Spotkanie z krakowską publicznością, którego tytuł – Wszystko, co mam, noszę ze sobą – to pierwsze zdanie z Huśtawki oddechu, noblistka rozpoczęła od przeczytania rozdziału z tej właśnie książki. W rozdziale tym – Chusteczka i myszy – pojawia się zdanie: Czasami rzeczy nabierają nadzwyczajnej, kruchej czułości, monstrualnej, jakiej nikt od nich nie oczekuje. Przedmiotów, tak istotnych w twórczości autorki Sercątka, dotyczyło jedno z pierwszych pytań. Pisarka mówiła, że w obozie pracy, gdzie człowiek nie miał nic, nawet samego siebie, przedmioty stawały się szczególnie ważne (na przykład można było zrobić bożonarodzeniowe drzewko z zielonej rękawiczki). Tłumaczyła, że jest znaczące, gdzie się znajdujemy, czy w sali czy w parku: rzeczy wpływają na nas, a my na nie. Jej słowa nabierały dodatkowego sensu na tle obrazu, pod którym siedziała: wielkiego płótna Anselma Kiefera z przymocowanymi do niego trzema żelaznymi, dziewięciokilogramowymi krzesłami.
Ważną postacią, choć nieobecną na spotkaniu, był niewątpliwie Oskar Pastior, wraz z którym Müller pracowała nad Huśtawką oddechu.
Herta Müller zdradziła również tajniki tworzenia książki w pudełku – zbioru kolaży Strażnik bierze swój grzebień. Wszystko zaczęło się od pocztówek, które wyklejała podczas podróży. Tak ją to wciągnęło, że również w domu zaczęła wycinać z gazet słowa. Za każdym razem sprzątała wycinki, aż w końcu zrobiła sobie specjalny stolik na słowa. Niestety, skrawki papieru się niszczyły i musiała wyrzucać słowa. Zakupiła więc szafeczki z szufladkami, żeby przechowywać w nich wycinki. I tak stworzył się cały warsztat kolażowy. Wynikiem tych wyklejanek jest zbiór pocztówkowych kolaży, na których wycięte z gazet słowa i rysunki tworzą integralną, poetycko-wizualną całość. Trzeba przyznać, że polskie tłumaczenie kolaży wydane przez Korporację Ha!art w serii „Liberatura” to edytorski majstersztyk: niebieskie pudełko z 96 kartkami wydrukowanymi na papierze wysokiej jakości.
Spotkanie z Hertą Müller przyciągnęło do Muzeum Narodowego tłumy czytelników, którzy entuzjastycznie przyjęli rumuńsko-niemiecką noblistkę. Wydaje się jednak, że publiczność wyszła z tego spotkania raczej ze sporym niedosytem, wynikającym nie tylko z krótko trwającego spotkania, ale również z mało trafnych pytań, zadawanych przez prowadzącą – Katarzynę Bojarską. Niepowtarzalna szansa sprowokowania pisarki do ciekawych wyznań, refleksji, opowieści nie została dostatecznie wykorzystana. Na pewno zadowoleni są ci, którzy liczyli na autograf noblistki – Müller podpisała książki wszystkim chętnym, a kolejna taka okazja może się nieprędko powtórzyć.
Foto: Joanna Gorlach
08.11.2010 14:10 | aj:
Obrzydziła to nie jest najtrafniejsze określenie. Jest kilka pasujących, ale ich się napisać nie da:)