Nie wiem, jak pisze się recenzje książek. Ten tekst będzie miał zatem raczej charakter spisu wolnych przemyśleń, jakie nasunęły mi się w trakcie lektury. A była to lektura, zaznaczyć tu trzeba, nie tylko niezwykła, ale również w niezwykłych okolicznościach mająca miejsce. Naród cały, tak jak ma się w zwyczaju jednoczyć, tak i teraz się po raz kolejny jednoczy, na majówkę pędząc. I ja w pociągu relacji Warszawa-Kraków, przeludnionym, jadę i czytam. Pomiędzy wersami narzekań i przemyśleń narratora rozglądam się ukradkiem po wagonie i przysłuchuję rozmowom. Przekrój przez polskie społeczeństwo obserwuję: wszyscy jak jeden mąż absurd sytuacji czujący. Wszyscy śmiejący się z dowcipów konduktorki i w relacje bliskie jak na przystanku w kultowym numerze kabaretu Mumio wchodzący. I ja pośród tego tłumu, słysząc pogawędkę o pozytywach legalizacji związków homoseksualnych (sic!), dbam o pół metra kwadratowego, które dzielę ze swoim rowerem.
Gdyby jeden z bohaterów którejś z powieści Houellebecqa prowadził monolog wewnętrzny i spisał go, byłby to niewątpliwie produkt podobny do książki Jasia Kapeli. Momentami przydługi tekst to wypowiedź ekshibicjonisty-paranoika, którego słów nie należy traktować zbyt poważnie. Choć na co dzień nie myślę tak o sobie (jak podają najnowsze badania, nieprzyznawanie się przed sobą do mniej chwalebnych cech charakteru i słabości należy do najczęstszych przyczyn nerwicy), to utożsamiam się z tą figurą i, przerzucając kolejne strony, wchodzę w coraz bardziej przyjazną relację z narratorem. Jeżeli jesteś paranoikiem-ekshibicjonistą albo przynajmniej chciałbyś nim być, znajdziesz w tej książce wiele przydatnych informacji. Pakiet dobrych chęci oraz szczerych starań, a zaraz po nim poczucie beznadziei, która te wszystkie chęci i starania rozbija. Opisy niekontrolowanych pragnień, nad którymi z pewnością by się niejeden Žižek popastwił. Wyuczone reakcje. Poranne odpowiedzi na wszystkie pytania świata i wieczorne poczucie absolutnego braku sensu.
Być może – prawie na pewno – trzeba traktować życie jako zadanie do wykonania. Zostałeś wrzucony do ciemnego lasu, w magazynku masz sześć naboi, do paska przytroczony nóż, wszędzie dookoła czają się krwiożercze zombie. Co robisz?
a) Zabijasz wszystkie zombie, a z ich genitaliów robisz sobie uroczy wisiorek na szyję.
b) Kładziesz się na ziemię i płaczesz.
c) Dzwonisz do taty.
d) Na policję.
e) Jedziesz do Afryki budować studnie.
Skojarzenie Jasia Kapeli z prozą Houellebecqa jest oczywiste.
W Cząstkach elementarnych, Platformie, a zwłaszcza Możliwości wyspy znajdujemy długie i wciągające narracje opisujące życie człowieka wypełnione świadomością upadku wartości. Rezygnacja, skrajny i „promienny” (jak pisze Houllebecq w eseju Inny świat) egoizm oraz tragizm codziennej egzystencji (nic nowego, biorąc pod uwagę, że większość myślicieli miała poczucie schyłkowości swojej epoki) dotyczą konkretnych postaci i historii, zarazem charakteryzując współczesność na zasadzie „pars pro toto”. Houellebecq odnajduje faktyczną tragedię współczesnego człowieka. Tragedię, o której braku rozpisywał się w Zasłonie Milan Kundera.
Proza Kapeli, pomimo że i problemy nie te, i bohater jakiś taki mniej tragiczny, z poczuciem humoru wygłaszający zabawne uwagi, ogólnie rzecz biorąc – przygnębia. Zanurzasz się w świecie, w którym tragizm został sprowadzony do – wbrew pozorom – płytkich, choć nasyconych odwołaniami do filozofów, dywagacji pomiędzy śniadaniem, obiadem i kolacją. Deprymująca jest ta bezpretensjonalna zgoda na świat dookoła nas. Dojmująca świadomość wyczerpania się możliwości dotychczasowych dróg krytyki, dominacji ostrożnego „chciałbym” nad zdecydowanym „chcę”.
Chciałbym wyć z rozpaczy, ale wszystko, co wychodzi z moich ust, brzmi jak jowialne hu, hu!
Odnajdziemy u Kapeli większość problemów opisywanych przez Houellebecqa. Są one jednak nie tylko pozbawione otoczki fabularnej, ale też opowiadane w formie ironicznej pogawędki, w której, rzucając cytatami, wyśmiewamy się z wszystkiego. W dodatku z siebie samych śmiejemy się nienaturalnie i nadgorliwie, tracąc poczucie własnego ja, tracąc grunt pod nogami. Wisimy więc kilkanaście centymetrów ponad podłogą, przyzwyczajając się do tego iście postmodernistycznego stanu nieważkości. Od czasu do czasu zamachamy jeszcze nogami, żeby sprawdzić, czy sytuacja się nie zmieniła – poszukując ofiar naszej wyśrubowanej świadomości, pojęć, kategorii i wartości, za pomocą których paradoksalnie chcielibyśmy opisywać świat. Stare jednak zdechło, a nowego jeszcze nie widać. Zresztą co znaczy nowe w świecie duplikatów i powtórzeń? W wypowiedziach narratora sprawdzają się wszystkie klątwy rzucane przez przeciwników postmodernizmu.
Teraz, gdy czuję się przydatny, mogę podzielić się z wami swoimi wątpliwościami. Prawie nikt tego nie przeczyta. A z tych, którzy przeczytają, prawie nikogo to nie obejdzie. I będą mieli rację.
Kapeli udziela się baudrillardowski katastrofizm. Świat jest monotonny w swojej różnorodności, obrazy i symulakra pociągają bardziej niż fakty (zresztą czymże są fakty, jeśli nie elementami wielkiego spektaklu). I w tym rozgardiaszu powtórzeń i cytatów odnajdujemy się my – świadomi absurdalności sytuacji. Szarpani przez pragnienia, które nie są nasze. Stosujący doraźnie w kontrze wyuczone poczucie humoru. Roztrzęsiona starzejąca się z nami Paranoja i spuchnięta od alkoholu Beznadzieja, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Takie są nasze, swojskie, półprzytomne, w kapciach cicho przemieszczają się rano po mieszkaniu. Łagodny świat po miękkich narkotykach. Bezradność wobec starych pojęć, mitów i wartości, jak Cnota Pana Cogito nachodzących nas ciągle, wzbudzających tęsknotę za starym.
Myślę sobie i myślę, a potem i tak wychodzi inaczej. Myślenie ssie pałę.
Ostrzeżenie: w niniejszej publikacji autor pragnie zareklamować nihilizm i pragnienie śmierci.
Właściwie, idąc za humorystyczno-tragicznym sposobem myślenia autora, próbuję wyobrazić sobie taką reklamę. Wielki billboard, na którym grupa młodych ludzi z uśmiechami na ustach pochłania batony „Nihilizm” popijając je nieodłącznym gazowanym „Pragnieniem śmierci”. W świetle ostatnich wydarzeń w Polsce to pytanie może zabrzmieć tym bardziej dobitnie: czy jest jeszcze coś, co nie zostało skomercjalizowane? Co nie zostało opakowane w ładny papierek, dobrze zareklamowane i sprzedane? Czy wobec ogromu tego procesu można jeszcze się sprzeciwiać? Nie pytam, czy istnieje sens i prawda. Ktoś już chyba o to pytał i nie dostał odpowiedzi.
Widocznie jest we mnie coś, co każe mi mówić, a wam pozostaje rola niewinnych ofiar.
Warto zwrócić uwagę na język książek Kapeli. Często czytamy krótkie, zaczynające się od nowego akapitu pojedyncze zdania. Mam wrażenie, że Kapela chce w ten sposób przyprawić czytelnika o uczucie pewnego niedosytu fabuły. Przypominają mi się podniosłe słowa Tommasa Campanelli (zacytowane we wstępie do Społeczeństwa spektaklu Guya Deborda): Skoro świat oszalał, mędrcy pragnący go uzdrowić zostali zmuszeni mówić, działać i żyć jak szaleńcy, choć w głębi duszy żywią zupełnie inne przekonania. W narracji tytułowego Janusza, nota bene Hrystusa, to mówienie, działanie i życie pozbawione jest zaangażowania, podszyte niepewnością i dystansem. Ten dystans każe nam brać wszystko w nawias ironicznego żartu. Poczucie humoru to przecież jedyne wyjście z sytuacji – parafrazując wypowiedź autora ze spotkania promującego jego poprzednią książkę. Zapiszę pytanie, które wtedy pozwoliłem sobie mu zadać: gdzie kończy się poczucie humoru, a zaczyna cynizm?
Wydana przez Krytykę Polityczną książka jest tak niewielka, że trzy godziny (dzielące Kraków od Warszawy) wytężonego czytania w zupełności wystarczą, aby ją skończyć. Przy ostatnich zdaniach rzucam jeszcze spojrzenie na moich towarzyszy podróży, z którymi dzielę zdecydowanie za mało metrów sześciennych powietrza, i zastanawiam się, kogo zbawić ma Janusz Hrystus? Dla kogo są te lakoniczne dialogi i dziennikowe opisy, zdania o wartkim toku, które przenoszą nas z wątku na wątek? Kim będzie adresat niezaangażowanego manifestu spisywanego na marginesie codzienności? I wreszcie quid, Januszu, quid est veritas ? Milczenie to, oprócz ironii, zdecydowanie najbardziej ponowoczesna forma odpowiedzi.
Janusz Hrystus
Jaś Kapela
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010