Krwawy południk opowiada historię okrutnych wypraw, jakie w połowie XIX wieku na granicy amerykańsko-meksykańskiej podejmowali łowcy indiańskich skalpów – ludzie pozbawieni jakichkolwiek zasad, kierujący się jedynie zabójczym instynktem. Jeden z takich oddziałów, dowodzony przez zabijakę-filozofa – sędziego Holdena, jest bohaterem zbiorowym powieści i przewodnikiem po piekle Dzikiego Zachodu. Najemnicy, dla których zadawanie śmierci jest sposobem na życie, są odrażający w najbardziej ponury z możliwych sposobów. McCarthy epatuje czytelnika widokami nieustannych rzezi, wznosząc się przy tym na wyżyny pomysłowości. Surrealne i groteskowe wizje, które snuje, mogłyby co niektórych wprawić w zadumę nad zdrowiem psychicznym autora. Przywołajmy choćby taki obraz sędziego: trzymał parasolkę zrobioną ze zgniłych strzępów skóry, rozpiętych na szkielecie z żeber związanych strzępami mięsa. Za rączkę służyła przednia noga jakiegoś zwierzęcia (...). Nie będą więc dziwić skojarzenia Krwawego południka z eschatologicznym malarstwem Hieronima Boscha. Takich scen, silnie zapadających w pamięć, splatających lęk z zachwytem, spowitych tajemnicą jest w powieści bardzo wiele (znakomity jest na przykład fragment, w którym ukąszony przez żmiję koń z nienaturalnie opuchniętą paszczą w przypływie obłędu rzuca się na innego ogiera, zatapiając swoje zęby w jego szyi). Ta plastyczność – przy jednoczesnej surowości prozy McCarthy’ego – z pewnością wpływa na zainteresowanie, jakim cieszą się jego powieści w środowisku filmowców (potwierdza to również przypadek Krwawego południka, który już niebawem na ekran planuje przenieść Todd Field).

Motywem przewodnim historii jest inicjacyjna wędrówka bezimiennego bohatera, nazywanego Dzieciakiem, który z grupą wykolejeńców poluje na Indian.
Wcześniej, pozbawiony celu i niezdecydowany, dokąd ma zmierzać, zaciąga się do wojska amerykańskich awanturników, których celem jest bicie Meksykanów za to, że zajmują nienależące do nich grunty. Znajomo brzmi wygłaszana przez dowodzącego grupą kapitana White’a rasistowska motywacja wyprawy: jesteśmy narzędziami w służbie wyzwolenia ciemnego kraju. Na rubieżach cywilizacji, wśród skalistych gór i palących piasków pustyni, nastoletni Dzieciak maże swe ręce cudzą krwią. Wówczas jest gotowy na spotkanie, które zadecyduje o dalszym kierunku jego życiowej wędrówki.

Pod wodzą Holdena – samozwańczego boga wojny – uczestnicy wyprawy przemierzają spustoszone terytoria indiańskie. Groza tych ziem, ich ostentacyjnie podkreślana jałowość i pustka zdają się odzwierciedlać wydrążone wnętrza bohaterów, którzy sami dla siebie są największą tajemnicą: Jeśli coś stanowiło tajemnicę na tym świecie, to nie jego granice, bo przecież był bezkresny i nieogarniony, chodziły po nim stworzenia jeszcze straszniejsze, ludzie innego koloru skóry i istoty, jakich człowiek dotąd nie oglądał, a jednak nic z tego nie było im bardziej obce niż własne serca. Na każdym kroku spotykają znamiona śmierci: wozy załadowane trupami, drzewo obwieszone martwymi dziećmi czy dzikie kojoty, wygrzebujące zmarłych. Tak znaczona jest ich droga. O nieuniknioności wyroków przypomina wygrawerowana na karabinie Holdena łacińska formuła: Et In Arcadia Ego. Po stronie śmierci znajduje się także religia (nie ma do kogo się modlić), o czym przekonują ruiny kościołów, nierzadko wypełnione trupami. Ślady dawnej wiary naznaczają jednak wyobraźnię narratora, który kojarzy formy nieobecnego rytuału z bezlitosnym spektaklem natury, gdzie padlinożerne ptaki spełniają rolę kapłanów. McCarthy kreśli wizję świata skalanego już od dnia stworzenia. Dlatego przypomina on rzeczywistość odbitą w krzywym zwierciadle, przeinaczającym wszelkie panujące dotąd hierarchie. Ciekawe, że jedynym rozwiniętym aktem humanitaryzmu, który uobecnia się na kartach Krwawego południka, wykazują się kobiety (poza tym prawie w powieści nieobecne). Litują się nad wymazanym kałem obłąkanym półgłówkiem, zapewniając mu kąpiel i opiekę.

Na oddzielną uwagę zasługuje sędzia Holden – spiritus movens wydarzeń powieściowych, najciekawsza i najbardziej tajemnicza ze wszystkich ukazanych postaci. Porównywano go już między innymi do Wielkiego Inkwizytora z Braci Karamazow Dostojewskiego, Melville’owskiego kapitana Ahaba szukającego zemsty na Moby Dicku oraz Szatana brylującego w Raju utraconym Miltona. Jego proteuszowy charakter nie pozwala jednak do końca powiedzieć, kim jest. Aniołem śmierci? Lucyferem? Obłąkanym artystą? Raz widzimy go, gdy naucza swych współtowarzyszy, opowiadając przypowieści niczym Chrystus. Innym razem przedstawia się jako groteskowy włóczęga, przemierzający pustynię, u nogi mając upośledzonego mężczyznę, prowadzonego na smyczy. Daje się poznać również jako nauczyciel śmierci, gdy, zakupiwszy od pewnego malca dwoje szczeniąt, na oczach chłopca wrzuca je do potoku, gdzie giną zastrzelone przez jednego z najemników. Wielce wymowna i niezapomniana to scena, gdy McCarthy opisuje spojrzenie malucha, trzymającego w dłoni dopiero co otrzymaną monetę!

Holden nie rozstaje się z notatnikiem, do którego przerysowuje rozmaite napotkane przedmioty z jednoczesnym zamiarem wyparcia ich z ludzkiej pamięci poprzez zniszczenie form pierwotnych. To jedna z zagadek, które stawia przed nami McCarthy. Co bowiem oznacza ów akt kreacji, podjęty przez sędziego? Czy chodzi o projekt nowego, lepszego świata, narzucającego porządek, który on jako fundator pragnie zapoczątkować? A może o przedstawienie kolonizatorskiego aspektu pracy kultury, w której mocy leży wyzwolenie człowieka spod władzy natury? Jak powiada Holden: Tylko natura może zniewolić człowieka, więc dopiero gdy istnienie ostatniego bytu wygnane zostanie z kryjówki i postawione przed nim nagie, wtedy będzie on suzerenem na tej ziemi. Filozofia, której zapalczywym wyznawcą i propagatorem jest sędzia, wychodzi z założenia, że wojna to najznamienitsze rzemiosło, jakiego człowiek może się podjąć. W niej bowiem wymuszona zostaje jedność istnienia, ona spełnia funkcję nowej wiary, której bogiem jest każdy z osobna. Z całą stanowczością obalone zostają prawa moralne, które tłamsiły indywiduum. To człowiek wykuwa własne przeznaczenie. Wybór okazuje się prosty: silna wola lub niewola.

Krwawy południk to przybrany w szaty westernu danse macabre (co szczególnie mocno wybrzmiewa w finałowej scenie tańca), wizyjny i przerażający. Jego niezwykłą zaletą jest naoczność opisywanych wydarzeń (to niemal gotowy scenariusz), co sprawia, że czujemy się, jakbyśmy oglądali film o Dzikim Zachodzie. Bynajmniej niezakończony triumfem sprawiedliwości. Pozostając przy tych filmowych skojarzeniach, warto zaznaczyć, że McCarthy bliższy jest niepokojącym fantasmagoriom Jodorowskiego niż efektownej brutalności Peckinpaha. Otwarte zakończenie powieści podtrzymuje ten nastrój grozy i lęku. Zło nie daje się wykorzenić... Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.


Cormac McCarthy, Krwawy południk
przeł. Robert Sodół
Wydawnictwo Literackie, 2010