Dyskretne symetrie Winterson przeczytać chciałam, lubię tę autorkę, a powieść o „seksie i duchowości” wydała mi się niezłą wakacyjną przygodą. Będę szczera, od czasu debiutu Winterson – Nie tylko pomarańcze, którym się zachwyciłam, żadna z jej książek fabularnych nie przypadła mi specjalnie do gustu. Mimo to nie potrafię obrazić się na Winterson, mam do niej jakąś słabość, jej eseje O sztuce przeczytałam parokrotnie, jej feministyczne poglądy są mi bliskie. Nie wiem, czy to w ogóle ma coś do rzeczy, ale wydaje się po prostu fajną osobą, z którą chciałabym pójść na kawę, dlatego też trudno mi pisać negatywnie o jej twórczości, czuję się trochę, jakbym obmawiała koleżankę, starszą, mądrzejszą, ale której coś nie wypaliło.
Jestem przekonana, że Dyskretne symetrie obsypią gęsią skórką przedramiona zagorzałych fanów autorki, jednak dla mnie książka ta to niewypał, opowieść, którą można czytać przy włączonej telewizji, jedząc kanapki i drapiąc kota za uchem. Po prostu chce się czegoś jeszcze, sama książka nie wystarcza, nie pozwala się wyłączyć, jest jak mrówka na ciele: trochę łaskocze, bardziej drażni, trudno ją umiejscowić.
Ale przejdźmy do konkretów: mamy dwoje fizyków, Jovego i Alice, podróżujących tym samym statkiem i mających się ku sobie tak bardzo, że na romans nie trzeba długo czekać. Ale jako że w życiu nie jest łatwo, miłosnym tym bardziej, pojawia się żona Jovego, Stella, w której to Alice się zakochuje, z wzajemnością zresztą. Troje to wciąż co prawda nie nowość, ale zawsze więcej zamieszania i możliwości dla autorki.
Ciekawym zabiegiem jest więc specyficzna narracja prowadzona kolejno z punktu widzenia każdej z postaci. Narratorki opowiadają swoją historię we właściwy sobie, indywidualny sposób: Alice wplata w nią teorie fizyczne, Stella – poetka – inkrustuje cytatami z Blake'a czy Wordswortha. Narrator natomiast stoi wyraźnie w opozycji do relacji zdanych przez kobiety, jest jakby na marginesie, trochę jak kleks na zapiskach postaci żeńskich, zasłania, brudzi, ale ma swój wyraźny kształt. O bohaterkach wiemy więc więcej, dają nam w-gląd w swoją przeszłość, teraźniejszość, wewnętrzność. Jovego jedynie o-glądamy. Ten trójgłos jest niewątpliwie najbardziej atrakcyjnym elementem książki i tu na pewno da się posmakować maestrii Winterson. Niestety, cała reszta książki tworzy grube warstwy przysłaniające tę zaletę.
Dyskretne symetrie nie mogą się przebić przez bełkot różnego rodzaju. Autorka sięga po teorie fizyczne i wykłada je tak niejasno, iż nietrudno domyślić się, że sama ich nie rozumie. Lepiej jest z przytaczaniem literatury, mitologii czy astrologii, choć czasem chciałoby się zapytać – po co. Jest też bełkot miłosny, momentami tak okropny, że zerkałam na okładkę z nadzieją, iż przez przypadek sięgnęłam po inną książkę:
ON: Przespałaś się z moją żoną?
JA: Tak.
ON: W co ty właściwie grasz?
JA: Jasne, że nie w szachy.
ON: Nie mogę w to uwierzyć.
JA: To tylko seks, żadne cuda. (To naprawdę był cud).
ON: Jak mogłaś?
JA: Po prostu tak wyszło.
Albo:
Chodź ze mną. Co za kobieta idzie do łóżka z cudzym mężem? Odpowiedź: gnida. To tłumaczy dlaczego czuje się jakoś „bezkręgowo”.
I jeszcze rozdziały o tytułach zaczerpniętych z talii kart tarota. Jestem pewna, że to musiało już gdzieś być – może nawet na półce jakiegoś kiosku. Zresztą kiepski to pomysł sam w sobie, jakby tania podpowiedź, choć właściwie wcale nie podpowiedź, a raczej owijanie w bawełnę. Nie wiem, czy powinnam, bo nie chcę zepsuć przyjemności przekornym, którzy mimo wszystko będą chcieli książkę przeczytać, ale rozdział, w którym Jove i Stella dryfują na jachcie po sztormie, czekając na ratunek, kończący się, gdy wygłodzony Jove odcina kawałek uda półprzytomnej Stelli, a następnie go zjada, pozostawił mnie bezsilną. Gdyby nagle z wody wychynęły syreny, nie zdziwiłabym się. Tak kiepska symbolika mocno zniechęca, ciężko więc było dobrnąć do końca Symetrii.
Wielka szkoda, tyle tylko chcę powiedzieć, choć, jak już wspomniałam, miłośnicy Winterson zapewne odnajdą w tej książce coś dla siebie, może rozszyfrują bełkot i wytropią znaczenia, których akta przeoczyłam. Naprawdę już im zazdroszczę. Ja chętnie wrócę do Nie tylko pomarańcze, O sztuce czy Płci wiśni, żeby móc wyłączyć telewizor, nie jeść kanapek po nocy i dać kotu spokojnie spać.
Jeanette Winterson, Dyskretne symetrie
tłum. Anna Bernaczyk
Rebis, 2010