Najpierw okładka – ciemny fiolet, a na nim niewiele jaśniejsze, również fioletowe płatki, a może raczej gwiazdki? Biały napis Biały Dmuchawiec, fioletowe nazwisko autora. O okładce przypominam sobie właściwie z pierwszymi słowami pierwszego z dramatów Mateusza Pakuły, tytułowego Białego Dmuchawca: Niebieski płatek i biały – głoszą didaskalia. Okładkowe płatki są jednak niewyraźne, widoczne dopiero, gdy dokładnie się przyjrzeć. Są, ale jakby ich nie było bowiem zgodnie z zaleceniem autora „Didaskalia możesz pominąć i przeczytać później albo możesz od razu je wykreślić bo didaskalia są nieważne”. Dramaty Mateusza Pakuły nie zamykają żadnej możliwości, rozmaite sposoby odczytania są w nie wpisane, teksty same prowokują kolejne pytania, szeregi rozmaitych możliwości. Trudno nie zauważyć, że młody dramatopisarz podjął niezwykle udaną próbę stworzenia własnego języka.


Dramaty Pakuły to celnie podsłuchane w tramwaju rozmowy, miejskie anegdoty, bardzo mocno zakotwiczone we współczesnych, polskich realiach. Zdanie to jednak mogłoby się zaczynać zupełnie inaczej: dramaty Pakuły pełne są odniesień do kanonu literatury światowej (Szekspir,  Canetti, Eliot, Rilke), współczesnej polskiej poezji (Honet, Sosnowski, Świetlicki), literacko niezwykle wysoko wieszają poprzeczkę. Biały Dmuchawiec jest w dramacie odpowiednikiem teatralnych mentalnych sampli i skreczy Jana Klaty – nieoczekiwanie łączy różne wątki, za pomocą  wypowiedzi Turbo lasek przesiadujących w solarium opowiada o problemach społecznych.

Język dramatów to dosłowna kopia języka mówionego, dosłownością właśnie zwracająca na siebie uwagę. W sztukach Pakuły więcej jest mięsa niż w niektórych dramatach Pokolenia porno – i tego „mięsa” nie rozumiem tu jako przekleństw, a jako boleśnie odsłoniętą żywą tkankę języka. Czytając Białego Dmuchawca, widzę wyraźnie, jak dramaty te będą pulsowały na scenie, jak odtworzona codzienność odsłoni naturę tej realnej, pokazując rzeczywistość posklejaną z gier komputerowych i filmów na DVD, takich jak piękny balet o Janie Pawle II, który oglądają rodzice jednego z bohaterów. Można by porównać Pakułę do Masłowskiej, ale zdążył to już sam zrobić,  pisząc o sobie, że Autor lubi zabawy językowe, śmiało można go nazwać polską Dorotą Masłowską. A później: Dorota Masłowska w spodniach. Zgrabnie wyśmiał tym samym trend porównywania młodych polskich pisarzy do najbardziej znanej i najmłodszej ze znanych i młodych pisarek polskich. Pakuła nie na darmo po każdym ze swoich dramatów zamieszcza „listę lektur”, czyli cytowanych w sztuce utworów. Nie tylko zdaje sobie sprawę, co komu zawdzięcza, ale jeszcze podsuwa to pod nos czytelnikowi, mówi: „popatrz, nie wymyśliłem tego sam”. Jednocześnie nie jest niczyim sobowtórem, ale raczej twórczym krytykiem otaczającego go świata, choć swoje diagnozy tworzy z cudzych tekstów.


W świecie Białego Dmuchawca szczególnie frapujące są postaci dziecięce. Autor eksponuje je niemal we wszystkich zamieszczonych w zbiorze sztukach. Mamy całą galerię – od zawieszonych między dorosłością a niedorosłością bohaterów Księcia Niezłoma przez nastoletnią prostytutkę Dulcyneę z Donkiszota po najbardziej złożonego Marcina, tytułowego bohatera Marcina wiecznego Artura. U Pakuły dzieci są okrutne, ich zabawy napawają przerażeniem – a jednocześnie widzimy, w jakim świecie się wychowują: kształtują je gry komputerowe, szkoła przypominająca szpital psychiatryczny, telenowele oglądane w telewizji. Idealnym komentarzem do dramatów są zaprojektowane przez Michała Korchowca małe rysuneczki, umieszczone na obwolucie. To przedmiociki ze świata Pakuły, zminiaturyzowane i powielone. Kolorowe, jakby zaraz miały stworzyć wzór na tapetę do dziecinnego pokoju – plastikowe Maryjki i klocki lego, maleńki kościółek i bezludna wysepka. Trudno się dziwić, że w pokoju z taką tapetą wyrastają „dziwne” dzieci, które potem dorastają i stają się zakłamanymi dorosłymi. Pakuła ze strzępów tworzy nową rzeczywistość, przepełnioną przedmiotami, hałasami, opowiastkami.


Nie wszystkie z pięciu zamieszczonych w zbiorze sztuk mnie zachwycają – najciekawsza jest chyba ta tytułowa, która nie tylko funkcjonuje jako opowieść o konkretnych wydarzeniach, ale także jest najdojrzalszą analizą procesu tworzenia dramatu. Książę Niezłom porusza zadziwiająco przedstawionym wątkiem żydowskim, Marcin wieczny Artur jest z kolei przeszywającym brutalnością opisem dzieciństwa; Miki mister DJ pokazuje pedofilię nie jako społeczny problem, a jednostkowe praktyki konkretnej osoby. Najmniej interesujący wydaje mi się Donkiszot – o ile doceniam kolażowe dramaty Pakuły, o tyle tekst będący rodzajem adaptacji konkretnej sztuki (Nowego Don Kichota Aleksandra Fredry) podoba mi się mniej. Wszystkie sztuki są jednak napisane z wyczuciem językowej materii. Co prawda przygotowana przez Pakułę adaptacja poematu Tomasza Różyckiego Dwanaście stacji nie przypadła mi do gustu, ale jednak bardzo chciałabym ujrzeć na scenie teatralnej realizację jego własnych dramatów (Białego Dmuchawca zobaczyć można było w lubelskim Teatrze Osterwy, Donkiszota grano w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Książę Niezłom czytany był w Teatrze Polskim we Wrocławiu). Ciekawi mnie, jak surrealistyczna zasada, wedle której działa świat Pakuły, ma szanse wybuchnąć na scenie.




Biały Dmuchawiec.
Pięć sztuk teatralnych

Mateusz Pakuła
Redakcja i korekta: Bartłomiej Adler, Tomasz Charnas
Projekt i skład: Tomasz Żyłko
Rysunki: Michał Korchowiec
Fundacja SPLOT, 2010

Książka dostępna m.in. w SPLOT_SKLEPIE

Więcej informacji o książce  >>
Wywiad z Mateuszem Pakułą  >>