczęśliwym zabiciem własnej partnerki, sprowadzała się do nieustannej ucieczki i podróżach po Ameryce Południowej. On także, ten wieczny nomada i ćpun, wydaje się być uczestnikiem wyprawy po Nibylandii. Wszyscy ci chłopcy – młodzi i starzy, rewolucjoniści i fetyszyści – zdają się odbywać razem wielką eskapadę donikąd. Orszak nieuleczalnych melancholików. Tu, gdzie, jak głosi jeden z napisów, "polityka jest martwa" mogą spokojnie odprawiać swoje rytuały.
Historia z pieprzem
W obecnej odsłonie, praca Libery funkcjonuje na co najmniej dwóch poziomach. Pierwszy z nich to wielowątkowa opowieść artysty, w której zanurzamy się w lasach Nibylandii, by towarzyszyć oddziałowi partyzantki. Na drugim poziome akcja rozgrywa się już w przestrzeni całej galerii, której ekspozycja nieuchronnie musi wejść w dialog z pracą. Na tym tle ciekawie sytuuje się sama postać artysty: jest on tutaj zarówno narratorem, co i bohaterem. Jest także autorem fotografii, zrobionych "w akcji" i dołączonych do tego quasi-dokumentalnego dzieła. Najbardziej interesująco przedstawia się jednak jego sylwetka jako autora samego dzieła, słynnego artysty, przed którym drzwi do każdej galerii stoją otwarte – co, w wypadku Galerii Broni i Barwy Polskiej nie pozostaje bez konsekwencji. Poprzez zestawienie Szczęśliwych… z galeryjnymi eksponatami, cała wystawa znajdująca się w muzeum stała się polem homoerotycznej gry, a jej dotychczasowy status został podważony. Ten zabieg – zestawiania dzieł sztuki i eksponatów z różnych okresów w taki sposób, by wydobyć z nich nową, nieoczekiwaną treść – jest działaniem interesującym, nie jest to jednak precedens w polskim muzealnictwie. Świetnym przykładem realizacji takiej koncepcji muzealniczej jest choćby wystawa Interwencje! w warszawskim Muzeum Narodowym, w ramach której grupa kuratorów „interweniowała” w tkankę stałych ekspozycji, umieszczając w nich obiekty z odmiennych epok. W ten sposób poszczególne galerie straciły swój przewidywalny charakter, stając się miejscem kuratorskiego eksperymentu i krytycznego dialogu z historią. Interwencje! dobiegają jednak końca, a wraz z odejściem Piotra Piotrowskiego ze stanowiska dyrektora Muzeum należy wątpić, aby ta krytyczna ścieżka była kontynuowana. Muzeum Narodowe w Krakowie z kolei rozpoczęło w ostatnich czasach z prężną akcję „odświeżającą”: budzącą sporo kontrowersji odnową Sukiennic i modernizację galerii stałych (w tym galerii „Broń i Barwa w Polsce”). Wystawa Zbigniewa Libery jest z kolei kulminacyjnym punktem obchodów 5. rocznicy ponownego otwarcia Galerii Sztuki Polskiej XX wieku, w ramach której rozpoczęto projekt „Galeria Żywa”, zakładający organizację niedużych wystaw monograficznych lub tematycznych oraz okolicznościowych pokazów pojedynczych dzieł. Jak na razie pokaz pracy Libery wydaje się być najbardziej interesującym działaniem „Galerii Żywej” ze względu na jej krytyczny i subwersywny charakter. Instalacja Szczęśliwi, niewinni i bezduszni może na pierwszy rzut oka nie szokuje, jednak w miarę poznawania historii w niej zawartej, cała ekspozycja, znajdująca się wokół nas, staje się coraz bardziej dwuznaczna. Libera, artysta o ustalonym wizerunku prowokatora, jest nim także i tu. Jego prowokacje są jednak wyrafinowane i ukryte. Niczym złośliwy duch, wchodzi do galerii cicho i dyskretnie, znacząc ekspozycję homoerotycznym śladem – chwyta miecze i stawia je na sztorc; puste i zakurzone zbroje wskrzesza westchnieniem Erosa; bohaterom z patriotycznych obrazów domalowuje rumieńce i czerwone usta. Wystawa Szczęśliwi, niewinni i bezduszni świetnie pokazuje, że czasami wystawczy jeden ruch, żeby galeria, w tradycyjny sposób prezentująca dzieje polskiego oręża, nagle stała się opowieścią o zupełnie czymś innym i zaczęła żyć na nowo – tym razem życiem perwersyjnym.
Dzięki temu posunięciu kuratorowi wystawy udało się wpisać niejako w sformułowaną przez Piotrowskiego koncepcję muzeum krytycznego, która zakłada m.in. refleksyjne i rewizjonistyczne podejście muzeum do siebie samego oraz nadanie mu funkcji forum, przestrzeni dyskusji nad problemami współczesności. Warto na marginesie dodać, że obecnie w Krakowie odbywa się inna wystawa, która także rości sobie prawa do bycia krytyczną dyskusją nad mitami polskości. Jest to oczywiście Bitwy pod Grunwaldem na Wawelu, w ramach której zestawiono Hołd Pruski Matejki z pracami Edwarda Dwurnika. Teoretycznie, obie te wystawy – Dwurnik na Wawelu i Libera w Narodowym – wykorzystują podobny zabieg kuratorski, efekt jednak jest inny. W przypadku Libery możemy bowiem mówić o całkowitym przewartościowaniu muzealnej kolekcji, tymczasem prace Dwurnika stanowią jakby continuum ponurej narracji o polskości, którą rozpoczął już Matejko, a która jest także zawarta w Hołdzie Pruskim (przypomnijmy sobie ponurą minę Stańczyka, który wie, że z tej historii nie wyniknie nic dobrego). Nie ma więc w tej narracji żadnego zaskoczenia ani rewizji polskiej mitologii, którą niejako sugerują kuratorki wystawy. Zostajemy raczej na dobrze znanym nam, lekko prowincjonalnym podwórku. Z tym większą radością należy więc przyjąć fakt, że zarówno Libera, co i Kuryłek, potrafią z tego podwórka wyjść, oferując nam bardziej fascynujące podróże. Jedno jest bowiem pewne – żeby tworzyć interesujące wystawy, nie wystarczy remont galerii.
Zbigniew Libera, The Gay, Innocent and Heartless/Szczęśliwi, niewinni i bezduszni
13.11.2010 - 31.03.2011
Muzeum Narodowe w Krakowie
Galeria "Broń i Barwa w Polsce"
kurator: Dominik Kuryłek