Salim, bohater powieści Tahar Ben Jelloun To oślepiające, nieobecne światło, był przeciętnym Marokańczykiem. Jego ojciec porzucił rodzinę i został ulubieńcem króla, prywatnym błaznem, zapominając zupełnie o swoich dzieciach i żonie. Dla Salima los przygotował jednak o wiele straszniejszą tragedię, o której nie mogły go uprzedzić najczarniejsze sny. Wstąpił do armii. Starał się wiernie wykonywać rozkazy przełożonych, za co przyszło mu słono zapłacić. Wmieszany w zamach na króla, trafił, z kilkudziesięcioma innymi żołnierzami, do tajnego więzienia Tazmamart. Wszyscy zostali skazani na długie i bolesne umieranie w celach wielkości grobu. W kompletnych ciemnościach, karmieni makaronem gotowanym w mętnej wodzie, żądleni przez skorpiony i wszelkiego rodzaju insekty, w duszącym fetorze własnych ekskrementów, mieli zapłacić za swą winę.
Trafiwszy do Tazmamart, skazańcy wybierali najprzeróżniejsze strategie. Najczęściej błędne. Niektórzy, mając ukrytą nadzieję, że właśnie tak utrzymają się przy życiu, wyznaczali sobie jakieś szczególne zadanie. Karim pełnił rolę żywego zegara: podawał datę i czas z dokładnością co do minuty. Nie przeżył. Ustaz recytował Koran. Nie przeżył. Wielu innych oddawało się marzeniom o przeszłym życiu, które również nie uchroniły ich od śmierci. Salim wybrał szczęśliwie: opowiadał kolegom przeczytane książki i przez długie, ciemne godziny oddawał się medytacji.
Książka Tahar Ben Jelloun porusza wiele tematów, jednak w centrum stawia problemy związane z człowieczeństwem. Głównemu bohaterowi udaje się je ocalić dzięki modlitwie i literaturze. Opowiadanie zapamiętanych lub zmyślonych historii utrzymuje go przy życiu, a więziennym towarzyszom przynosi ulgę. Salim nie próbuje wymyślać wyrafinowanych fabuł, nie przetrząsa pamięci w poszukiwaniu wybitnych tekstów, nie chce wykorzystywać fikcji dla moralizowania czy tłumaczenia sobie i innym tragicznego położenia, w którym się znaleźli. Każda historia jest równie dobra, ponieważ można ją opowiedzieć, a chodzi tylko o to, by opowieść trwała. Jednak w pewnych sytuacjach nawet literatura nie jest w stanie pomóc. Trzeba zejść głębiej.
Powiedzieć, że Salima ocaliła religia, to zbyt duże uproszczenie. Recytowanie Koranu oraz wypowiadanie określonych modlitw traciło sens, gdy ból wzrastał tak bardzo, że nawet myślenie stawało się niemożliwe. Cierpienie zrywało z Salima kolejne warstwy, pod którymi mógłby się skryć. Dopiero gdy został zupełnie ogołocony, dotknął tego, co nadprzyrodzone.
Truizmem byłoby stwierdzenie, że To oślepiające, nieobecne światło jest książką trudną, ale to prawda. Trudno o niej myśleć i trudno o niej pisać. Jak bowiem określić to, co spotkało głównego bohatera? Nieludzkie cierpienie? Koszmar? Tragedia? Ogromny ból, który wywołał mistycyzm? Każdy termin w tym kontekście jest płaski, niestosowny i pozbawiony sensu. Kiedy jednak sam Salim opowiada o swoim doświadczeniu, zachowuje autentyzm i prostotę. W jego historii słowa celnie wskazują określone rzeczy i wydarzenia. Nie niosą z sobą żadnych semantycznych naddatków. Rozkładające się ciało, śmierć we własnych ekskrementach, nieustanna ciemność, cela wielkości grobu – znaczą dokładnie to, co znaczą, i właśnie ta dosłowność sprawia, że opowieść Salima wydaje się wykraczać poza wyobrażalne granice ludzkiego doświadczenia.
To oślepiające, nieobecne światło (Cette aveuglante absence de lumiere)
Tahar Ben Jelloun
Tłum.: Małgorzata Szczurek
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2008