Główny bohater, Luys Forest, przez całe swoje życie zawodowo zajmował się manipulowaniem historią, gdyż pełnił funkcję jednego z głównych kronikarzy reżimu Franco. Po śmierci dyktatora postanowił przejść na emeryturę i wycofać się z życia publicznego. Przeprowadził się do swojego letniego domu na katalońskim wybrzeżu, gdzie w ciszy i spokoju pracuje nad swoją biografią, w której planuje ukazać siebie w nieco lepszym świetle, jako człowieka pełnego wątpliwości i krytycyzmu wobec autorytarnej władzy.  Dlatego też większą część czasu spędza na obsesyjnym wręcz skreślaniu, poprawianiu i dopisywaniu fragmentów swojej historii. Z tej monotonii wytrąca go spotkana na plaży młoda dziewczyna w nietypowej bieliźnie. Jak się okazuje, jest to córka jego szwagierki – postanowiła odwiedzić swojego wuja, o którym pisze reportaż. Postać ta stanowi silny kontrast dla powściągliwego i lubującego się w swojej samotności pisarza. Reprezentuje ona wszystkie cechy typowe dla nowego, rewolucyjnego pokolenia (lata siedemdziesiąte) – wyzwolenie seksualne, używanie wszelkiego rodzaju narkotyków, brak poszanowania dla tradycji itp. Jednakże to banalne zderzenie osobowości szybko okazuje się jednie pozorem – między Luysem i Marianą rodzi się skomplikowana, przesycona erotyzmem więź intelektualna. Dziewczyna podejmuje się przepisania na maszynie zawiłych notatek swojego wuja, do których z czasem dołącza coraz więcej własnych komentarzy, istotnie wpływając na kształt powstającej historii.
Cały ten układ, w którym kluczową rolę odgrywa pożądanie i tekst, autor i kopistka, przypomina sytuację z Zapisków ze złego roku Johna Maxwella Coetzee, z tym że u Marségo ta relacja ewoluuje w zupełnie inną stronę. Mariana nie jest bierna; w pełni świadoma swojej przewagi seksualnej zaczyna dominować na Luysem.

Luysa od samego początku niepokoi pewne wrażenie: Czuł, jak wzbiera w nim owo widmowe uczucie, zawsze obecne w jego życiu, a od pewnego czasu wręcz prześladujące go: uczucie nierzeczywistości otoczenia i tymczasowości rzeczy. To właśnie ta obsesyjna myśl skłania go do spisywania swojej historii, a chęć wybielenia swojej biografii jest właściwie jedynie pretekstem. Luys musi stworzyć opowieść o sobie, aby odzyskać spójność rozchwianego świata, zadomowić się w nim. Jednak jest coś jeszcze – pokusa kreacji, wytwarzania fikcji. Wszystko zaczyna się niewinnie, bohater postanawia zmienić nieznaczące szczegóły ze swojego życia – przecież nikt nie będzie pamiętać, kiedy naprawdę zgolił wąsy. Sprawia mu to niezwykłą, wręcz perwersyjną przyjemność. Szybko przestaje być zwykłą zabawą, a zaczyna być obsesją, obsesją poszukiwania samego siebie w pamięci innego rodzaju, w pamięci widmowej i kruchej, karmiącej się wymysłami, pamięci o tym, co mogło być, a nie było.

Człowiek, który całe życie musiał dzielić swoje pisanie na kroniki i powieści, na prawdę i fikcję, może teraz, gdy pisze swoje ostatnie, być może najważniejsze dzieło, pozwolić sobie na luksus zatarcia tej granicy. I to właśnie ten konflikt zdaje się kluczowy dla całej książki. Mogłoby się wydawać, że dochodzimy tu do wyświechtanego (przez co banalnego) aforyzmu Nietzschego „Nie ma faktów, tylko interpretacje”, jednakże sytuacja jest bardziej skomplikowana. Dla Luysa pojęcie prawdy nieodłącznie wiąże się z fikcją – prawda może zaistnieć tylko jako synteza elementów, które podsuwa mu pamięć, często napędzana przez pożądanie. Dla Luysa etyka wydaje się być tożsama z estetyką – powołuje on do życia w swoich notatkach niezwykle rozbudowane sceny, których poszczególne elementy są zmyślone, ale ich suma oddaje prawdę o jakiejś konkretnej rzeczy – na przykład o kolorze ust jego żony.

Perwersja, która przenika Dziewczynę w złotych majtkach na wielu płaszczyznach, polega na poczuciu bezkarności w dowolnym i swobodnym zestawianiu elementów narracji. Jednakże pycha, która przepełnia pewnego siebie autora, musi zostać ukarana, gdyż zabawa we wszechmocnego demiurga nigdy nie jest niewinna.

Jeszcze słówko o kompozycji. W Dziewczynie w złotych majtkach znajdujemy stary jak świat motyw tekstu w tekście. Jednak pomysł ten zostaje tu wykorzystany niebanalnie i świetnie wkomponowany w całość. Niczym w Fałszerzach Gide'a, mamy tu do czynienia ze swoistym powtórzeniem samej narracji, można powiedzieć, że z lekkim przesunięciem – posiadamy wgląd w proces powstawania historii. Mariana niemalże co noc odbywa ze swoim wujem długie rozmowy i wypytuje go o najróżniejsze szczegóły z jego życia. Luys odpowiada nieskładnie, wymijająco, często zasłania się lukami w pamięci. Dopiero następnego dnia rano zasiada do swojego biurka, gdzie tworzy spójną i barwną historię, która ma zadowolić jego dziwnego gościa. Aż chce się powiedzieć, że mowa poprzedza pismo. Jednakże dziewczyna jest wybredna – przepisując na maszynie kolejne rozdziały dopisuje i komentuje liczne fragmenty, domagając się jednocześnie większego artyzmu i precyzji. Luys zaczyna gubić się w gąszczu prawdy pomieszanej z fikcją. Problem, z którym boryka się autor własnej biografii, dyskretnie zaczyna przenikać na poziom głównej narracji powieści – czytelnik czuje się tak samo zdezorientowany, jak bohater książki – nie jest już pewny, co jest prawdziwe, a co nie.