W skład książki wchodzą reportaże z Azerbejdżanu, w którym Górecki mieszkał przez pięć lat (poświęca mu najwięcej uwagi), a także z Gruzji i Armenii. Warto przypomnieć, że pisanie o Kaukazie to dla polskiego reportera nie pierwszyzna. Przed ośmioma laty wydał bowiem Planetę Kaukaz, opisującą północne krainy tego obszaru, zlokalizowane w granicach dzisiejszej Rosji. Wniosek nasuwa się sam – Wojciech Górecki jest niewątpliwym ekspertem, jeśli chodzi o ten region kuli ziemskiej. Toast za przodków nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. Już sama bibliografia cytowanych i przywoływanych prac (zajmująca 5 stron zapisanych drobnym drukiem!) sugeruje, z jakim pisarstwem będziemy mieli do czynienia. Jego znakiem rozpoznawczym jest monstrualna erudycja autora. W ślad za reporterem odbywamy więc dwie podróże: jedną w odwiedzane przez niego miejsca, drugą – do świata literatury, z którym prowadzi nieustający dialog. Wśród licznych postaci przewijających się przez karty książki znajdziemy XIX- i XX-wiecznych podróżników, poetów, naukowców. Wszystkich łączy jedno: Kaukaz. Bywa też, że przeszłość odczytywana i rekonstruowana jest w oparciu o analizę wymagającego interpretacji dokumentu, jakim jest odnaleziona gdzieś fotografia. Imponująco wypada więc liczba i różnorodność źródeł, na które powołuje się autor. Dzięki temu jego książkę można czytać jak podręcznik wiedzy o Kaukazie Południowym, posiadający wszelkie cechy rozprawy naukowej, popartej rzetelnymi studiami z dziedziny historii i kultury regionu. Niestety, trzeba przyznać, że książka pod względem literackim nieco na tym cierpi. Autor w przeważającej części zdecydowanie bliższy jest sztuce dziennikarskiej niż beletrystycznej, częściej niż ludzi spotyka ich dzieła. To chyba jedno z niewielu zastrzeżeń, które można by wysunąć pod adresem Toastu za przodków.
Nie oznacza to bynajmniej, że brakuje w tych reportażach przypadkowo poznawanych tubylców z ich osobnymi historiami. Opowieści o spotkaniach z gruzińskimi gospodarzami, rozlewającymi gościnnym gestem litry wina czy ormiańskimi duchownymi, odprawiającymi modły „za świat”, to fragmenty wielkiej artystycznie urody, objawiające kunszt autorski. Ryszard Kapuściński twierdził, że najważniejsza u reportera jest umiejętność wydobycia pewnej wiodącej, w jakimś sensie esencjonalnej myśli, która zaważyła na kształcie indywidualnego spotkania z Innym – jej artykulacji służy literatura.
Autor ani na chwilę nie stara się maskować europejskiej perspektywy Toastu za przodków. Wręcz przeciwnie, utożsamia się z nią, mając świadomość, że niemożliwe, ale też i faryzejskie byłoby silenie się na przyjmowanie odmiennego punktu widzenia. Dlatego też, pisząc o regionach Gruzji, przyrównuje je do włoskich obszarów, które im odpowiadają, a kiedy przy stole gruziński tamada (gospodarz, dusza stołu) wznosi toast za Stalina, reporter jest w kłopocie. Próba rozeznania się w kulturze, w kręgu której się obraca, zawsze prowadzi do wniosku o wielokulturowości i pogranicznym charakterze krajów Kaukazu Południowego. To spotkanie cywilizacji potrafi Górecki dostrzegać w najdrobniejszych szczegółach, jak choćby wtedy, gdy odwiedzając w gruzińskiej Adżarii meczet, rozpoznaje w malunkach, wśród orientalnych motywów kiście winogron i trafnie podsumowuje: w tym artyście Gruzin zwyciężył prawowiernego muzułmanina. Tendencja do identyfikowania się z jak najstarszymi przodkami to stała obsesja ludów Kaukazu. Wykazanie się starożytnym pochodzeniem oznacza bowiem niezbywalne prawo do ziemi, którą się zajmuje. Z tego powodu Gruzini chętnie powołują się na tradycję czarnomorską, przywołującą mitologię Greków, Azerbejdżanie uważają się za sturczonych Albańczyków, a więc autochtonów na Kaukazie, zaś Ormianie wywodzą swój ród bezpośrednio od Noego i jego potomków. Przywiązanie do tradycji, często wyrażające się w nieuświadomionych przez członków danego społeczeństwa formach, pozwala spojrzeć na Kaukaz jak na palimpsest czy też „rupieciarnię” zużytych idei, wierzeń, obrządków, które wiodą równoległy żywot z rozwijającą się nowoczesną cywilizacją. Tu Górecki znów daje się poznać jako mistrzowski obserwator pozornie niewiele znaczących szczegółów, gdy wizytując wiejskie domostwo azerbejdżańskie, odkrywa znaki pogańskiej przeszłości, przejawiające się w małych gestach odprawianych przez gospodynię podczas codziennego rytuału wypiekania chleba.
Spotkanie tradycji z cywilizacją często też skazuje tę pierwszą na powolne wymieranie – jak to się dzieje w przypadku górali z Hinalugu (na terenie Azerbejdżanu), którzy w przeciągu kilkunastu lat przeszli od kultury pierwotnej do przedsmaku kapitalizmu, urządzając rozkwitający ośrodek turystyczny. Jeden z tamtejszych mieszkańców zauważa w rozmowie z reporterem: Póki nie było telewizji, nie wiedzieliśmy, jacy jesteśmy biedni. Jakże znamienne wydaje się dla autora spotkanie w Hinalugu dziecka, zapraszającego łamaną angielszczyzną do zwiedzania domostw górali. Towarzyszy reporterowi rodzaj nostalgii za minionym (Hinalug pozostawał dla niego miejscem niemalże iluminacji, o czym pisał już w Planecie Kaukaz). Wraz z procesami modernizacyjnymi na Kaukazie, potwierdzającymi w coraz większym stopniu, że świat to globalna wioska, powoli postępuje też laicyzacja społeczeństwa, co może wywrzeć niewątpliwy wpływ na kształt całej tamtejszej kultury. Ludy związane religią znajdują w niej wspólny rdzeń tożsamościowy, który wraz z pamięcią zbiorową zapewnia im ciągłość. Historia wierzeń jest równoznaczna z tradycją, stanowiącą o odrębności wspólnoty. Stąd takie oburzenie wśród tubylców wywołują małżeństwa młodych z ludźmi obcych wyznań. Najlepiej widać to na przykładzie Ormian, posiadających samodzielny kościół (z katolikatem zamiast papiestwa), którzy przyjęcie innej religii uznają otwarcie za zdradę narodową. Jak z kolei zauważa jeden z gruzińskich rozmówców reportera, kiedy znika zagrożenie z zewnątrz (co w ich przypadku, analogicznie do sytuacji Polaków, oznacza podległość Rosji), wygasa też kultura stołu, wznoszenia toastu za przodków jako sposobu na ochronę przed obcym światem – tradycja zaczyna erodować. Paradoksalnym, ale też bardzo symptomatycznym wydarzeniem, ukazującym, co dla Kaukazu oznaczają szeroko rozumiane procesy modernizacyjne, jest sytuacja wioski Sadachlo, leżącej w Gruzji przy granicy z Armenią i Azerbejdżanem. Stanowiła ona wielonarodowy tygiel, gdzie przedstawiciele poszczególnych narodów kaukaskich mogli spotkać się na bazarze, wypić herbatę i porozmawiać. Kiedy do władzy w Gruzji doszedł Saakaszwili, zamknął bazar, stoczył zwycięską walkę z łapówkarstwem i uszczelnił granice – w ten sposób przestało istnieć ostatnie „wspólne” miejsce. Mimo iż nietrudno wyczuć, po której ze stron zderzenia kultury ludowej z nowoczesnością lokują się sympatie autora, na jego korzyść trzeba zauważyć, że daleki jest od nieznośnego sentymentalizmu, który – jak się wydaje – czai się tuż za rogiem.
Zaletą książki Góreckiego jest uciekanie od prostych uogólnień, pozwalających Europejczykowi oswoić obcą przestrzeń i zadomowić się w niej. Zawsze trzeba pamiętać o tym, że istnieje jakiś rewers charakteryzowanej rzeczywistości, który równie dobrze może prowadzić do wniosków zgoła odmiennych. Jeżeli więc mowa o szyickim (zatem ortodoksyjnym!) Azerbejdżanie, zaraz pojawia się też uwaga o procesach laicyzacji; gdy autor wskazuje na europejskie przejawy snobizmu czy dorobkiewiczostwa i kultu postępu, z miejsca równoważy je informacjami o wierności ludu wobec najbardziej „ciemnych” obrządków, sięgających zamierzchłych czasów pogańskich. Takie przykłady można by mnożyć. Reporter umiejętnie korzysta z bogactwa swego warsztatu, również wtedy, gdy opowiada „wielką historię” w oparciu o przywołanie indywidualnych życiorysów kilkorga bohaterów, z którymi dane mu było się spotkać. Wielokrotnie podkreśla, że na Kaukazie od prawdy prawdziwsze bywają legendy – one stanowią najbardziej osobistą wartość i w nich przechowuje się ponadczasowy duch tych ludów: Na Kaukazie prawda jest pojęciem plastycznym, rozciągliwym (...) To my, Europejczycy, łudzimy się, że można tę jedyną prawdę poznać, dotknąć jej jak przedmiotu. Tutaj prawda jest czymś zindywidualizowanym, osobistym, intymnym. Warto zachować w pamięci te słowa, przystępując do lektury Toastu za przodków.
Toast za przodków
Wojciech Górecki
Wyd. Czarne, 2010