Tekst – fajerwerk, który zachwyca jeszcze długo po eksplozji, to główny punkt programu scenicznego świętowania w wykonaniu charyzmatycznej Karoliny Gruszki. Rola to, jak przyznaje reżyser w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim, rodzaj językowego kodu do porozumiewania się z widzem. Stąd też niebanalna funkcja, cytując Demirskiego, „historii wesołej, a ogromnie przez to smutnej”, opowieści, która zostaje – podobnie jak ofiary bohatera-ludożercy – poćwiartowana i zjedzona przez swego narratora. Tekst jest wywracany na każdą stronę, przerabiany i performatywnie czytany – po to, by ujawnił swój źródłowy potencjał, wielość (re)prezentacji i swoją istotę.


Spowiedź (modlitwa?) mężczyzny jest poetyckim monologiem o „przeklętym, parszywym lipcu”, kiedy to przydarzyła mu się „cała ta bezlitosna brednia”. Na drodze do smoleńskiego domu wariatów Piotr (w tej roli Karolina Gruszka) popełnia cały szereg groteskowych zbrodni, zarówno na ludziach przez siebie znienawidzonych (zemsta na sąsiedzie, emerycie, „gównojadzie ze stażem”, którego zabił wbijając mu nóż do gardła i poprawiając nóżką od taboretu), jak i na osobach kochanych od pierwszego wejrzenia, postaciach wyciętych ze szkolnych zdjęć. Nela (kobieta z dziwnymi nogami, która „żyła sobie na tym świecie, żyła i jeszcze sekundę wcześniej była, a w następnej sekundzie już jej nie ma”) przypomina Piotrowi inną postać (wspomnienie, fantazmat) – „Żannę z mojego dzieciństwa M.” – i z nią utożsamia poznaną kobietę. Jej spotkanie to wątek autobiograficzny w sztuce Wyrypajewa (który przyznaje się do znajomości z Żanną po kilkunastu latach niewidzenia się z nią), a jednocześnie moment kulminacyjny – morderstwo kobiety to oczyszczenie, metafizyczne spełnienie, zajrzenie w głąb duszy chorego człowieka, który nie potrafi poradzić sobie z miłością inaczej niż na swój kuriozalny sposób.


Widz ma przed sobą postać 69-letniego człowieka z przeszłością godną zatwardziałych kryminalistów (zabójstwo bezdomnego pod mostem, popa w smoleńskim monasterze pełnym „szalonych w Chrystusie”, salowej w szpitalu, wreszcie obiad z psa), którego historia porywa dynamizmem i brutalnością z jednej strony, i ciepłem, entuzjazmem (sic!) z drugiej. Nie ulega wątpliwości, że kobiecy urok aktorki niweluje wydźwięk tych makabrycznych opisów. Ponadto opowieść o ćwiartowaniu, mordowaniu i pożeraniu to eksploracja kuszącego, niepokojącego piękna, niczym jak w Pachnidle Patricka Süskinda. Nie chodzi tu o moralne oceny czy psychologię mordercy (po wysłuchaniu całego katalogu wykroczeń wychodzę z uśmiechem na twarzy), liczy się tekst-aktor, melodia słów i sensów.

Tekst – partytura. Warstwa brzmieniowa opowieści to kompozycyjny szkielet scenariusza, w którym każdy wyraz ma swoją dźwiękową funkcję, jak onomatopeje, powtórzenia, paralelizmy składniowe. Dźwięk, melodia, rytm, tempo, ton głosu, intonacja – oto, co składa się na barwny sztafaż doznań słuchowych, fundamentalnych dla zaistnienia tekstu w teatrze. Odtwórczyni głównej roli bawi się nim, angażuje się bądź ironicznie odsuwa na bok, rozciąga granice tego tekstowego świata i modeluje jak plastelinę.


Sytuacja kontaktu z widzem to bezpośrednia relacja, w której udział biorą: aktorka, mikrofon (niemodny, nie z tej epoki) i publiczność. Widownia przez kilkadziesiąt minut siedzi jak zahipnotyzowana, choć na scenie praktycznie nic się nie dzieje. Technika scenicznej soczewki skupia uwagę obserwatora, punktowe światła i zasłonięta kurtyna ograniczają pole percepcji do najważniejszych obrazów prowadzonej narracji. Karolina Gruszka, „za jej niezwykłą siłę połączoną z delikatnością, za mieszaninę wytrzymałości i uroku” (aktorka wykonuje tylko drobne gesty, cały czas stojąc) otrzymała nagrodę za najlepszą rolę kobiecą podczas tegorocznej Boskiej Komedii. Słusznie! Ciało aktorki było konsekwentnie prowadzonym, precyzyjnym i delikatnym przekaźnikiem treści, z którymi współgrało w chwilach dystansowania się, napięcia czy euforii. Strój sugerował, że płeć postaci nie jest najważniejsza (długą, ciemną suknię i męską marynarkę zamieni później na letnią sukienkę i tenisówki). Najistotniejsze jest to, co ma do powiedzenia – nie bojąc się uproszczeń: ważne jest to, co się z nią dzieje, kiedy mówi, czyli kiedy jest sobą. Szczerość wykonania zdominowała aktorską przesadę, a wykonanie – jak mówił Iwan Wyrypajew w jednym z wywiadów – jest najważniejsze. Aktorka zostaje szatańsko opanowana przez tekst, nad którym jednocześnie nie traci władzy (wyraz jej twarzy zdradza pewność siebie i zdeterminowanie), postać i tekst istnieją dzięki sobie nawzajem, dzięki paktowi z diabłem i oddaniu swej duszy w zamian za panowanie nad ludzką mową – wiedzą tajemną. Popis wokalny Karoliny Gruszki to majstersztyk aktorskich umiejętności.


Historia ludożercy to również opowieść o jego trzech synach, dyżurnych ruchu z Archangielska, „co to żadnych skarg na nich nie ma” i którzy przyjeżdżają w odwiedziny do ojca w pierwszym dniu „przeklętego na wieki” miesiąca lipca. Monologi (właściwie listy synów) wygłaszają aktorzy, którzy wkraczają na scenę po kolejnym zabójstwie dokonanym przez rodzica, jest to barwne uzupełnienie historii kanibala i jego rodziny. Nieme filmy wyświetlane na kurtynie w przerwach między kolejnymi sekwencjami stanowią świadectwo losów dyżurnych ruchu w Archangielsku. To postaci komicznie przerysowane, trzy kalki jednego schematu, śmieszne karykatury bez prywatnego życia. Zabieg polimorfizacji głosów w tym niesamowitym teatralnym chórze daje efekt wzmocnienia śpiewanych/mówionych/melorecytowanych czy skandowanych partii tekstu.


Po takiej dawce audiowizualnych emocji, widz czeka już tylko na huk organów – lecz tu niespodzianka! Przedstawienie nie kończy się wystrzałem, nie ma mocnego brzmienia fanfar, ale wyciszenie, skupienie na obrazie filmowym. To dopowiedzenie losów głównego antybohatera. Film przedstawia sytuację jak z domu pogrzebowego czy kostnicy, nad trumną Piotra stoi lekarz i jego trzej synowie, których gesty są przerysowane, śmieszne i znowu – niezręczne w tej sytuacji. Na to wszystko nakładają się gagowe sceny z niemych filmów, gdzie postaci obrzucają się tortami. Zderzenie stylistyk wyprowadza widza z moralnej równowagi. I o to chodzi.


W kategorii NAJLEPSZY DRAMAT, „za najbardziej konsekwentnie prowadzony, silny, oryginalny i ambitny tekst – który jest jednocześnie niezwykle melodyjny – nagrodę przyznajemy Iwanowi Wyrypajewowi” (jury Festiwalu Boska Komedia). Tym razem nic dodać nic ująć.


3. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie

Teatr na Woli im. Tadeusza Łomnickiego Warszawa
Lipiec
Autor sztuki/tekst – Iwan Wyrypajew
Przekład – Agnieszka Lubomira Piotrowska
Reżyseria – Iwan Wyrypajew
Obsada – Karolina Gruszka, Łukasz Czapski, Sławomir Doliniec, Łukasz Meduz Wieczorek, Jarosław Zawadko


Fot. Grzegorz Ziemiański (materiały organizatora)