Wśród relacji z rwandyjskiego konfliktu wyróżniają się reportaże Jeana Hatzfelda, który poświęcił wiele miesięcy na rozmowy z ocalałymi z masakry oraz z jej sprawcami. W polskim tłumaczeniu ukazała się tylko ostatnia z jego trzech książek opisujących sytuację w Rwandzie po ludobójstwie, Strategia antylop. W tekście francuskiego pisarza zebrano świadectwa mieszkańców afrykańskiego kraju pochodzące z okresu po 2002 roku, kiedy wypuszczono z więzień część skruszonych morderców. Dlatego wśród dominujących wątków tej książki znalazły się nie tylko wspomnienia (nie jestem pewien, czy to w tym kontekście odpowiednie słowo) wydarzeń z 1994 roku, ale także opisy reakcji na konieczność wspólnego życia ofiar i zabójców, uwagi o funkcjonowaniu lokalnych sądów, powołanych do osądzenia uczestników masakr, dyskuja nad zasadnością prowadzonej przez władze Rwandy oficjalnej polityki pojednania. Tochman koncentruje się prawie wyłącznie na świadectwach ludobójstwa, dlatego lektura obu książek przebiega odmiennie.
Relacje świadków w reportażu Hatzfelda są starannie od siebie (i od uwag narratora) oddzielone, podane w cudzysłowie, wraz z imieniem i nazwiskiem osoby mówiącej.
Relacje ofiar zapierają dech w piersiach, przerażają, i jeszcze długą chwilę po lekturze wywołują zamęt w głowie, nie pozwalają powstrzymać kołatania serca ani uspokoić oddechu. Oczywiście rodzi się w tym miejscu pytanie, czy nagromadzenie obok siebie tego typu fragmentów jest zabiegiem stosownym. Nie umiem jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Z jednej strony nie ulega wątpliwości, że kumulacja wstrząsających wypowiedzi służy polskiemu reporterowi do wywarcia na czytelniku określonego wrażenia: dokonuje on w ten sposób oczywistej manipulacji zebranymi przez siebie relacjami. Jednak gdy zdamy sobie sprawę z ogromnej skali ludobójstwa w Rwandzie (milion zamordowanych w ciągu stu dni daje siedmioro zabitych na minutę!), wówczas może się okazać, że takie nagromadzenie szokujących zdarzeń nie jest wcale nadużyciem ze strony reportera, ale oddaje faktyczny obraz masakr.
Dzisiaj narysujemy śmierć nie jest pierwszym reportażem Tochamana z miejsca, w którym dokonano ludobójstwa. Wydana w 2002 roku książka Jakbyś kamień jadła stanowi relację dziennikarza z terenów Bośni i Harcegowiny, gdzie towarzyszył antropolożce Ewie Klonowski, która zajmowała się tam ekshumacją masowych grobów i identyfikacją kości zmarłych. Relacje o niezwykłych okrucieństwach kontrapunktowane były w pewnej mierze opowieścią o niezwykłym poświęceniu antropolożki i wzniosłym ludzkim pragnieniu, by pogrzebać zwłoki swoich bliskich. W Rwandzie identyfikacja zamordowanych traci sens ze względu na ogromną skalę ludobójstwa, a także na to, że zabijano całe rodziny, wobec czego nie ma dla kogo jej dokonywać. Nieznana jest także tożsamość ofiar, gdyż Hutu niszczyli dokumenty i spisy mieszkańców. Miejsce podziwu dla pełnej zangażowania pracy doktor Klonowski zajmują wątpliwości. W żadnej z poprzednich książek reporterskich Tochmana nie pojawiało się ich tak wiele.
Pytania, jakie stawia pisarz, dotyczą moralnej oceny postępowania reportera, który w niezrozumiałych dla uczestników opisywanych przez siebie wydarzeń celach próbuje nakłonić ich do mówienia o bolesnych wspomnieniach. Po co ten biały chce tyle wiedzieć? pisze książkę? w jakim celu? w czyim interesie? – rekonstruuje wątpliwości swoich rozmówców Tochman. W innym miejscu przytacza wypowiedź jednego z nich: Czego ode mnie chcesz, człowieku? Słuchać historii, która jest we mnie? Noszę ją chyba w żołądku. Nie trawi jej już tyle lat. Autor Córeńki zdaje relację nie tylko z ludobójstwa, ale także z własnego przerażenia opisywanymi wydarzeniami i zniechęcenia do kontynuowania pracy. Reporter posuwa się w formułowaniu wątpliwości dalej, stawiając pytanie o charakter i cel uczestnicwa świadka w cierpieniu innych ludzi. Dlaczego chcę o tym opowiadać? Komu i po co? Po co chcę o tym wszystkim wiedzieć? Zagadnienia te stają się jeszcze bardziej problematyczne w sytuacji czytelnika, którego uczestnictwo w wydarzeniach jest zdecydowanie mniej intensywne, pozbawione ryzyka i przymusu dawania świadectwa o ludzkiej tragedii. Dlaczego chcę dowiadywać się o cierpieniach obcych mi ludzi? Czy kieruje mną poczucie odpowiedzialności za ich niedolę? Z jakiej racji? A może raczej czytam, by zapewnić sobie komfort czystego sumienia (mogłem przerwać lekturę tych okropieństw, ale nie, postanowiłem wytrwać, nikt nie może mi zarzucić, że trwam w bezpiecznej nieświadomości)? Jaka jest wartość mojego współczucia, skoro nic nim nie ryzykuję, skoro osoby, którym je obdarzam, nie mają o jego istnieniu pojęcia, nie mogą z niego skorzystać?
Wydaje się, że pisarzowi udało się w końcu znaleźć uzasadnienie dla swojej działalności, ale pytania, które stawia w Dzisiaj narysujemy śmierć, pozostają wciąż aktualne dla czytelnika. Niezwykły reportaż. Wywołuje wstrząs, wskazując jednocześnie na problematyczność jego uzasadnienia.
Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć
Czarne, 2010