Neonaturalizm
Rejmer, tworząc swoją pierwszą konstrukcję powieściową, sięgnęła po chwyty sprawdzone już przez literaturę, i to nie tą najnowszą, ale XIX i XX-wieczną. Opisy miejsc, pogody czy postaci, utrzymane w estetyce szarości, obskurności, pleśniowatości, pozwalają nazwać Toksymię utworem neonaturalistycznym. Nad ulicami warszawskiego Grochowa (bieda z azbestu i kurzu), na które wylegają brudne cygańskie dzieci i bezdomni wystawiający do słońca wrzody na tyłku, unosi się zatęchła atmosfera wilgotnego lata, przetaczają się chmury wyglądające jak brudny kożuch w kolorze siniaków i pleśni. Szczególnie charakterystyczne są w książce portrety bohaterów – w tak dużym zbliżeniu, że widać pory w skórze, które otwierają się jak czarne dziury, ciemne nitki brwi, które wyginają się jak owadzie nóżki i kreska wąskich warg, które są podobne do cienkiej glisty. Porównania i metafory Rejmer czasem irytują, jednak te, które wprowadzają skojarzenia obrzydliwo-animalistyczne, nawiązują do najlepszych tradycji naturalistycznych i turpistycznych, a idąc krok dalej – groteskowych.
Groteska
Brzydota jest bowiem w Toksymii tak zintensyfikowana i tak przedstawiona, że przeradza się w groteskę, która jest dominującym tonem książki. To dzięki niej, pomimo ponurej aury, jest w powieści również dużo, często czarnego, humoru. Konwencja groteski tłumaczy jednostronność przedstawienia bohaterów, którzy są wyraziści, ale w swojej nieudolności i przeciętności – żałośni i śmieszni. Znikoma Ada opiekuje się psychicznie chorym ojcem; niezaradny Jan Niedziela pisze mowy pogrzebowe; zapalony polonista Longin zostaje zmuszony przez żonę do zostania motorniczym i popada w alkoholizm; lękliwa Anna, studentka dziennikarstwa, jest nękana przez zakochanego w niej powstańca warszawskiego Tadeusza; zdewociała Lucyna, wdowa po rządzącym twardą ręką Ryszardzie, nawiązuje „bliższe” kontakty z Jezusem. Wszyscy są nieszczęśliwi i samotni, zamknięci w swoich światkach i własnych wyobrażeniach o świecie zewnętrznym, chcą żyć wśród ludzi, ale nie potrafią, bo nie radzą sobie z własnymi emocjami i nie rozumieją uczuć innych. Wchodząc w relacje z innymi, tworzą właśnie związki toksymiczne.
Psychologia
Kontynuując naturalistyczną linię odczytania Toksymii, można zapytać, co determinuje zachowania bohaterów i ich problemy z budowaniem normalnych, zdrowych relacji międzyludzkich. Czy to obskurne miejsce, w którym przyszło im mieszkać? Czy może dołujące, pochmurne i zimne lato? Otóż nie – wydaje się, że historie z Toksymii mogłyby się wydarzyć wszędzie i w każdą pogodę. Tym, co łączy bohaterów i co w dużej mierze ma wpływ na ich zachowania, to różnego rodzaju zaburzenia psychiczne: od depresji i myśli samobójczych przez bulimię, manię prześladowczą po demencję starczą. Bohaterowie może są żałośni i śmieszni, ale są też chorzy i dlatego sobie nie radzą. I nie ma nikogo, kto mógłby im pomóc – są zbyt dziwni, zbyt nieprzyjemni, by ktokolwiek chciał się do nich zbliżyć. Na tym chyba polega największa bolączka toksymii (jako choroby zdiagnozowanej przez autorkę): zdziczali, odchyleni od normy bohaterowie, nieumiejący nazwać i wyrazić swoich uczuć odstraszają innych, są niewygodni. Podobnie jak otwierająca książkę postać śmierdzącego kaleki w tramwaju – jedni złośliwie zamykają mu drzwi, inni stają w jego obronie, inni się oburzają, ale wszyscy zgodnie chcą, by już wysiadł i nie śmierdział.
Szczęśliwe zakończenie?
Autorka jednak nie jest okrutna i nie pozostawia bohaterów w marazmie – kończąc książkę, otwiera ich losy na nowe możliwości. Jednych stawia przed nowymi wyzwaniami, drugich uwalnia od dotychczasowych lęków, jeszcze innym pozwala doświadczyć choć odrobiny czułości. Bohaterowie dostają więc szansę na szczęśliwe zakończenie, tylko czy będą potrafili ją wykorzystać? Jeśli tak, jeśli pomimo braku zrozumienia u innych sami nauczą się empatii, to znaczy, że toksymia jest uleczalna.
Toksymia
Małgorzata Rejmer
Lampa i Iskra Boża
Warszawa 2009