Mistrz
Główny bohater, bezimienny mistrz wciąż uciekający przed dziecięcą traumą – wspomnieniem serialu Mały mistrz na tropie (który notabene wydano na DVD, zarabiając na tej oldskulowej produkcji niemałe pieniądze), przesiaduje w lokalach, bez komórki, dowodu, paszportu, ubezpieczenia. Wyprowadza sukę. Może trochę więcej wspomina, trochę więcej pije (setkę danielsa z jedną kostką lodu w niewielkim szkle). Nadal wycofany, nieuporządkowany, ale spokojny, pogodzony, prowadzący swoje śledztwo niespiesznie, między jedną a drugą wizytą w Stylowej.
Śmierć przyjaciela Doktora mocno dotknęła mistrza, posmutniał, spokorniał, myśli o rzeczach ostatecznych. To nadaje powieści metafizyczny smaczek. Należałoby zapytać raczej co się ze światem stało, proszę pani, co się stało ze światem? (J,151).
Powieść w warstwie konstrukcyjnej przeplatają retrospektywy, mistrz wspomina ostatnie chwile z Doktorem, powoli przypominając sobie co istotniejsze szczegóły. Śledztwo prowadzone jest dwutorowo – wyłuskiwane z upojonych wspomnień wskazówki układają się w głowie mistrza, ciut sentymentalnie ale logicznie, w przebieg wypadków tuż przed zniknięciem przyjaciela. Te prowadzą go do osób zamieszanych w sprawę, ciążąc w miarę rozwoju fabuły ku rozwikłaniu zagadki mordu. Jak przystało na rasowy kryminał, ujawniona na ostatnich stronach intryga zaskakuje, a mistrz odchodzi w duszną od alkoholu noc. I może trochę go nawet żal.
Mistrz szedł samotnie, lecz z suką, szedł przez nocne Planty i wiedział, że oto właśnie cały ten serial z jego udziałem zakończył się.(J,209)
To nie jest ten sam mistrz, który z Mangiem popija wódkę, bo kolejna Marzenka, podpatruje ekscesy Ćmy, próbuje rozwiązać dziwne zagadki dziwnych morderstw. Tym razem morderstwo dotknęło Doktora, a to sprawa osobista.
Obserwując mistrza przez wszystkie powieści Świetlickiego, w tej ostatniej – Jedenaście – jest zdecydowanie mniej inwazyjny. Stał się wycofanym, małomównym, cynicznym obserwatorem rzeczywistości. Nadal się dziwi, ale nie wplątuje się już tak ochoczo w różne awantury. Wspomina, bo wszyscy, z którymi warto pić wódkę, już umarli.
Jedyne, co w mistrzu niezmienne, to podtrzymywanie stałego poziomu alkoholu we krwi. Niemal cały czas odurzony, często sprawia wrażenie nieobecnego, niebiorącego udziału w rzeczywistości. Przewijający się jednak katalog postaci ostro kontrastuje ze spokojnym i refleksyjnym mistrzem. W Jedenaście histeryczny pan Grzesio z TV66, modny pan Wiesław (odróżnia Houellebecqua od Murakamiego i jako pierwszy wie, ze sushi jest passe, i te projekty, projekty), pijana sklepowa, płacząca barmanka – wszyscy w jakimś emocjonalnym ekstremum i bardzo ostateczni. Kołowrót wydarzeń i nierozumiejący współczesności, pijany mistrz, w tym upojeniu zdaje się być najtrzeźwiejszy. Bo jak pierwszy raz to zobaczyłem, to nie uwierzyłem. Owszem pijany byłem, ale nie aż tak pomyślałem sobie: no to już zaczynam naprawdę wariować.(D,72)



Rzecz(nie)pospolita
Polska rzeczywistość opisana na kartach powieści rzeczywiście jawi się jak pijany korowód szaleńców, przewijający się przez sejm, stający przed kamerami.
Sarkastycznie, zjadliwie i groteskowo przedstawione postaci są komentarzem do wydarzeń współczesnego świata.
Szczególnie karykaturalnie przedstawione zostało środowisko dziennikarzy telewizyjnych. We wszystkich modnych lokalach w Krakowie mistrz obserwuje, jak bawią się (…) obecni i byli pracownicy TVN, takiej komercyjnej telewizji, którzy rozmawiali o tej komercyjnej, bardzo popularnej podówczas w Polsce telewizji TVN, którzy wypytywali byłych i obecnych pracowników TVN, czy warto pracować dla TVN i czy to aby nie jest zdrada ideałów (D,18). Korporacyjność tej telewizji, dostępność dla każdego i ujawniający się konformizm krygujących się jeszcze ludzi (i tak będą pracować w TVNie) śmieszą i drażnią. Ciekawą telewizją w powieściowym świecie jest TV66, której szefem jest Edwin, pracuje tam Marzena Malinowska i pan Grzesio. Marzena jest uosobieniem dziennikarzyny od sensacji i skandali, mówi: (…) nasza telewizja to taki kanał, w którym jest wyłącznie sensacja, przemoc, zbrodnia oraz dzieciobójstwo, przez dwadzieścia cztery normalnie godziny, rozumiesz, niewinne wykorzystywanie kobiet w miejscu pracy, korupcja, różne przekręty, okrucieństwo urzędników państwowych, pracodawców, wiesz, cała prawda o naszym życiu, to, co ludzie chcą zobaczyć naprawdę u ich sąsiadów(…)(D,49). Pan Grzesio, jej podwładny, nieustannie cierpi z powodu niedostatecznej sławy, tropi przestępców, szuka pikantnych spraw, plotkuje i knuje swoje małe intrygi. Dla dziennikarzy z telewizji TV66 każdy temat jest dobry: Od razu wiedzieliśmy, że nie ma żadnej bomby(…). Materiał z tego wyjdzie całkiem przyzwoity, ty masz uratowana dupę, kapitan Czacha się wykazał i był dzisiaj całkiem wiarygodny, więc my na tym też trochę skorzystamy, udało mi się poznać nazwisko tego, którego zabili, więc mamy na dzisiaj, jeżeli się uda zdążyć, dwa materiały, a z tego szukania bomby w twoim aucie może się i zrobi coś większego (…) (J,140). Mistrz z rozbawieniem obserwuje to symulakrum, nie ogląda telewizji, nie słucha radia, nie czyta Wprostu, Polityki i Krytyki Politycznej. A w Tygodniku Powszechnym odbywało się zebranie. A pan Adam Zagajewski pisał esej. A rzeźbiarz Mitoraj rzeźbił. A lekarz leczył a sanitariusz opatrywał (D,92). Kąśliwa krytyka rzeczywistości medialnej nie zostawia złudzeń – mistrz nie chce brać udziału w tym szaleństwie. Nie udziela wywiadów, nie spisał swoich wspomnień dla warszawskiej korporacji wydawniczej, nie pozwala się fotografować. Oficjalnie nie istnieje. To mocno kontrastujące zestawienie – ludzi marzących o poklasku za wszelką cenę, a jednak przedstawiających intelektualną miałkość, z nieistniejącym oficjalnie mistrzem – jest dobitnym podsumowaniem. Mistrz jako jedyny zdaje się zachowywać zdrowy rozsądek, dzięki jarzębiakowi, plisce czy danielsie, ale rozsądek. Tak wykreowana rzeczywistość, opisywana przez TVN, dziennikarzy tropiących sensację, komentowana przez neolewicę, przez Pilcha, Zagajewskiego, Tygodnik Powszechny, wydaje się być pijanym koszmarem, wynaturzonym, absurdalnym i żałośnie przy tym śmiesznym. Dlatego mistrz bierze na smycz sukę i cichutko opuszczają mieszkanie (T,228).

Mistrz bacznie przygląda się także środowisku artystycznemu. W Dwanaście i Trzynaście bohater nie może się nadziwić głowie usytuowanej w centralnej części Krakowa. Mistrz przechadza koło magicznego i kultowego dzieła Igora Mitoraja. Wielkiej, wydrążonej głowy, do której wchodzą turyści i wystawiają swoje małe główki przez oczodoły w celu zrobienia pamiątkowych zdjęć (T,61). Historia obrażonego artysty, którego rzeźby zapewne stoją nawet w piramidach egipskich oraz nadskakujących mu urzędników pokazuje absurd promocji kultury w krakowskim magistracie. Mieszkaniec Małego Rynku bacznie obserwuje Festiwal Pieroga, chleba, zupy czy czego tam jeszcze, Dzień Bez Samochodu, obchody 750-lecia Krakowa, wszystkie biesiadne chałturki dla pospólstwa, dofinansowywane przez Prezydenta Miasta, pod wszystkimi honorowymi patronatami. Niezrozumiały i bełkotliwy performance PSYCHOPARYCJI, opanowująca przestrzeń medialną i miejską, będąca na bilbordach, krzykliwa chybaartstka. W Pięknym Psie, Dymie, Biurze, Zwisie zapijaczone stare sławy albo pseudoartyści, na gładką gadkę podrywający przyjezdne dziewczęta. Projekty na wydanie książki Didżeje i ich dzieje, konstatacje, że największym polskim poetą jest Artur Rojek z Myslovitz no i Herbert oczywiście. Wszystko to w kulturalnej stolicy Polski – Krakowie, mieście Wyspiańskiego i Festiwalu Golonki.

Trylogia Świetlickiego pisana była w czasach dla naszego kraju szczególnych. Patrząc z perspektywy, wydarzyło się wiele interesujących rzeczy. Wybory prezydenckie i wszechobecny wizerunek komunistycznego kandydata na prezydenta o nazwisku Cimoszewicz, o którym przecież w gazetach pisali, że jest człowiekiem nieskazitelnie uczciwym. Że pomówienia co do jego nieuczciwości są brudną grą polityczną. Ci bardziej światli Polacy, zdrowa część społeczeństwa, poszli wybierać. I sobie wybrali. Wybrali Prawo i Sprawiedliwość.(D,93) Po wyborach, kiedy sobie wybraliśmy, wicepremierami zostali populiści i przypadkowi ludzie bez kompetencji.
E, niemożliwe! Oni wicepremierami? Ci niedobrzy, nadęci, nieciekawi i zarazem śmieszni panowie? Toż to jeden z najbardziej abstrakcyjnych żartów, jakie ostatnio słyszałem! Pan mówi do mnie o takich nazwiskach jak Lepper i Giertych? (T,88) Wierzyć się nie chce. W międzyczasie śmierć Jana Pawła II i emocjonalny zryw rodaków, który nie pozostawił trwalszych śladów w sercach płaczących na Błoniach. Wybory parlamentarne, zmiana rządu.
W telewizorze mówił Tusk. Długo mówił. Zapewniał i uspokajał. Potem mówił jakiś przedstawiciel partii, co się PSL nazywała. Zapewne ktoś powiedział temu politykowi, jak układać dłonie, żeby podkreślać swoją kompetencję.(J,55) Kreujący wizerunek medialny specjaliści, puste słowa i absurdy. Tło polityczno-społeczne nadaje wykreowanemu światu powieści Świetlickiego charakterystycznego rysu. Rzeczywistość jawi się jak pijacki sen i to nie dlatego, ze bohater ciągle przesiaduje w lokalach, sącząc mocne alkohole. Kołowrót wydarzeń, politycy, zupełnie surrealistyczne wydarzenia, niezrozumiałe działania ludzi, media – tworzą środowisko wynaturzone, opresywne, tragicznie śmieszne, ale w tej swej śmieszności groźne. Mistrz obserwuje Kraków i Polskę z perspektywy dojrzałego, zrezygnowanego mężczyzny, samotnego, opuszczonego, pogodzonego z nieprzystawalnością do współczesnego świata TVNu i tych wszystkich fantastycznych projektów. Kiedyś nie musiał się tłumaczyć, dlaczego nie ma komórki, dlaczego nie pracuje, dlaczego żyje właśnie tak. W jednym z wywiadów Świetlicki powiedział: Wszędzie widzę absurdy. Z opisywania wielu rezygnuję, bo nikt by nie uwierzył, że świat jest taki absurdalny. Nie wiem jak w innym mieście, ale w Krakowie absurdów jest coraz więcej. Kryminały autora Pieśni profana są niezwykła kroniką ostatnich liku lat, zapisem przemian, jakie dokonują się w społeczeństwie coraz szybciej i coraz bardziej bezmyślnie. Czytałoby się te powieści ze szczerym rozbawieniem, gdyby nie to, że wszystko to rzeczywiście miało miejsce.
Powieść kryminalna pisana tylko dla powieści kryminalnej nie jest tak interesująca jak kryminał, w którym pojawiają się sprawy społeczne, obyczajowe, śmieszne czy ponure. Nie interesuje mnie czysta powieść kryminalna - mówi autor. Rzeczywiście intryga i wątek kryminalny w tych powieściach nie są najważniejsze. Nie ma tu jednak moralizatorstwa i porywania się na stawianie współczesności wydumanych diagnoz. Jest trzeźwe do bólu zdziwienie absurdem.


Trup w szafie
Klasyczny kryminał musi posiadać wyraziście zarysowaną akcję, która doprowadzi do rozwiązania zagadki – kto zabił. Bohater – detektyw przeprowadza dochodzenie, bada motywy, snuje przypuszczenia. Marcin Świetlicki – za okładką – polski Raymond Chandler, poeta z zacięciem do historii noir, w tym gatunku osiągnął mistrzostwo. Dwanaście niewiele miało z kryminału. Morderstwo, owszem, było, ale zagadka i jej rozwikłanie zepchnięte zostało na dalszy plan przez środowiskową, polityczno-społeczną krytykę. Świetlicki bawił się konwencją, próbował się w kryminale, ze znakomitym zresztą rezultatem. Trzynaście to rasowa powieść z gatunku noir, przerażająca przygoda Ćmy, śmierć wariatki z Żagania, suspens i zaskoczenie w zakończeniu. Jedenaście zaś posiada elementy powieść gangsterskiej (rodzina Moralesów i Gracjan Fabian Przemysław), niewyjaśnione najścia, bomby w samochodzie i tajemniczy ktoś, kto nie lubi sobie brudzić rąk. Kraków nocą, przechadzający się ciemnymi uliczkami, przygarbiony mistrz – obraz niezwykle sugestywny i pociągający. Prowadzona narracją jest bardzo „Świetlicka”, naznaczona specyficznym językiem jego poezji. Krótkie, rwane zdania, dosadne i odpowiednie słowa – widoczna dbałość o język jest dużym atutem prozy Świetlickiego. Kryminał jest gatunkiem powieści popularnej, ma się dobrze czytać. Czyta się znakomicie.




Mistrz odchodzi, Wywiad z Marcinem Świetlickim, E. Zambrzycka, Echo Miasta, 20.10.2008.




------
Marcin Świetlicki
Dwanaście, Kraków 2006, EMG.
Trzynaście, Kraków 2007, EMG.
Jedenaście, Kraków 2008, EMG.