Z racji wakacyjnych wyjazdów – w E-SPLOCIE prezentujemy fragmenty zbioru tureckich reportaży Witolda Szabłowskiego, który ukaże się 1 września nakładem Wydawnictwa Czarne.


Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji
Witold Szabłowski
Czarne, 2010



O Witoldzie Szabłowskim w redakcji „Gazety Wyborczej” mówią tak: rocznik 1980, stał się gazetowym specjalistą od nietypowych zadań. Dotarł do rodziny Ali Agcy, był wodzirejem na bezalkoholowym weselu, z al Dżazirą robił program o polskiej lustracji. Niedawno jako pierwszy autostopowicz przemierzył nowe państwo – Kosowo (Paweł Goźliński). Nietypowym zadaniem jest też na pewno sprostanie w reportażu opisowi największej fascynacji Szabłowskiego – Turcji. Symbolicznym skrótem tego kraju jest dla niego cieśnina Bosfor – miejsce, w którym Azja styka się z Europą, przestrzeń graniczna, przestrzeń przejścia. Ludzie żyjący w niej muszą krążyć między tradycją a nowoczesnością. Kapeluszem a czarczafem. Meczetem a dyskoteką. Unią Europejską a niechęcią do Unii Europejskiej. Ponieważ cała Turcja jest rozdarta przez niewidzialną cieśninę.




IMAMOWIE I PREZERWATYWY
Tajfun i Özge od roku mieszkają razem w Stambule. Śpią w jednym łóżku. Co ich wyróżnia?
– Absolutne zero seksu – smutno uśmiecha się Tajfun.
On jest muzykiem i poetą, ona graficzką. Prowadzą rock’n’rollowy tryb życia: imprezy, goście, alkohol. Nie wyglądają na radykałów. A jednak Özge potwierdza.
– Muszę być twarda. On jest Kurdem – mówi i patrzy na narzeczonego spode łba.


Jak w Tajfunie budzi się zwierzę
Tajfun ma minę zbitego psa. Czy to jego wina, że się urodził na konserwatywnym wschodzie?
– Kochanie…
– Tajfun, wiem, co powiesz! Że jesteś inni niż tamci troglodyci. Że zmywasz naczynia, odkurzasz.
– Żaden mężczyzna w mojej rodzinie tego nie robi! A ja tak. Bo cię kocham. Nie jestem taki jak oni!
– Wszystkim wam chodzi o jedno! – krzyczy Özge i ciska w niego paczką papierosów.
– Przecież ty też tego chcesz, orzeszku!
– Jaaaaaaaaa?
Özge bierze głęboki wdech. Tajfun trafił w dziesiątkę. Tak, ona też by chciała. Też widzi, że to nienormalne. Przecież wszystkie jej koleżanki to robią. Przecież są dorośli.
Czasem zaczynają się całować przed spaniem. Jest dobrze. Ale ona widzi, że w nim zaraz obudzi się zwierzę. Co to znaczy? Że nie będzie słuchać. Ona powie: „Przestań”. A on: „Kwiatuszku, orzeszku, chmurko, zróbmy to, chociaż raz”. Ona powie: „Zabierz te ręce”. A on: „Jakie ręce?”.
– Patrzysz, czy on się nie podnieca? To chore! – mówię, a Tajfun radośnie klepie mnie po plecach.
– Zwykła ostrożność – kręci głową Özge.
– Ale dlaczego nie możecie iść dalej?
– A zapytaj Turka, czy ożeni się z dziewczyną, która nie jest dziewicą.
Tym razem to Özge trafia w sedno. Przeciętny Turek, choć myślenie o seksie zajmuje mu sporą część dnia, o żonie niedziewicy nawet nie chce słyszeć. Dlatego decyzję o pójściu na całość dziewczyny odkładają najczęściej do ślubu. Według badań dla osiemdziesięciu procent pierwszym mężczyzną jest własny mąż.
(...)


Jak się zrywa gruszki u sąsiada
Według badań dziennika „Hürriyet”, co trzeci Turek zaczyna życie płciowe z prostytutką. Tylko dla jednej czwartej pierwszą kobietą jest własna żona.
– Ale – podkreśla Serdar – weź pod uwagę, że żadne badania w tej kwestii nie są w Turcji wiarygodne. Kobiety zawsze będą mówić mniej, niż było. A mężczyźni więcej.

A najwięcej opowiadają ci, co nigdy się nawet nie całowali.
Co drugi mężczyzna deklaruje, że zdradza żonę i partnerkę. Ale tu dane się zgadzają, bo aż osiemdziesiąt jeden procent tureckich rozwódek jako powód rozejścia podaje zdradę męża.
Najsłynniejsza rubryka prasowa o seksie też zaczęła się od zdrady. Jej autorką jest Güzin Abla – Ciotka Güzin, czyli Fatma Güzin Sayar, dziennikarka ze Stambułu. O jej porady seksualne od lat zabijają się największe dzienniki.
W 1938 roku jako szesnastolatka Ciotka Güzin bierze ślub z komandorem tureckiej marynarki. Jest zakochana po uszy. Jednak szybko okazuje się, że komandor zdradza ją na lewo i prawo. Ciotka decyduje się na rozwód i obiecuje sobie, że już nigdy nie zwiąże się z żadnym mężczyzną.
Przysięgę łamie raz. Pod koniec lat pięćdziesiątych wychodzi za kolegę z redakcji. Kiedy okazuje się, że i on ją zdradza, wystawia jego walizki przed drzwi i postanawia, że resztę życia poświęci uczeniu Turków pięknej miłości. Tak powstaje rubryka Ciotka Güzin radzi w magazynie „Son Havadis”.
Güzin Abla próbuje godzić dwa światy. Konserwatystom tłumaczy, że seks nie jest zły. Liberałom – że hedonizm donikąd nie prowadzi. I że najważniejsza jest miłość. Promuje dziewictwo, wierność i uczciwość małżeńską. Ale tych już pożenionych zachęca do łóżkowych eksperymentów.
Droga Güzin Ablo – pisze jedna z czytelniczek pod koniec lat sześćdziesiątych. – Nie wiem, co robić! Znalazłam w biurku męża list od innej kobiety. On ma romans! Güzin Ablo, pomóż! Zrozpaczona Fatma.
Droga Fatmo – odpowiada Güzin Abla. – Mężczyźni są jak dzieci. Traktujesz go poważnie – pójdzie do cudzego ogrodu i będzie zrywał gruszki. Spróbuj nim potrząsnąć. Zagroź, że odejdziesz. Jeśli kocha, zrobi wszystko, by cię zatrzymać.
Młodzi Turcy śmieją się z jej staroświeckich poglądów. „Idź do Güzin Abli”, mówią, gdy ktoś zanudza w towarzystwie swoimi problemami.
Mimo to porady Ciotki przez całe lata są czytane przez miliony. W niej zaś największe emocje budzą zawsze listy kobiet zdradzanych przez mężów. Tureccy mężczyźni są genetycznie zaprogramowani na zdradę – mówi w jednym z wywiadów. – Rzadko który z chłopca staje się mężczyzną.


Jak leczyć niedobre fik-fik
Powodów, dla których chłopiec nie może stać się mężczyzną, jest wiele. Jednym z szczególnie popularnych w Turcji jest coś, co fatalnie brzmi po polsku: syndrom obrzezańca. Co to takiego? Odpowiedź na to pytanie zna doktor Mustafa Güneş, seksuolog. Dzień w dzień pod jego gabinetem ustawia się spora kolejka pacjentów.
– Jestem doktor seksolog – przedstawia się z uśmiechem doktor Güneş, a jego czarny wąs błyszczy w jarzeniowym świetle. Bierze do ręki podłużny balonik, który w jego gabinecie może się kojarzyć tylko z jednym. Łamanym angielskim (bo doktor upiera się, że zna ten język i chce w nim rozmawiać) tłumaczy mi, czym jest ów syndrom. – Ty patrzy! – mówi i dmucha w balonik, aż zrobi się długi i gruby. – To jest dobry sprzęt. To może fik-fik – i doktor pociera balonikiem o spód otwartej dłoni. – Ale czasem człowiek worry-worry. Ma zmartwienie. Co wtedy?
– Wtedy gorzej? – próbuję zgadnąć.
– Duuużo gorzej! – przekonuje doktor i upuszcza z balonika trochę powietrza. Balonik już nie jest sztywny. – Ale dalej może fik-fik – zastrzega doktor i znów trze balonikiem o dłoń. – Ale może być jeszcze gorzej. Czasem człowiek ma wielkie worry-worry. Nowa praca. Nowe mieszkanie. Z żoną koniec. No, masz kilka miesięcy worry-worry. Co wtedy?
– Bardzo źle? – zgaduję.
– Big worry-worry! – cieszy się doktor i upuszcza z balonika kolejną porcję powietrza. Balonik jest już prawie pusty. – Ale jeszcze może fik-fik – zastrzega seksuolog.
– Ale gdzie tu obrzezanie? – dopytuję.
– Pomyśl chwilę… U nas nie ucina się tej skórki niemowlakom. U nas to jest dla dużych chłopców. – I doktor patrzy wyczekująco, czy sam zgadnę.
Ma rację. Obrzezanie to dla małych Turków coś jak Pierwsza Komunia dla Polaków. Rytuał inicjacyjny. Biedni robią to w szpitalu, w ramach ubezpieczenia. Bogaci – u słynnego rzezaka przy dźwiękach specjalnej muzyki. Rzezak Fehmi, który jest popularny wśród tureckich polityków i celebrytów, urządza nawet specjalne seanse. Setka chłopców w trakcie widowiska typu światło-dźwięk bezpowrotnie żegna się z napletkiem. Później, w strojach małego pazia i z berłem w ręku, idą nakarmić kaczki, zjeść loda w McDonaldzie i pokłonić się staremu Eyüpowi – wojownikowi, który walczył z Bizancjum i którego grób jest dziś najświętszym miejscem w Stambule.
Tylko co ma wspólnego seks z obrzezaniem?
– Wyobraź sobie, że masz siedem lat. O tym, że masz penis i nie jesteś dziewczynką, dowiedziałeś się całkiem niedawno. A od roku wiesz, że ci coś z tym zrobią. Że utną kawałek, będą operować. Że będzie bolało. Samo to już worry-worry, prawda?
(...)


Jak zrobić w Turcji Paradę Równości
Droga Güzin Ablo, mam wielki problem. W ogóle nie ciągnie mnie do kobiet. Myślałem, że to zwykła oziębłość, ale to coś więcej. Ostatnio bardzo się podnieciłem, gdy byłem z kolegą na basenie. Obawiam się najgorszego. Co robić? Błagam, pomóż! Metin.
Drogi Metinie, bardzo ci współczuję. Choroba, na którą cierpisz, nazywa się homoseksualizm. Na szczęście można się z niej wyleczyć. Güzin Abla.

Jedynym miejscem, gdzie imię Ciotki Güzin nie wywołuje życzliwego uśmiechu aprobaty, jest Lambda Stambuł – stowarzyszenie tureckich gejów, lesbijek i mniejszości seksualnych. Üstüngel, pracownik Lambdy, słysząc o Ciotce, strasznie się obrusza.
– Narobiła dużo zła. Latami pracujemy nad tolerancją, a ona w każdym wywiadzie powtarzała: Leczcie się, geje. Leczcie się, lesbijki. Szlag mnie trafia!
Stambulska Lambda działa bardzo prężnie. Co roku z innymi organizacjami robi wielką paradę połączoną z trzydniową konferencją. Rozmawiają między innymi o sztuce gejów i lesbijek i o sytuacji mniejszości w krajach arabskich. Na paradę przychodzą tysiące ludzi. Ponad połowa to ich heteroseksualni przyjaciele.
– Liberałowie są bardzo otwarci, jest nawet moda na kumpla geja – mówi Üstüngel. – Gorzej z konserwatystami.
– Na przykład?
– Moi rodzice mieszkają na wsi. Syn gej to by dla nich była megaporażka! Mam więc na ich potrzeby narzeczoną, zaprzyjaźnioną lesbijkę, która ze mną jeździ do rodziców. Ja z nią jeżdżę do jej matki. Myśleliśmy nawet, żeby wziąć ślub, ale to by już była przeginka. Na razie walczymy o legalizację związków partnerskich. Ale sam nie wiem, co bym zrobił, gdyby była taka możliwość…
– Dlaczego?
– W Stambule wszyscy przyjaciele wiedzą, że jestem homo. Jednak cały czas mam z tyłu głowy rodziców.
– A sąsiedzi?
– Dwa razy z moim chłopakiem musieliśmy się przeprowadzać, bo ludzie zaczynali się dziwnie patrzeć. Strasznie buraczane to nasze społeczeństwo.
W kulturze macho nie ma miejsca dla miękkich facetów.
(...)


Jak nałożyć gumkę na bakłażan
(...)
Jest koniec lipca. Mały, zasuszony imam Mustafa Ertürk wychodzi na ambonę. Wokół – w kucki i po turecku – siedzą mężczyźni z długimi brodami.
Imam zaczyna kazanie: – Allach raduje się każdym nowym muzułmaninem. Cieszy się, kiedy słyszy głos dziecka. Ale kiedy matka nie ma pieniędzy, żeby dać dziecku łyżkę jogurtu, nie jest dobrze.
Mężczyźni patrzą po sobie. Przecież to wiedzą, po co imam przypomina, że na tureckiej wsi często nie ma co włożyć do garnka? Imam też na nich patrzy i gładzi się ręką po brodzie. W jego wiosce mało jest dobrze odżywionych dzieci. Rząd, który walczy z przeludnieniem wschodu, kazał mu namówić mężczyzn do stosowania prezerwatyw.
– Dziś w naszej wiosce są mili panowie z organizacji Mavi z miasta Batman – kończy imam. – Oni wam opowiedzą, co zrobić, żeby spać z żoną i nie mieć dzieci.
Aytekin Aras, wolontariusz, czeka na mężczyzn pod meczetem. Podchodzą zaciekawieni. Sadza ich wokół siebie, wyjmuje banana i krok po kroku wyjaśnia, jak używać prezerwatyw.
– Wiem, że to prymitywne – tłumaczy mi później. – Ale żeby dotrzeć do tych ludzi, trzeba przyciągnąć ich uwagę. Pokazuję banana i mówię: to jest wasz bakłażan. Tak na wsiach mówią na męski narząd. To, co z niego wylatuje, to mali Kurdowie. Jeśli mały Kurd wejdzie do brzucha waszej żony, będziecie mieli dziecko.
– Dokładnie tak pan mówi?
– Chłopcze, oni nie mają żadnej edukacji w tej dziedzinie! Jak im zacznę opowiadać o jajeczku i plemniku, to się popukają w głowy. Muszę mówić obrazowo. Nakładam na banana prezerwatywę i mówię: tu możecie złapać małych Kurdów. I jeszcze ich podpuszczam: ale tylko prawdziwy mężczyzna potrafi łapać dobrze!
– Łapią?
– Niedawno facet, który ma dwunastkę dzieci, powiedział: „Będę polecał ten wynalazek swoim synom”. Ale zazwyczaj się krzywią. Gumka wydaje im się niemęska. „Jestem Turkiem, nie będę tego zakładał”, słyszę.
(...)


Jak się mierzy linijką
Güzin Abla zmarła w 2006 roku w wieku osiemdziesięciu czterech lat.
Tureckich dziennikarzy jej śmierć zainspirowała do przyjrzenia się tureckiej obyczajowości pół wieku temu i dziś. Mało się zmieniło – konkludował dziennikarz jednego z najpoczytniejszych dzienników. – Kobiety jak śmierci boją się seksu przed ślubem; mężowie zdradzają żony; ojcowie się boją, że syn zostanie gejem, a co drugi facet w stresie mierzy sobie penis linijką i kupuje viagrę na bazarze. Skoro nic się nie zmieniło, to co nam dała Güzin Abla? Nie zmieniła nas jako społeczeństwa. Ale zmieniła setki tysięcy, może miliony pojedynczych ludzkich historii.
Doktor Mustafa Güneş również jest wielkim fanem Ciotki: – To była big woman! Mówiła: seks nie jest najważniejszy, ale miłość.
Problem w tym, że Güzin Abla była sama.
– Potrzebna nam wielka, narodowa edukacja seksualna – mówi doktor Güneş. – Potrzebna Güzin Abla w każdej tureckiej szkole. Nie, żeby namawiać do fik-fik. Żeby tłumaczyć: miłość przede wszystkim. Jak można w europejskim kraju nie uczyć młodzieży o seksie?! Przecież wiadomo, że i tak to robią!
Milczymy chwilę. Popijamy herbatkę. Po chwili doktor ni to pyta, ni wzdycha:
– Polska to pewnie jest sto lat przed nami?

 

RECENZJA KSIĄŻKI