I rzeczywiście, to ludzie, a nie idea, doktryna czy reżim (na temat których większość z nas ma już, mniej lub bardziej wyrobione, poglądy) są głównymi bohaterami tej opowieści. Poprzez wplecenie pochodzących z różnych przestrzeni czasowych relacji wielu świadków, poprzez wyostrzenie, koloryzację i marginalizację ścinków często sprzecznych doświadczeń Idling nie tworzy spójnego, sensownego porządku przeszłości, ale osiąga kluczowe dla tego podejścia napięcie między historią, kontekstami, a (co najważniejsze) człowiekiem. Wielokrotnie podkreślana w recenzjach poetycka forma reportażu wydaje się najwłaściwszą formą, przy pomocy której zaprezentować można nowe, przefiltrowane przez prywatne emocje autora, spojrzenie wstecz.

Historia Kambodży, Demokratycznej Kampuczy, Czerwonych Khmerów, dorastanie, edukacja i kształtowanie się poglądów Saloth Sara, późniejsze rządy Pol Pota, sens i cele rewolucji i masowe morderstwa przeplatają się w książce z fragmentami (wedle określenia autora – scenami) opisującymi fascynację francuską poezją i umiejętności kucharskie przyszłego dyktatora, nadzieje zwykłych chłopów związane z planami przewrotu społecznego czy hasłami mówiącymi o równości, będącą poza zasięgiem zdystansowanego pojmowania wiarę w zlepek cytatów i zapożyczeń, w starannie wymodelowaną sztuczność braną za realność.

To prawie jak film z piekła.
Nie, żeby składał się z piekielnych scen, chodzi o to, że są to ruchome obrazki ze świata po drugiej stronie. Obrazki z kraju, którego prawie nie ma na zdjęciach, nie wspominając o filmach.
Z kraju, o którym nie uczy się na lekcjach historii; na porównanie okrucieństwa reżimu Pol Pota z europejskimi totalitaryzmami z reguły brak czasu.

W Uśmiechu Pol Pota przyglądamy się tym kilku zdjęciom. Przychylny reżimowi film o społeczeństwie rządzonym przez sam lud został zrealizowany przez (nie)świadomie zaangażowaną w realizację tej międzynarodowej inscenizacji czwórkę Szwedów wysłanych w 1978 roku do Demokratycznej Kampuczy przez Towarzystwo Przyjaźni Szwedzko-Kampuczańskiej w ramach jednej z kilku marionetkowych wizytacji. Idling ogląda go po latach z nadzieją, że uda mu się dostrzec oznaki tych potworności, które umknęły dokumentalistom. Jak wiele można przeoczyć? Chciałby myśleć, że w półgodzinnym filmie zaszło po prostu jakieś nieporozumienie. Jednak przecież powstał on w warunkach będących przeciwieństwem wolności. W chwili, kiedy samolot z czwórką Szwedów na pokładzie lądował w Kampuczy, w kraju zmarło już milion trzysta trzydzieści tysięcy ludzi.  

Teraźniejszość u Idlinga nie oddziela przeszłości od przyszłości, ale aranżuje je w jedną, rozedrganą siatkę, na której każdy punkt zostaje przefiltrowany przez wszystkie określające go współrzędne. Taka literatura nie ma, na szczęście, ambicji, by stanowić ogołocone z emocji „świadectwo swoich czasów”, ale przeciwnie, kieruje się w stronę aktualizacji procesów historycznych, ale też cywilizacyjnych i indywidualnych marzeń.

Uśmiech Pol Pota opisuje jedną z najkrwawszych dyktatur XX wieku, wystrzegając się celebracji własnej do niej pogardy, zdradliwej zarozumiałości; niemal czule oddziela jednostki od wypełnianych przez nie ról. Nie zdejmuje z nikogo winy, a jedynie rozkłada jej ciężar. Właśnie wtedy, gdy w 246 scenie pyta: Co nam będą mogły wyrzucać przyszłe pokolenia? Że nie dość głośno protestowaliśmy przeciwko okupacji Tybetu? Że Rosja mogła bezkarnie pustoszyć Czeczenię? Że codziennie na świecie umierało z głodu 30 tysięcy ludzi? Że miliony dzieci i kobiet sprzedawano jako niewolników seksualnych?


Peter Fröberg Idling, Uśmiech Pol Pota
przeł. Mariusz Kalinowski
Czarne, 2010