Trudno w pewnym stopniu nie zgodzić się z punktem wyjścia Tomasza Piątka: Jacka Dukaja od dawna chwali się jako wizjonerskiego kreatora precyzyjnych, bogatych światów, zapierającego dech w piersiach tła opisowego, a za jego słabszą stronę uchodzi konstrukcja bohaterów i fabuł. Tworząc alternatywną rzeczywistość, Dukaj pokazuje ostateczne konsekwencje założonych na początku różnic pomiędzy światem naszego doświadczenia a powieściowym – na przykład tego, że katastrofa tunguska jednak wywarła ogromny wpływ na klimat i przyrodę Syberii czy tego, że arystotelejska metafizyczna teoria materii i formy jest trafnym opisem rzeczywistości. Konsekwencje te nie kończą się jednak oczywiście na poziomie odmiennych prawideł fizycznych, biologicznych, społecznych czy psychologicznych, jakie obowiązują w wykreowanym świecie. Poznajemy je przez wpływ, jaki mają na sposoby myślenia i działania bohaterów, na ich losy i na najdrobniejsze zjawiska, z jakimi się stykają.
Czy jest tak, że logiczność w powieściach Dukaja przynależy do świata przedstawionego, a aporetyczność do problemów fabularnych, które zdają się burzyć jego uporządkowanie? A może raczej wskazane przez Piątka tajemnice i sprzeczności, takie jak kwestia niemożności poznania czegoś, co pozaludzkie, są immanentnie w ten świat wbudowane i właśnie ich brak pokazywałby niespójność konstrukcji? Nie zostałaby ona wtedy domyślana do końca, pisarz zatrzymałby się na etapie boskiego zadowolenia ze swej kreacji, zamiast posunąć się dalej. Tymczasem, tytułem przykładu, samo położenie u podstaw funkcjonowania świata zasady zmagań form, z różną siłą rządzących materią, skutkuje pytaniem o miejsce, w którym wszelkie ludzkie formy tracą tę władzę – i w nim właśnie zaczyna się problem konfrontacji z nierozpoznawalnym. Problem, którego bynajmniej nie rozwiązuje, jak chce Piątek, mozolne odbudowywanie sensu przez stopniowe opisywanie świata.
Pierwszeństwo Dukajowego świata przed elementami postaciowo-fabularnymi jest faktem i odsłania istotne założenie, jeden z możliwych wyborów twórcy fantastyki. Kiedy wpuszcza on obmyślonego bohatera w obmyślony, w konkretny sposób funkcjonujący świat, wybiera drogę trudniejszą (a przy tym podobniejszą do codziennego doświadczenia rzeczywistości). Konfrontuje go z pewnym stanem zastanym i skupia się na rezultatach tej konfrontacji. Mógłby zrobić odwrotnie – do gotowej fabuły domyślić świat określony w takim stopniu i w taki sposób, aby rozegrała się ona dokładnie według jego zamiarów, aby przy ewentualnych trudnościach odsłaniały się na zawołanie nowe możliwości ich rozwiązania. Jeśli natomiast bohater ma natrafić na faktyczny opór rzeczywistości, zmagać się z nią i wykorzystywać jej możliwości na różne sposoby, musi ona być konsekwentna i szczegółowa. Pisarz-fantasta nie odwoła się przecież do świata wspólnego doświadczenia, dostarczającego tła utworom realistycznym.
Piątek uważa konsekwencję za główny cel Dukaja i dostrzega ją również w świecie Wrońca. Za jego podstawę uważa jednak wielokrotnie wykorzystany, banalny i ograny mit narodowy z elementami martyrologicznymi. Konsekwentnie się go trzymając, Dukaj miał próbować zdobyć sobie słuchaczy narodowych pieśni, w których nie można, zdaniem Piątka, poruszyć innej struny.
Zarzut ten – a zapowiedzi tej praktyki Piątek dostrzega także w Lodzie – zadziwia swoją powierzchownością. Już wymienienie wśród znaczących składników poprzedniej powieści Dukaja zesłańczej, sybirskiej polskości nie może wytrzymać konfrontacji z lekturą. Lód raczej dobitnie pokazuje, że polscy sybiracy to niekoniecznie ofiary caratu drżące z zimna na zsyłce, ale kapitaliści pełną gębą, trzęsący całą gospodarką Syberii (jak to ujął skrótowo autor).
Nie lepiej wyglądają tezy Piątka na temat Wrońca, co najbardziej widać, gdy odnajduje on w powieści Dukaja wizję Kościoła jako jedynego schronienia przed straszną rzeczywistością stanu wojennego. Tymczasem Kościół, który nie potrafi się skutecznie przeciwstawić siłom złowieszczego Wrońca, nie jest tu nawet przedstawiony jako szlachetny, choć ciemiężony depozytariusz prawdy i nadziei. Księża nie są wiarygodni nawet dla małego bohatera książki, Adasia, który wiedział, że opowiadają o różnych dziwnych rzeczach, których naprawdę nie ma, tylko że nie można mówić, że ich nie ma.
Gdy Adaś dociera do budynku kościoła w czasie swojej nocnej, niebezpiecznej wędrówki, powziętej dla odnalezienia rodziców, faktycznie wydaje się on chłopcu ciepłym, jasnym schronieniem, do którego Wroniec nie sięgnie. Wkrótce jednak iluzja bezpieczeństwa zostaje totalnie rozwiana – okazuje się jeszcze jedną bajką, a bajki i zaklęcia w świecie tej powieści nigdy, wbrew nadziejom Adasia, nie działają do końca. Bohaterowie muszą spróbować beznadziejnej ucieczki z kościoła, której ich przewodnik, ksiądz, nie potrafi przeprowadzić – bezradny i raczej bierny, doprawdy daleki jest od kreślonej przez Piątka bohaterskiej figury.
Wygląda to tak, jakby Piątka lektura Wrońca brała za dobrą monetę niektóre wrażenia, nadzieje i obawy małego bohatera, pomijając momenty, w których są one problematyzowane – choćby przez konfrontację złudzenia z faktycznym przebiegiem wydarzeń. Tymczasem zrozumienie, skąd bierze się kształt doświadczenia Adasia, wydaje mi się zupełnie kluczowe dla sensów tworzonych przez Wrońca. Wedle Piątka świat przedstawiony tej książki wyrasta z naiwnej celebracji mitów prymitywnego, polsko-katolickiego stadka. Nawet gdyby tak było, trzeba by jeszcze znaleźć wytłumaczenie, dlaczego celebracja odbywa się w tak niepoważny sposób – czy naprawdę przyczynia się do niej wizja naiwnych, niezdecydowanych Pozycjonistów, nazwanych tak od zajmowanych stale Pozycji (zwłaszcza Pozycji do Pałowania), ludzi w płaszczach z zielonych lampek oraz o włosach z oporników, w których hierarchii występują panowie Oporni i Oporniejsi (a pan Najnajoporniejszy może być tylko Elektrykiem)?
Nie jest to efekt dowolnych skojarzeń wyobraźni pisarza z wywoławczymi hasłami czasów stanu wojennego. I tym razem zasady, na których zbudowany jest świat powieści Dukaja, cechuje nie ciesząca się zbyt dużym uznaniem Piątka ścisła logika i konsekwencja – ale zupełnie inna, niż we wcześniejszych powieściach. Staje się widoczna, jeżeli przyjmiemy jako podstawowe założenie interpretacyjne, że Wroniec to nie oryginalne fantastyczne przetworzenie bazowej opowieści o tym, że stan wojenny był zły, ale eksploracja sposobu doświadczania i pamiętania tego centralnego wydarzenia przez całkiem konkretnie zarysowaną jednostkę. A w konsekwencji – także refleksja o tym, jak budujemy narracje o przeszłości, jak wiele czynników wpływa na to, co z niej zachowujemy.
Mały chłopiec, pozostawiony sam sobie przez dorosłych, którzy nigdy nie mówią dzieciom, co się naprawdę dzieje, musi jakoś uporządkować w swojej świadomości otaczającą go rzeczywistość, wytłumaczyć sobie zagadkowe słowa i zjawiska, wyobrazić wydarzenia. Używa do tego klisz kulturowych pochodzących z bajek, z przygodowych książek, z telewizji; językowych skojarzeń, które pozwalają mu zobaczyć groźną WRON jako ptaka rodem z horroru, a U-Lotkę jako papierowy samolocik obdarzony własną dynamiką. Pytanie Piątka: dlaczego stan wojenny był zły faktycznie nie do końca znajduje tutaj odpowiedź. Felietonista uważa więc, że to, co mówi Wroniec na ten temat, można zamknąć w kilku ogólnikowych banałach. Tymczasem książce Dukaja należy zadać pytanie nie o sam stan wojenny, ale o jego obraz – JAK stan wojenny był zły? Jaki jego obraz wytworzyła świadomość pewnego człowieka i dlaczego właśnie taki? Główną kwestią nie jest tu charakterystyka historycznego wydarzenia, ale myślenia i pamięci o nim, tego, jak się one kształtują, dynamizują, jakim podlegają stereotypom i jakim mogą dać źródło fantazjom.
W końcówce swojego felietonu Piątek posuwa się do stwierdzenia, że Dukaj planuje fabułę książki tak, aby można było spokojnie uznać komunizm za jedyne źródło zła. Rzecz w tym, że gdy kończy się fantazja Adasia – w dużej mierze faktycznie zbudowana na baśniowym schemacie dobrej i złej strony – w książce Dukaja zaczyna się dopiero prawdziwy dramat, a schemat ten zostaje zupełnie odrzucony. We wcześniejszej konfrontacji z Wrońcem Adaś wybrał powrót do normalnej codzienności, jaką znał – czyli rzeczywistości komunizmu, w której na szarych ulicach szarzy ludzie chodzili do szarych sklepów, tyle tylko, że w domu czeka na niego cała rodzina. Aby skrył się horror świata Wrońca, zniknąć musi czarodziejski azyl magicznych, baśniowych historii, jakie potrafił opowiadać sobie Adaś. Jego świat odzyskuje kruchą, dziecięcą równowagę. Po kryzysie wszystko znowu jest zwyczajne i znajome. Katastrofa – jak każda trauma – zostaje wyparta, oddala się w zapomnienie, własna przeszłość, świadomość, własne myśli stają się niezrozumiałe. Odtworzyć ją może tylko wnikliwe badanie własnej pamięci, które nie ma nic wspólnego z analizą historycznej faktyczności. Ani z powtarzaniem kołysanki z kruchty – choć i ona jest jedną z jednocześnie przywołanych i zdekonstruowanych w książce Dukaja kulturowych klisz.
Wroniec
Jacek Dukaj,
WL, Kraków 2009