Ekspozycja, którą przygotowali Mikołaj Grynberg oraz kuratorka Karolina Harazim w krakowskiej Galerii Pauza dotyczy przede wszystkim teraźniejszości. Z całą pewnością (potwierdzają to słowa autora) wystawa jest o nas – współczesnych. Dotyczy teraźniejszości pomimo, iż nazwa własna zastosowana tutaj jako lapidarny tytuł w najprostszy możliwy sposób obejmuje ogromny zbiór znaczeń i możliwych odniesień. Oczywiście wszystkie one pozostają w związku z historią, z Holokaustem (który, jak zauważa Hanna Krall, jest potężną dziedziną wiedzy).

Auschwitz to również książka, a raczej książka/wystawa towarzysząca tej prezentowanej w galerii. Poświęcona jest pamięci aktualnego pokolenia, ale niechybnie także każdego kolejnego „doświadczającego” Auschwitz. Jako że pamięć stanowi „medium” łączące teraźniejszość i przeszłość nie pomijając wcale przez to przyszłości, nie sposób uciec od faktyczności i dojmującej obecności, tego, co się rozegrało w latach 40. XX wieku na terenie Oświęcimia. Dlatego tak istotną jawi się publikacja, którą przygotowano. Nie byłoby może wielkim uproszczeniem stwierdzenie, że wystawa towarzyszy albumowi, nie zaś odwrotnie. Wystawy znikają najpierw z galerii, potem tracąc ostrość swych konturów pośród kolejnych propozycji znikają z pamięci widzów, książka natomiast ma szanse pozostać i działać o wiele dłużej i obejmując znacznie większy obszar.


Wstawałem rano, widziałem druty i bloki w środku, bo pokoje gościnne są po drugiej stronie. Wszystko jest wymarłe, potem się zaludnia wycieczkami, wesołymi ludźmi z chipsami.


W roku 1958 światło dzienne ujrzał niezrealizowany projekt pomnika zespołu pod kierownictwem Oskara Hansena. Nowatorska koncepcja pomnika zatytułowana Droga przyjmowała jako jedno ze swych podstawowych założeń wpływ czasu, jakiemu stopniowo ulega materialna sfera obozu w Oświęcimiu i wpisywała się w debatę, której ważkość docenić możemy dziś w pełniejszym wymiarze.
Materialne pozostałości Obozu Zagłady ulegają stopniowemu rozpadowi, co jest oczywiście naturalną koleją rzeczy. Pytanie, które krąży od długiego czasu jest proste i sprowadza się do kwestii: czy próbować za wszelką cenę  zachować dla kolejnych pokoleń materialne dowody Zagłady czy też pozwolić zacząć działać przyrodzie. W gruncie rzeczy pogłębienie tego pytania sprowadza się do niepokojącej kwestii o to, czy czas (którego niszczycielskie działanie opóźniać będziemy coraz większymi nakładami) stopniowo pozbawiając ludzkość możliwości dotknięcia rzeczywistości Auschwitz może w konsekwencji skutecznie pozbawić jej świadomości Holokaustu, albo też ową pamięć sprofanować i wykrzywić, przeistaczając pozostałości największej ludzkiej tragedii w kolejną turystyczną atrakcję, jako pretekst do mocniejszych, niecodziennych doświadczeń.

Jak ważny jest głos Mikołaja Grynberga na rzecz edukacji społeczeństwa (międzynarodowego) świadczy niesłabnąca temperatura debaty na temat współczesnego sposobu postrzegania Auschwitz (na przykład sprawa zaginięcia napisu znad bramy głównej). Kolejnej odsłony tej dyskusji mieliśmy okazję doświadczyć w kontekście obiektu Mirosława Bałki podczas festiwalu ArtBoom z roku 2009. Artysta przygotował pracę pt. Auschwiztwieliczka, której myśl przewodnia krąży wokół problemu komercjalizacji Byłego Nazistowskiego Niemieckiego Obozy Zagłady w Auschwitz. Goście tłumnie odwiedzający Kraków za odpowiednią sumę (przypomnijmy: samo wejście na teren Obozu jest bezpłatne) otrzymują dawkę emocji, której spektrum otwiera pobyt w unikatowej na skalę światową kopalni soli w Wieliczce a zamyka kilkugodzinna wyprawa do unikatowego na skalę światową miejsca zagłady miliona osób, gdzie kolejność tych „wydarzeń” wydaje się mieć znaczenie czysto logistyczne.  


Ale jak inaczej człowiek ma to przerobić? Uważam, że nie ma żadnych naukowych narzędzi, by to pojąć. Można tylko myśleć o tych ludziach, co się z nimi działo.


Kontakt z wystawą przywołał jeszcze jedną myśl o pamięci. Claude Lanzmann kręcąc Shoah miał ambicję przeciąć wszelkie dalsze spekulacje co do jakiejkolwiek możliwości rozumowego ogarnięcia Zagłady i swe dzieło usytuować na pozycji słowa ostatniego. Dalej zaplanował niewyobrażalną pustkę. Wzbudziło to oczywiście ożywioną debatę, czego pełny wyraz znajdziemy u Georga Didi-Hubermanna. Ten ostatni w Obrazach mimo wszystko powołuje się na pięć ocalałych fotografii z „codziennej” rzeczywistości obozowej. To, co miałoby w jakikolwiek sposób urzeczywistniać potworną rzeczywistość (sic!), fotografia w tym przypadku, jest  jeszcze jednym możliwym do zrobienia krokiem przeciw „monumentalizacji” Holokaustu, która nie może przynieść niczego dobrego. W taką drogę pamięci zdaję się wierzyć fotograf Grynberg. Monument zwalniałby nas z pracy, z wysiłku. Monument zdejmując ciężar zdejmuje przy okazji zbyt wiele i miejsce o takim znaczeniu staje się po prostu kolejnym miejscem. A to jest jawne zaprzeczenie żywej pamięci.

Sama konstrukcja wystawy jest zaskakująca i tworzy niejako paralelę ze współczesną obozową rzeczywistością. Jest zatem rzeczywistość Obozu z jednej strony, jego materialnym podłożem, które nie jest, co oczywiste, neutralne. Cokolwiek jednak powiedzieć, istnieje ona, jest namacalna, empirycznie twarda. Przez to jeszcze bardziej złowroga. W nią wrzuceni zostają współcześni obywatele świata: mamy więc nieostre portrety w bieli i czerni ludzi rozmaitych narodowości, pochwycone przez autora na terenie Obozu. Portrety stanowią „tłum”, który pomimo swoistej utraty tożsamości poszczególnych osób nie staje się anonimowym, wykluczającym ‘ja’ zbiorowiskiem. Podkreślają to odtwarzane krótkie opinie, jakie Grynberg gromadził w czasie rozmów z odwiedzającymi Auschwitz. Głosy te pojawiają się w pewnym sensie „znikąd”.  Ta żywa tkanka jest w sposób dosłowny otoczona uniwersum obozu zagłady, którego przedstawienie stawiają sobie za cel kolorowe fotografie drutów, wież strażników, przedmiotów i odzieży codziennego użytku, wnętrz baraków, latryn, wagonów kolejowych, pojawia się także perspektywa torów znad głównej bramy zwanej „Bramą śmierci” – będącej jak podkreśla książka „widokiem zarezerwowanym dla strażników.” Owe obrazy otaczają zgromadzonych w środku ludzi – nienależących do tego świata, istniejących pośród tej izolowanej od „normalności” przestrzeni przez chwilę. I ta chwila wydaje się być punktem konstytuującym praktykę Mikołaja Grynberga. Postrzega on ją jako kluczową dla pamięci i dla edukacji, dodając, że do momentu spotkania się z tamtym światem należy się solidnie przygotować.

W całości projektu Mikołaja Grynberga jest potężna dawka ciszy. Autor nie „atakuje” wrażliwości odbiorcy danymi, liczbami, zestawieniami. W samej książce nie znajdziemy numerów stron. To wszystko po prostu nie wydaje się być istotne. Samej odpowiedzi na  arcytrudne pytanie o to, co jest istotą wyprawy współczesnego człowieka do stolicy Holokaustu możemy doszukiwać się pomiędzy obrazami nas i Tego Miejsca.  


Coś, co denerwowało Ocalonych zwiedzających były obóz po latach: „Tu nie było zielonej trawy, tu wszędzie było błoto".



Auschwitz – co ja tu robię?
Mikołaj Grynberg
Galeria Pauza
06.08.2010 – 26.09.2010


(cytaty pochodzą z książki Auschwitz)