Oczywiście nikt nikogo nie zabija (przynajmniej dosłownie), jednakże Dziewczynę w złotych majtkach czyta się jak kryminał, gdyż – jak na kryminał przystało – próbujemy dociec, jak było naprawdę.
W powietrzu unosi się tajemnica, od samego początku czytelnikowi towarzyszy to samo poczucie nierzeczywistości, co Luysowi. Coś się nie zgadza od samego początku, a sygnały tego w trakcie lektury nasilają się. Stary pisarz próbuje zrozumieć, co się dzieje, jednakże zamiast zbliżyć się do wyjaśnienia, pogrąża się coraz bardziej w odmętach szaleństwa. A my razem z nim. Zaciera się granica między życiem i tekstem. Mówiłem, że trochę to przewidywalne – ale wciąż niezwykle wciągające.


 
Juan Marsé, Dziewczyna w złotych majtkach
Tłum. Marcin Michalski
Znak, 2010