Janusz Marchwiński: Nie zawężałem grupy, dla której ta scena jest przeznaczona, do młodzieży, czy osób, które dopiero zaczynają doświadczenia z teatrem. Myślałem po prostu o stworzeniu dyspozycyjnej przestrzeni dla osób lub grup, które mają jakiś konkretny pomysł, albo jeszcze lepiej – gotową produkcję, której nie można prezentować gdzie indziej z powodu braku miejsca. Taki był mój zamysł, ponieważ Teatr Nowy po trzech latach istnienia stał się teatrem repertuarowym – planowanie produkcji dokonywane jest z bardzo dużym wyprzedzeniem. I tam po prostu nie ma miejsca na spontaniczne decyzje. Nie jest możliwe, że ktoś przychodzi i mówi: „mam świetny pomysł, czy mógłbym to zrobić u was?” Grafik jest cały wypełniony – albo jest próba, albo spektakl. A ponieważ dysponowałem pustym, dość obszernym pomieszczeniem, salą, do której może wejść 60-70 osób i niewielką sceną, mniej więcej wielkości tej, która jest w Teatrze Nowym, więc pomyślałem, że można tam zrobić właśnie coś w rodzaju takiej przestrzeni eksperymentalnej – nie tylko w sensie repertuarowym, ale też i w sensie personalnym, że można po prostu podjąć jakieś ryzyko.
Według jakiego klucza będą dobierane teksty wystawiane na Noffej Scenie? Czy one też mają być eksperymentalne?
Na razie nie są w ogóle dobierane, dlatego że ta scena dopiero zaczyna istnieć. Ale wyobrażam sobie, że z pewnością powinny być to teksty, które odwołują się do współczesności. Na pewno nie klasyka, bo od tego są teatry instytucjonalne. I z całą pewnością nie powinny to być realizacje, które „zaspokajają” ambicje reżysera, w tym sensie, że chciałby, powiedzmy, wystawić Antygonę albo Makbeta, bo to nas zupełnie nie interesuje.
Zaczęliście od realizacji spektaklu na temat tożsamości seksualnej (Dotknięci). Czy takie spektakle są nadal poruszające?
Od czegoś trzeba było zacząć... (śmiech) Wcale nie twierdzę, że to był jakiś highlight, tym bardziej, że sam ten spektakl wyreżyserowałem. Gdyby się znalazł ktoś, kto by się tego podjął, chętnie bym na niego scedował to zadanie. Ale oczywiście właśnie ta problematyka najbardziej mnie w tym wszystkim ciekawiła. Tekst, który traktuje o życiu młodych gejów, lesbijek, o ich świecie, ich problemach, role grane przez młodych aktorów heteroseksualnych – do jakiego stopnia potrafią się w czymś takim odnaleźć? I okazało się, że to był najmniejszy problem. Sadzę, że jeżeli ktoś zechciałby podjąć tego rodzaju tematykę, to zawsze będzie to mile widziane. Wiem, że Piotr Sieklucki chce zrobić Lubiewo Witkowskiego i chce podzielić tę produkcję na dwie części: jedna miałaby być grana na dolnej scenie, a druga na scenie górnej – taki pomysł szalenie mi się podoba.
Jest przestrzeń, zaplecze teoretyczne i techniczne – jakiej aktywności potrzeba ze strony teatru, by scena zaistniała w świadomości krytyków?
Przede wszystkim muszą być udane premiery, to jest jasne. Jeżeli chodzi o możliwości techniczne, to jak na tego rodzaju przestrzeń są nie najgorsze. Mamy w pełni profesjonalne nagłośnienie i oświetlenie teatralne, jest wszystko, co tylko można sobie wymyślić: rzutniki multimedialne, mikrofony bezprzewodowe. Jedynym ograniczeniem jest skąpa przestrzeń, więc wielkie produkcje w ogóle odpadają. Jestem przekonany, że z czasem – jeżeli ta przestrzeń teatralna istotnie przyciągnie uwagę młodych, ciekawych twórców, reżyserów najmłodszego pokolenia albo nawet studentów wydziału reżyserii, którzy razem z kolegami zechcą coś zrobić – krytycy pojawią się tłumnie, bo tego rodzaju eksperymentów w Krakowie nie ma zbyt wiele. Który z teatrów instytucjonalnych zaryzykuje, żeby powierzyć młodym i niesprawdzonym ludziom tego rodzaju zadanie, wymagające jednak jakiegoś finansowego zaangażowania? To jest właśnie najtrudniejsze i tutaj Teatr Nowy spełnił swoją rolę, ponieważ jak dotąd udało mu się już wypromować kilka nazwisk, które weszły do krwiobiegu teatralnego. Dzisiaj te osoby znakomicie funkcjonują, realizując kolejne projekty w różnych teatrach w Polsce, a nawet i zagranicą. Mam nadzieję, że będą pamiętać, skąd wyszli.
A nie wydaje się Panu, że zarówno Teatr Nowy, jak i Noffa Scena mają obecnie za słabą reklamę? Teatr Nowy ostatnio jakby mniej się promuje...
Reklama wymaga nakładów, środków, to wszystko kosztuje. Wydajemy teraz programy (w formie składanego flyera) na kolejne zimowo-wiosenne miesiące i takie przedsięwzięcie kosztuje nas około 2,5 tys. złotych. Nie będę nawet wspominał, ile kosztuje plakatowanie na mieście, to znaczy miejsce na słupach ogłoszeniowych, ani ile kosztuje zatrudnianie osób, które mogłyby zawodowo zająć się reklamą. Przecież to jest teatr, który nie otrzymuje prawie żadnych subwencji, utrzymuje się na wodzie, ponieważ umie pływać. Wszystkie teatry instytucjonalne, gdyby znalazły się w podobnej sytuacji, poszłyby natychmiast na dno, a Nowy – utrzymuje się dzięki energii, zmyślności i kreatywności ludzi, którzy pełni poświęcenia tu pracują. Reklama jest taka, jakie są możliwości teatru.
Czy są już zarysowane jakieś plany Noffej Sceny?
Na początku lutego planujemy premierę projektu, który powstał dzięki mojemu kontaktowi z grupą studentów Studia Aktorskiego Lart. Są to wybrane sceny ze sztuki Jeana Geneta Balkon. Przez to oczywiście nie należy rozumieć, że wystawiamy Balkon Geneta – jest to swobodna adaptacja, a może spojrzenie na tę sztukę z trochę innej perspektywy. Oprócz tego mam już kontakt z kilkoma osobami, które wyrażały zainteresowanie współpracą z Noffą Sceną. Po prostu trzeba poczekać. O planach nie potrafię nic powiedzieć, ponieważ repertuaru ta scena jeszcze nie ma. Będzie miała pewnie w przyszłym sezonie, ale póki co minęło dosłownie kilkanaście tygodni od czasu, kiedy ta przestrzeń w ogóle powstała.
Myśli Pan, że Noffa Scena wypełni jakąś niszę teatralną w Krakowie w opozycji do teatrów repertuarowych?
Nie wiem, czy w ogóle można mówić o jakiejkolwiek niszy, dlatego że krajobraz teatralny w Krakowie, w porównaniu z innymi ośrodkami w innych częściach Europy, głównie na Zachodzie, chociaż może i na Wschodzie także, jest tak rozpaczliwie ubogi, że wszystko tutaj można traktować jako niszę. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że ta scena będzie grała powiedzmy dwa albo trzy razy w tygodniu i za każdym razem na spektakl przyjdzie jakieś 50 osób, to jest to raptem 100 osób tygodniowo, czyli 400 osób miesięcznie, więc nie jest to w żaden sposób jakieś objawienie. Tym niemniej, z całą pewnością, jeżeli te 50 osób wyjdzie z teatru w jakiś sposób podbudowane, albo z jakąś refleksją, to na pewno spełni on swoje zadanie. Nie wiem, jak to się rozwinie, nie mam pojęcia. Nie wiedziałem też, jak to będzie, kiedy budowaliśmy tzw. Dużą Scenę Teatru Nowego. Myślałem, że będzie się rozwijać w zupełnie innym kierunku, ale ten kierunek, w którym Teatr Nowy podąża teraz, jest równie dobry jak ten, który ja gdzieś tam miałem w swoich planach czy też marzeniach.
Janusz Marchwiński - ur. 1948 r. w Łodzi, studiował w PWSTiF, przez 25 lat był dziennikarzem Radia Wolna Europa, współpracował z czołowymi scenami w Monachium, Hamburgu, Bremie i innych europejskich miastach, zajmował się również teatrem tańca. Dziś właściciel krakowskiego klubu Cocon i sponsor prywatnego Teatru Nowego. Pomysłodawca i właściciel Noffej Sceny.
Noffa Scena, powstała przy Teatrze Nowym w Krakowie, ul. Gazowa 21, zaprasza na premierę Hardcoru 6 lutego o 19.15 (kolejne spektakle w sobotę 13 i niedzielę 14 lutego, bilety 10 zł)
HARDCORE
wg Balkonu Jeana Geneta
Scenariusz i reżyseria: Janusz Marchwiński
Projekty graficzne: Łukasz Błażejewski
Reżyseria światła: Marek Kutnik
Występują: Magdalena Bębenek, Katarzyna Chorzępa, Maciej Dombrowicz-Krzyżaniak, Damian Jankowski, Cezary Nowak, Jakub Tackowiak