Młody reżyser, do tej pory kojarzony głównie ze spektaklami w Teatrze Starym, decyduje się na zmagania z publicznością teatru, w którym przedstawienia-eksperymenty nie zagrzały jeszcze miejsca. Stawia na niejednolitość, zaskoczenie i dekonstrukcję. Przetworzenie dramatu Williama Szekspira stworzone wedle tych kryteriów jest wyrazem artystycznej wprawy i dojrzałości. Koncepcja spektaklu sprawia, że przestrzeń teatralna staje się hermetyczną, wręcz klaustrofobiczną scenerią i to dzięki niej będą mogły narodzić się te, a nie inne sensy. Wieczór trzech króli duetu Michał Borczuch – Szymon Wróblewski nie jest spektaklem „o czymś”, a samoistnym, performatywnym aktem twórczym, w którym widz musi się jednostkowo odnaleźć. Opowieść o grupie mieszkańców Ilirii, o ich odmienności, indywidualności w połączeniu ze skomplikowaną formą zmusza każdego, kto zasiada na widowni do własnej, niezależnej, fragmentarycznej selekcji obrazów. Naprędce przez każdego konieczne jest budowanie subiektywnego sensu spośród tropów, które w swoim zamyśle proponuje reżyser. O ile oglądający się na to zdecyduje, spektakl staje się niesamowitym i niepowtarzalnym doświadczeniem teatralnym. 

Wejście na widownię odbywa się przez korytarze, przy których znajdują się garderoby oraz pracownie teatralne. W świetle uporczywie migających neonówek publiczność przedostaje się na widownię, która umiejscowiona została na scenie opolskiego teatru.
Klaustrofobicznego charakteru dodaje ściana zamykająca tę przestrzeń od przodu. Po lewej  stronie widzowie zaglądają do kącika suflera. Zasiadamy więc na zapleczu, do którego nie powinniśmy mieć dostępu. Ściana unosi się, gdy zaczyna dobijać się do niej postać w kostiumie kosmity. To ważny element spektaklu, jednym z tematów, jakie porusza Borczuch jest inność, nieprzystawalność rozbitka, który trafia do Ilirii. Znakomite rozwiązania scenograficzne Anny Marii Karczmarskiej całkowicie potrafią zawładnąć przestrzenią, w której rozwijać się będzie akcja. Nieregularnie rozmieszczone modele wielkich kryształów, gdzieniegdzie pozostawiony teatralny reflektor dopełniają wrażenia dziwności.

Na kanwie szekspirowskiego dramatu reżyser zaryzykował stworzenie opowieści o opuszczonych indywidualistach, którzy nie są w stanie dojść do kompromisu, który mógłby włączyć ich w ramy jakiejś wspólnoty. Naturalnie mamy do czynienia z sygnałami, że w fantastycznej krainie istnieją pewnego rodzaju próby ustanowienia władzy czy hierarchii ról społecznych. Takim obrazem jest znakomita zbiorowa scena rozpoczynająca spektakl, w której  na scenie-widowni znajduje się kapitan i marynarze. Pod koniec przedstawienia wiadomo jednak, że wspólnotowość nie została zbudowana – postaci mijają się szybko i mechanicznie. Jak gdyby działając w afekcie, starają się ruchem podkreślić swoją niezależność. W tym obrazie Ilirii nie ma miejsca na pewność ani stabilizację. Zmagania Borczucha z problemem tożsamości i indywidualności, czy też wyjątkowości, po raz kolejny okazują się sukcesem (po chociażby „Werterze” ze Starego Teatru w Krakowie). 

W osiągnięciu tego sukcesu pomaga plastyczność, delikatność płynnego ruchu scenicznego. Subtelność odnajdywania się bohaterów w scenach zbiorowych potęguje wrażenie dramatyzmu. Przemyślane, wyraźnie skonstruowane kreacje aktorskie pozwalają, by akcja spektaklu toczyła się równolegle w wielu miejscach teatralnej przestrzeni. Znakomitym uzupełnieniem partii dialogowych są nieme, wręcz tanecznie delikatne sceny rozgrywające się w tle (doskonały duet Maciej Namysło i Paweł Smagała). Dzieło Michała Borczucha ma w sobie cechy muzyczności – dźwięki, nawet te pojedyncze, są niezwykle istotne, potęgują dramatyzm i zmysłowość akcji (inscenizacji samobójstwa towarzyszy powolne wypuszczanie powietrza z balonu).

Po obejrzeniu tego spektaklu mogę stwierdzić, że Michał Borczuch bardzo rozwinął się w swoich reżyserskich propozycjach. Jest twórcą, który w swobodny i zawsze funkcjonalny sposób posługuje się właściwymi sobie chwytami i motywami (znów mamy do czynienia chociażby z fortepianem). Nie atakuje widza ideologią, a ciało, płeć, tożsamość nie są dla niego tematami tabu ani pretekstem do wywoływania skandalu. W dojrzały sposób traktuje je jako nośniki znaczeń. Wieczór trzech króli to sytuacja niebezpieczna dla widza, w niespotykany sposób wymaga się od niego pełnego, niekiedy granicznego, zaangażowania. To dzieło, w którym samodzielnie można niszczyć teatralne stereotypy, dekonstruować przekonania. Te trzy godziny spędzone w teatrze to szansa na odbycie niepowtarzalnej przygody i wysiłku intelektualnego. Szansa znakomita.



CO CHCECIE albo WIECZÓR TRZECH KRÓLI
William Shakespeare
Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Premiera: 27 marca 2010
Reżyseria: Michał Borczuch
Adaptacja: Szymon Wróblewski, Michał Borczuch
Dramaturg: Szymon Wróblewski
Scenografia: Anna Maria Karczmarska
Muzyka: Mateusz Adamczyk
Choreografia: Julia Zborowska
Reżyseria światła: Lucjan Romb

Obsada: Aleksandra Cwen, Judyta Paradzińska, Beata Wnęk-Malec, Ewa Wyszomirska, Mirosław Bednarek, Jacek Dzisiewicz, Andrzej Jakubczyk, Maciej Namysło, Paweł Smagała (gościnnie), Krzysztof Wrona, Bogdan Zieliński, Adam Ciołek,Przemysław Czernik (adept), Łukasz Schmidt
statyści: S. Kraska, A Anczurowski, Z. Kuleczko, T. Masłowski, W. Janiszewski, A. Łobodziński, J. Laskowski
Inspicjent – sufler:  Jerzy Laskowski


Foto: archiwum teatru