Kryminalny piątek zainaugurował Piotr Śliwiński wykładem „Horror liryczny. O zadawaniu śmierci w poezji współczesnej”. Pogadanka poznańskiego profesora była częścią akcji promocyjnej wokół wydanej przez Wydawnictwo EMG antologii Wiersze noir, która we Wrocławiu miała swą premierę. Gromadnie zebrana w Literatce publiczność ukojona widokiem wysokich regałów wypełnionych po sufit książkami mogła dowiedzieć się, w jaki sposób można sensownie skojarzyć ze sobą kryminał i poezję.
Śliwiński rozpoczął od nakreślenia wyraźnych różnic: poezję łączy się z czytelnikiem znacznie bardziej wyrafinowanym, w dodatku powszechnie kojarzony wizerunek poety („mazgaja”...) niewiele ma wspólnego ze światem okrutnych zbrodni spod znaku siekiery, tępych narzędzi czy chociażby sznura... Kryminał z kolei to gatunek pozostający w domenie rozrywki, poddany prawom skomercjalizowanego rynku, choć niepozbawiony ambicji sądzenia spraw publicznych. Co więc miałoby ze sobą łączyć te dwa odległe literacko lądy? Przede wszystkim duch zabawy konwencją (można wszak zadać śmierć pewnym sposobom lirycznego wypowiadania się!). Literatura jest przestrzenią mówienia, a mówimy w niej po to, by czegoś nie zrobić, by coś odroczyć. Zbrodnia pojawia się w świecie opowieści po to, by nie mogła uobecnić się w świecie realnym.
Teza wystąpienia Śliwińskiego brzmiała: polska poezja (również ta pisana po 1989 roku) jest ciemna. Wiąże się to z reakcją na kryzys projektu nowoczesnego oraz z zerwanym przymierzem między rzeczą a słowem. Poeci starają sobie poradzić z takimi stanami, jak nihilizm, widmo nicości, a także rozpad podstawowych struktur, w oparciu o które powstawały najważniejsze wartości. Poezja zamieszkuje tę ciemną sferę na granicy zwątpienia – chce doszukać się rzeczywistości, znaleźć coś pewnego, złapać oddech... Wraz ze zmianą ustrojową w Polsce z pola zainteresowania człowieka ustępuje wielka Historia, zaś jej miejsce zastępują problemy egzystencji. Jak reaguje na to literatura? Poeci – bo o nich przede wszystkim mowa – przyjmują wywrotowy stosunek wobec „normalności”. Nie godzą się z przemilczeniem zagadki przemijania, wyparcia śmierci w odległe dziedziny nieświadomości.
„Będziemy obserwować szeregi ciemności” pisał w Zimnych krajach Marcin Świetlicki – pierwszy z omówionych przez poznańskiego profesora poetów. W jego wierszach wyraźnie zarysowuje się romantyczna konstrukcja podmiotu. Ich bohater przypomina upiora zawieszonego pomiędzy jawą a snem. „Świetlicki mistrzem świata jest” – powtórzył wykładowca za Andrzejem Sosnowskim. I rzeczywiście, w przypadku krakowskiego poety „mówić” znaczy należeć do świata, być blisko niego. Jednocześnie tak rozumiane „mistrzostwo” komplikuje się wraz z nowymi wierszami, a miejsce świata coraz częściej zajmują zaświaty.
Potem przyszła kolej na Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, który poprzez obsesyjność stylistyczną, refreniczność swej poezji, powtarzanie pewnych fraz, uświadamia, że nie da się inaczej powiedzieć śmierci, jak tylko osaczając ją w języku. To poeta o podwójnej przynależności, której szukać trzeba między tekstem a światem. Śliwiński przywołał również innych poetów, w twórczości których główne wątki oscylują wokół zagadnienia ludzkiej śmiertelności. Pojawili się więc Dariusz Suska i Jolanta Stefko. Padła też wzmianka na temat nurtu elegijnego, silnie obecnego w polskiej poezji, głównie za sprawą „starych mistrzów”.
Mając na uwadze stwierdzenie Śliwińskiego, że w każdym kraju (bez względu na jego wielkość i liczebność) istnieje stała liczba 1800 czytelników poezji, trzeba stwierdzić, że pewien ich procent, zebrany w piątkowe popołudnie na wrocławskim rynku, mógł czuć się ukontentowany.
Kto chce dostać 25 tysięcy złotych?
Po lirycznych wzlotach przyszła pora na kryminalne powieściowe mięso, ponieważ za chwilę rozpoczęło się spotkanie jurorów Nagrody Wielkiego Kalibru z tegorocznymi nominowanymi. Znanych nazwisk co niemiara. Ledwo mieszczący się w małej księgarni Puzzle autorzy, jurorzy i słuchacze spędzili w niej co najmniej dwie godziny. Na początku każdy z autorów otrzymał od prowadzącego panel Witolda Beresia polecenie przedstawienia w kilku zdaniach swojej książki.
Później przyszła runda pytań od krytyków, którą zainaugurował Paweł Dunin-Wąsowicz, zgłaszając wyraźną pretensję do przedstawienia losów pewnej radiostacji w książce Andrzeja Ziemiańskiego – Ucieczka z Festung Breslau. Krytyk nie wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią pisarza, puentując, że nie wierzy w bohatera jego powieści. Być może z tego powodu opuścił panel w trakcie jego trwania, postanawiając zająć się swoim telefonem komórkowym.
Kolejny z zebranych jurorów, Marcin Maruta, interesował się przede wszystkim stroną warsztatową, pytając między innymi o to, jak długo trwa proces pisania powieści albo czy autorzy zamierzali napisać kryminał. W odpowiedziach, większość zwracała uwagę na umowność gatunkowych podziałów, które często wymykają się spod kontroli (czego być może najlepszym przykładem w gronie nominowanych była powieść Orchidea Grzegorzewskiej, Świetlickiego i Grina). Na kolejne pytanie o to, co zainaugurowało proces pisania powieści, padały już odpowiedzi rozmaite: Mariusz Czubaj mówił o inspirującej roli zasłyszanych historii barowych, krakowskie małżeństwo – Małgorzata Fugiel-Kuźmińska i Michał Kuźmiński – opowiedziało sen o dziewczynie skaczącej z Mostu Powstańców Śląskich na Kazimierzu, który stał się kanwą dla ich opowieści, zaś Tomasz Piątek zwrócił uwagę na to, że każda jego książka zaczyna się od stworzenia bohatera. Ten ostatni zresztą miał sporo ciekawych rzeczy do powiedzenia, określając kryminał jako formę literatury teologicznej, w którą wpisał swoją najnowszą powieść – Morderstwo w La Scali.
Przyszła również pora na kilka złośliwych pytań od Marty Mizuro. Krytyczka – kiedy już uporała się z obsługą mikrofonu – zaczęła od obstrzału krakowskiego trio, sprawców Orchidei, pytając wprost, jakie są trzy powody, dla których ich książka może podobać się poza Krakowem. Na zaczepkę ochoczo zareagował Marcin Świetlicki, który z właściwą sobie ironią dopowiedział: cóż mogą obchodzić sprawy dobra i zła ludzi w Białymstoku? Dodał też, że przeczytał ostatnią książkę napisaną przez Mizuro z Ostaszewskim (Kogo kocham, kogo lubię), której akcja osadzona jest w Krakowie, i że ich wizerunek miasta jest zdecydowanie kiepski... Podsumował prowokacyjnie, że Orchidea to książka ponadczasowa, która powinna zainteresować ludzi na wszystkich kontynentach. Kolejne pytanie Marty Mizuro trafiło do tegorocznej laureatki – Joanny Jodełki. Krytyczkę zainteresowało, dlaczego bohaterami powieści Polichromia są mężczyźni, nie kobiety. Pisarka skonfundowana, przyznała, że nie zastanawiała się szczególnie nad tą kwestią. Z kolei ostatni z wywołanych do odpowiedzi pisarzy – Andrzej Ziemiański, na pytanie, dlaczego w jego książce nadużywa się słowa „defetysta”, zasugerował, że być może dlatego, że on sam się za takiego uważa.
W podsumowaniu Bereś zapytał jeszcze wprost, który z pisarzy chciałby otrzymać główną nagrodę w wysokości 25 tysięcy złotych. Odpowiedzi chętnie udzielił Tomasz Piątek, prosząc, by to jemu przypadły pieniądze, ponieważ jego żona jest na etapie przeprowadzki z Łodzi do Warszawy i jako rodzina potrzebują gotówki. Przyszła wreszcie kolej na pytania od publiczności, co aktywowało Wojciecha Orlińskiego, który poruszył chyba najciekawszą tego wieczoru kwestię, pytając autorów, co takiego odróżnia ich jako polskich autorów kryminałów od pisarzy innej narodowości. Krótko mówiąc: jaka jest specyfika zbrodni „po polsku”? W ten sposób nawiązał do formuły kryminału jako opowieści podejmującej aktualne problemy społeczne, polityczne etc. Trzeba jednak przyznać, że udzielone odpowiedzi potwierdziły, iż dla większości pisarzy kryminał wiąże się wyłącznie z zabawą i daleko im do wykorzystywania poczytnego gatunku jako narzędzia komentowania aktualnej rzeczywistości. Może w tych odpowiedziach na pytanie Orlińskiego kryje się sugestia, dlaczego najpopularniejsi, ale i najważniejsi obecnie autorzy kryminałów pochodzą ze Szwecji – kraju, w którym gatunek traktuje się z powagą – nie zaś z Polski...
Międzynarodowy Festiwal Kryminału Wrocław 2010