Dziś żaden z tych tekstów, wydanych potem wspólnie w tomie Dzieła zebrane Sally Mary, nie wzbudza takich kontrowersji, z czego z pewnością ucieszyłaby się autorka, dzielnie walcząca o prawo do uświadomienia w sprawach seksualnych. Nie mniejszą radość sprawiłaby jej wiadomość, że jej debiutancką powieścią zainteresował się teatr. Gdyby tylko Sally Mara żyła, a ściślej – kiedykolwiek istniała. Bowiem ta zadziorna młoda entuzjastka literatury to postać w całości wymyślona przez Raymonda Queneau.
Choć fikcyjna, autorce z pewnością byłoby przykro, gdyby się dowiedziała, że jej nazwisko nie widnieje nawet na afiszu promującym spektakl. Twórcy Teatru Bob, bo o nich mowa, biorąc na warsztat pierwszą i zarazem ostatnią powieść Sally, Kobietom zawsze okazujemy zbyt wiele dobroci, wcale nie zachowali się wobec autorki poprawnie! Nikt się o niej nawet nie zająknął! A przecież sam Queneau zadał sobie wiele trudu, żeby podtrzymać autorkę przy jej fikcyjnym życiu – utwór napisany jest, jakby wyszedł spod pióra uzdolnionej jak na swój wiek, ale jeszcze dość naiwnej nastolatki, aluzje literackie i wyszukane słowa mieszają się z językiem potocznym, a nawet wulgaryzmami (skąd młoda dama znała takie słowa?).
Bardzo to ze strony artystów Teatru Bob nieładnie, że całkowicie zignorowali Sally Marę.
Na szczęście niefikcyjni autorzy Teatr Bob potrafili stworzyć teatralną rzeczywistość, w której tekst powieści bardzo dobrze się odnajduje. Tak jak Queneau bawi się materią powieści, stylizując język na wypowiedź pensjonarki, tak Bob bawi się konwencją teatralną – scenografia autorstwa PIOtra Kalińskiego w dużej mierze markowana jest po prostu za pomocą napisów, broń jest wystrugana z drewna, krew zastępują czerwone wstążki. Białe bluzki urzędniczek z poczty oraz koszule irlandzkich rebeliantów dowcipnie nawiązują do szkolnej akademii. Także gra aktorów-amatorów (czy może lepiej: entuzjastów), miejscami kanciasta, świetnie się w tę konwencję wpisuje. Teatr Bob odkrywa duży potencjał teatralny literackiej mistyfikacji Queneau. Utwór, celowo podszyty amatorskim zacięciem, napisany z udawaną naiwnością młodziutkiej dziewczyny, wydaje się idealny dla teatru niezależnego czy amatorskiego.
Dodajmy do tego jeszcze odniesienia do Jamesa Joyce'a, którego Sally Mara może i czytała, ale niekoniecznie zrozumiała. A już z pewnością nie rozumieli go irlandzcy rebelianci, którzy za swój okrzyk obrali hasło Finnegans Wake – powieść Joyce'a miała się ukazać drukiem dopiero ponad dwadzieścia lat po wybuchu powstania. W spektaklu Teatru Bob absurd okrzyku podkreśla dodatkowo śpiewana przez powstańców ballada uliczna, od której pochodzi tytuł powieści Joyce'a. Tekst pijackiej piosenki z prawdziwym wyczuciem przetłumaczył Tadeusz Stańko.
Sally Mara osiągnęła sukces nie tylko literacki, ale teraz także sceniczny. Przypuszczam, że mało która fikcyjna autorka może poszczycić się takim dorobkiem. Dlatego uczcijmy pamięć nieistniejącej Sally! Nie okażemy jej w ten sposób zbyt wiele dobroci.
Kobietom zawsze okazujemy zbyt wiele dobroci
wg Raymonda Queneau
Reżyseria i adaptacja tekstu: Anna Mazan
(wg tłumaczenia Hanny Tygielskiej)
Grafia: PIO
Muzyka: Tomasz Kosoń (gitara) i Filip Jarmakowski (saksofon)
Sound Design: Michał Fojcik
Choreografia: Halina Szaran
Światło: Wiesław Danielec
Tłumaczenie piosenki: Tadeusz Stańko
Występują:
Gertruda Girdle – Magdalena Stefan
John Mac Cormack – Tadeusz Stańko
Larry O’Rourke – Wojciech Kiwacz
Mat Dillon – Łukasz Zych
Corny Kelleher – Aleksandra Rodobolska
Chris Callinan – Marcin Pawlik
Cissy Caffrey – Lohann Ratajczyk
Bob Gallager – Wojciech Zieliński
Urzędniczka – Halina Szaran
Głos w słuchawce – Marlena Chudzio
Komandor Cartwright – Tomasz Wysocki
KLUB LOKATOR
Spektakle: 13 i 15 września, g. 19.00
BILETY DO NABYCIA W KSIĘGARNI KLUBU LOKATOR
Tekst: Agnieszka Goławska – Mrówkojad nr 45, Kraków, czerwiec 2010
foto:Tomasz Szkodziński, Teatr BOB