Złudna jest już forma wydanego bardzo starannie przez WL tomu, konsekwentnie stylizowanego na książkę dla dzieci: złożony dużą czcionką tekst przepleciono rymowankami i licznymi ilustracjami Jakuba Jabłońskiego, dzięki którym być może wizualna strona Wrońca powinna doczekać się osobnego omówienia. Wbrew zapowiedzi na okładce, nie jest to jednak książka „dla Adasiów”, dzieci takich, jak bohater, wędrujący zimową nocą, w grudniu 1981 roku, przez straszną przestrzeń Warszawy, zapełnioną groźnymi i potężnymi wrogami. Chciałoby się powiedzieć, że Dukaj odrealnia historię stanu wojennego, używając typowego dla fantastyki arsenału środków, kryptonimując jego realia w postaciach potworów, upiorów i niesamowitych zjawisk. A nawet, że zrobił to po to, aby wpisać się w polityczną narrację o wydarzeniach roku 1981, postawić wyraźną granicę pomiędzy złowrogim imperium a przeciwstawiającym się mu niewinnym chłopcem, który chce odzyskać zabraną mu rodzinę. Przygody Adasia mogłyby stać się dodatkowo historią o sile fantazji, wyobraźni i słowa, które chronią przed wpływem ciemności i zła. I każde z tych rozpoznań, jak sądzę, w ostatecznym rozrachunku sprowadzałoby czytelnika na manowce.

Przypomnijmy sobie wielką powieść Dukaja – Lód. I tam mieliśmy do czynienia ze światem we fragmentach dobrze nam znanym; obok nich występowało jednak mnóstwo zjawisk z zupełnie innego porządku, w którym trzeba się było dopiero zorientować. Przekształcenia rzeczywistości były tam jednak jasno motywowane: dowiadywaliśmy się z Lodu, że są one efektem autentycznej zresztą katastrofy naturalnej z 1908 r., upadku meteorytu tunguskiego, któremu w powieści przypisane były o wiele bardziej radykalne niż w naszym świecie skutki. We Wrońcu sprawy mają się zupełnie inaczej, ale przecież nie jest tak, że pokazana w nim struktura rzeczywistości wynika z ogólnego założenia przyświecającego twórcy literatury fantastycznej.
Moim zdaniem także i w tym przypadku jest ona konsekwencją sytuacji, jaka ma miejsce wewnątrz tekstu.
Otóż uważam Wrońca za przedsięwzięcie reaktywacji takiego sposobu postrzegania i odbierania świata, jaki mógł sobie wytworzyć ten mały chłopiec, Adaś, siedmioletni w 1981 r. To impuls jego pamięci jest „meteorytem tunguskim” w tej książce Dukaja, to jego percepcja uzasadnia dla mnie kształt rzeczywistości Wrońca. Subtelny sygnał, ważny moment przy zawiązaniu akcji: Adaś patrzy przez okno i dmucha na szybę, w związku z czym świat zaszedł parą i rozemglił się przyjemnie, bajkowo. Podkreśla to istnienie własnego, indywidualnego sposobu patrzenia, kształtowanego także przez aktywność bohatera, jego decyzje.

W związku z tym zasady, według których pracuje jego pamięć, leżą także u podstaw wykreowanego we Wrońcu świata. W pierwszym rzędzie chodzi tu o językowe skojarzenia dziecka, które, nie znając do końca znaczeń słyszanych słów, stara się domyślić ich znaczenia. I tak Czołgista nie chodzi, ale się czołga, rodzinę Adasia zabierają Suki, zostawiając pod domem ślady olbrzymich psich łap z głębokim bieżnikiem, Podwójni Agenci powtarzają wszystko, co robią i mówią, a Szpicle nadają swoje donosy za pomocą wyrastających z ich głów anten ze stalowymi szpicami. Na tej zasadzie powstaje oczywiście także wizja tytułowej postaci okrutnego dyktatora, który jest zarazem potwornym ptaszyskiem – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego przekształca się we Wrońca.
Adaś posługuje się także pochodzącymi z opowieści, którymi się zaczytuje, schematami przygód, walk między dobrym bohaterem a wrogami. Z baśniowego porządku pochodzi na przykład Maszyna-Szarzyna, przynosząca na ludzi otępienie i smutek, której działanie przezwyciężają opowiadane przez chłopca magiczne historie. Dzięki powtarzanym samemu sobie bajkom Adasiowi udaje się dotrzeć do siedziby Wrońca – pozwala mu na to naśladowanie czynności ich bohaterów, na przykład Rycerza w Czapce-Niewidce czy zagubionego w lesie księcia.

Ale świat Wrońca kształtują także klisze, które równie dobrze mogły pojawić się we umyśle Adasia później, jako ikoniczne symbole i skojarzeniowe obrazy stanu wojennego i rzeczywistości PRL, które wszyscy w jakimś stopniu podzielamy. We Wrońcu, jak w niemal każdym wspomnieniu (nie tylko literackim) z 13 grudnia 1981 r., napomyka się o braku Teleranka (brzydcy panowie zastąpili w telewizji także niedzielną bajkę). Na swojej drodze przez Warszawę Adaś natyka się kilkakrotnie na koksowniki, wokół których grupują się żołnierze, a główna kwatera Wrońca to oczywiście Pałac Kultury i Nauki, popularny znak PRL-owskiej władzy i wschodniej dominacji. W tym momencie orientujemy się, jak bardzo podlegamy sugestiom, zbiorowym mechanizmom, przez które wszyscy posługujemy się w pewnej mierze tymi samymi pamięciowymi skrótami. Powielane przez opowieści, przez media, przez sztukę i przez oficjalny dyskurs władzy obrazy stają się stałym i niezbędnym elementem wspólnego imaginarium – i to one, a nie odwrotnie, kształtują indywidualne doświadczenie.

Wroniec pokazuje dobitnie, że nie ma pamięci czystej, bezpośredniej, przekazującej jasno to, co się zdarzyło. Nie powiedziałabym nawet, że pamięć Adasia miesza się z jego fantazjami czy znanymi mu skądinąd opowieściami – te elementy nie dają się oddzielić, stanowią jedność. Jednak na jego odbiór świata wpływa co najmniej jeden ważny element więcej, dodatkowo jeszcze przymuszający go do ciągłych prób zorientowania się w wydarzeniach i w rzeczywistości.
Otóż Adaś pozostawiony jest sam sobie wobec strzępów docierających do niego informacji, ponieważ dorośli nigdy nie mówią dzieciom, co naprawdę się dzieje i dlatego dzieci muszą żyć między Tajemnicami, Strachami i Potworami. W efekcie dziecko nie wie nic konkretnego o ewidentnie otaczającym je nieszczęściu i zagrożeniu. Próbując przyłożyć do tej sytuacji znane sobie schematy, uznaje więc, że z jednej strony powodują je straszne, niesamowite siły – jak w bajkach, książkach i telewizji. Z drugiej strony natomiast, jak mówi sobie Adaś, to wszystko dlatego, że nie byłem grzeczny (...), nie posłuchałem babci, uciekłem – stosując prawidłowość, którą poznał przy okazji swoich dziecięcych nieszczęść życia codziennego. Dukaj mimochodem dotyka tutaj bardzo istotnego tematu: pokazuje fałszywość mitycznego (i kultywowanego przez dorosłych) wyobrażenia dzieciństwa jako epoki rajskiej, pozbawionej zmartwień i problemów. „Kondycja dziecięca” obejmuje tymczasem zupełnie co innego – przede wszystkim poczucie braku panowania nad tym, co się wydarza, dezorientacji, skomplikowania świata.

Trudno jest pisać o Wrońcu, nie zdradzając zakończenia. Przed autorem musiała stać pokusa łatwego i nawet banalnego domknięcia głównego wątku: opisania zwycięstwa dziecięcej siły i wyobraźni albo też nagłego dorośnięcia rozumianego jako gorzka utrata złudzeń, która łączyłaby się koniecznie z porzuceniem typowych dla dziecka zachowań i sposobu myślenia. Gdy Wroniec zbliża się do finału, czytelnika może ogarnąć obawa, że autor wpadnie w pułapkę, którą w ten sposób sam na siebie zastawił. Ten jednak wybrnął z niej doskonale, pokazując, jak rzeczywiście, codziennie i zwyczajnie może wyglądać koniec kryzysu, który dotknął świat Adasia. I tym chyba Wroniec zrobił na mnie największe wrażenie.


Wroniec
Jacek Dukaj
WL, Kraków 2009