Bambino można było określić jako skomplikowanej budowy, niejednoznaczny obraz codzienności PRL, a przede wszystkim PRL-owskiego Szczecina i wpisanych weń ludzkich losów, określanych w dużym stopniu przez – zwłaszcza wojenną i tużpowojenną – przeszłość. W Ku słońcu nie sposób tak łatwo wskazać przestrzeń oraz okres, w których zamknięte byłyby wydarzenia fabuły. Właściwa akcja dotyczy krótkiego pobytu bohaterki, Magdy, w rodzinnym Szczecinie. Kobieta przyjeżdża, aby pożegnać swoją umierającą przybraną ciotkę, Ulę – Ulrike. W ciągu tych kilku dni wydarzy się jednak tak naprawdę niewiele, a wyjątkowa, graniczna sytuacja stanie się tylko punktem wyjścia dla skomplikowanej, wielopoziomowej narracji. Nie określiłabym jej nawet mianem centralnego miejsca czy organizującej struktury powieści – kolejne retrospekcje (sięgające głęboko w przeszłość i obracające się w różnych przestrzeniach), obserwacje, diagnozy, sny i rozmowy bohaterów odnoszą się do niej w coraz mniejszym stopniu, a siatka związków pomiędzy postaciami, choć gęsta, okazuje się dosyć przypadkowa i niekoniecznie trwała.
Zdecydowanym błędem byłoby dopatrywanie się w Ku słońcu opowieści syntetycznej, w okołoszczecińskim skrócie oddającej całość polskiej rzeczywistości i polskich losów po transformacji. Nie chodzi tylko o to, że bohaterami Iwasiów są przeważnie ci – jak można by jej wytknąć, używając jej własnej frazy, którą opisuje emigracyjne doświadczenie Magdy – którzy mają prawo, bo mają paszport, kartę kredytową i znajomość języka. Rzecz w tym, że zamiarem powieści z pewnością nie jest panorama, ale raczej zestawienie intensywnych, detalicznych zbliżeń, ukazujących indywidualności bohaterów oraz ich relacje z innymi.
Dylematem, jaki stara się rozwiązać prowadzona z punktów widzenia kolejnych bohaterów narracja, jest moim zdaniem próba połączenia empatii i obserwacji.
W zbudowanej w dużej mierze z retrospekcji powieści ważnym tematem musi być przeszłość. Wspomnienia dotyczą dawnej codzienności, jak splatające w jedno wrażenie dystansu i swojskości zapachy – także te przyziemne czy zgoła nieprzyjemne, dym z tanich papierosów, opary wrzątku ze szklanek uzupełnianych dziesiątki razy na dobę, wypełnionych do połowy herbacianymi fusami o aromacie sardynek, czasem wybijający na pierwszy plan zapach świeżego chleba smarowanego pasztetową (...). Próbujemy zrekonstruować historie bohaterów, zwyczajne dni i silne wzruszenia dzieciństwa, doświadczenie schyłku PRL i różnego rodzaju i stopnia zaangażowanie w działalność opozycyjną, życiowe decyzje, przyjaźnie i zerwania, zawirowania w związkach, ostatecznie (na ogół) profesjonalne sukcesy. Przeszłość ma jednak wiele wersji i choć losy łączą się, a dokumenty pozostają, im więcej elementów mamy do dyspozycji, tym trudniej je ułożyć.
Dla jednego z bohaterów, Marka, przeszłość jednoznacznie oznacza książki, historyczne tło i zabłąkanych na nim ludzi, biografie i ciągi skojarzeń nabytych w bibliotekach. Jego ojciec, Andrzej, zmaga się z obsesją lektury wielkiej księgi komuny, mozolnie konstruowanej ze wszelkiego rodzaju, także SB-ckich, dokumentów: tomów i kartek, wydruków i przedruków, haseł i notatek, fotokopii i kserokopii, zapisków na pudełkach po ekstramocnych i ze stempelków w dowodach osobistych. Wydaje się, że musi doprowadzić do końca zadanie samozwańczego historyka-lustratora, wyprowadzić wnioski i zaproponować oceny, aby z tej totalnej wizji wyłoniła się także jego własna przeszłość – ale w końcu zarówno ojciec, jak i syn odstępują od tego postulatu.
Na ostatnich stronach powieści nie mamy już do czynienia z podejmowanymi przez bohaterów próbami interpretacji, wytworzenia mniej lub bardziej cząstkowej wizji wydarzeń, skonstruowania spójnej opowieści, ale z zacytowanymi dokumentami – donosem tajnej współpracowniczki o pseudonimie „Harcica”, SMS-ami zakochanego małżeństwa, listami. Częściowo potrafimy umieścić je wśród poznanych wcześniej postaci i wątków, niektóre z nich jednak opierają się temu. Uzyskanie pełnego, jasnego oglądu okazuje się niemożliwe.
Niemożność tę ukazuje wątek pisarstwa tajemniczej pomorskiej autorki sprzed lat, którego analizą zajmuje się Marek, jako młody naukowiec-literaturoznawca, pod przewodnictwem swojej profesorki, Małgorzaty, wchodząc z nią w miłosną relację. Badacze dochodzą do wniosku, że twórczość Hildegardy jest zestawieniem tekstów pochodzących z różnych źródeł, a osobowość autorki – wytworem krytycznych artykułów i naukowych analiz. Fragmenty powieści dotyczące prac Małgorzaty i Marka przynoszą fascynujące opisy lektury – zimnej i euforycznej, interesownej i wszechogarniającej, analitycznej i erotycznej wreszcie. Stematyzowanie w literaturze czytania ściśle fachowego, literaturoznawczego, jest chyba wyjątkowym i bardzo interesującym zabiegiem – choć partie książki poświęcone losom Zakładu Badań nad Kulturową Tożsamością Płci ryzykują niebezpieczeństwa typowe dla swego rodzaju powieści środowiskowej, czytanej z satysfakcją głównie przez tych, którzy odkrywają w niej własną rzeczywistość.
Jednak ważność doświadczenia Małgorzaty i Marka nie jest ograniczona do wąskiego obszaru akademii. Hildegarda ma poza nim swój odpowiednik – Luizę, modelkę ze starego numeru „Penthouse’a”, której zdjęciem fascynuje się para innych postaci. Luiza także jest konstrukcją, efektem pewnej, w metaforycznym sensie, lektury, powstała na podstawie urwanych śladów, pojedynczej fotografii, obdarzona osobowością i witalnością za sprawą emocji i erotycznego zaangażowania dojrzewających bohaterów. Poszukiwanie Luizy byłoby bezsensowne – jak pokazuje nowelowy fragment przy zakończeniu powieści, odnalezienie modelki, która posługiwała się tym pseudonimem, nie miałoby nic wspólnego ze źródłami fascynacji bohaterów. „Prawdziwa” Luiza, podobnie jak Hildegarda, oznacza tylko niepewność, niejasność. Można natomiast próbować pokazać jej miejsce w życiu bohaterów, ich odniesienie do tego, co nazywali jej imieniem. I, jak się wydaje, uzyskanie takiego właśnie wyniku empatycznych obserwacji jest ambicją Ingi Iwasiów w Ku słońcu.
Ku słońcu
Inga Iwasiów
Świat Książki, 2010