*Wojciech S. Wocław:* Oczywiście! Ale pewno i ja sam nie ze wszystkiego potrafię roześmiać się w taki sposób. Przecież śmiech, dajmy na to, takiego „specjalisty” (jeśli tacy obiektywnie istnieją) od dzieła, do którego się odwołuję będzie o wiele głośniejszy niż mój. To kwestia kolejnych kontekstów, ich potęgowania. Babilon rowerem pędzi po ulicy jak statkiem pijanym. Kompetentnego czytelnika rozśmieszy groteskowy Babilon zestawiony z obrazem z impresjonistycznego wiersza. Kogoś, kto Rimbaud’a nie zna rozśmieszy zestawienie roweru i działającego na wyobraźnię pomysłu pijanego statku.
*Dla kogo zatem jest ta książka?*
W jakiś sposób dla wszystkich, co – dodam od razu – wcale nie musi oznaczać, że tym samym dla nikogo. Dla mnie ważniejsze jest to, że każdy potrafi się z czegoś roześmiać, że różne są poziomy, „levele” tego roześmiania.
*Co chciałeś osiągnąć przez odwołania do „Pana Tadeusza”, innych literackich utworów, mniej lub bardziej ironicznych – czy to ukłon w stronę grona profesorów na uczelni, czy intelektualny autolans?*
Mam takie wrażenie, że odwołania w „Pamiętniku […] wsi” są na tyle podstawowe (jak na polonistę przystało), że nie ma tu w ogóle mowy o jakimkolwiek lansie. Profesorów też sobie odpuszczam, bo im już „poimponowałem” na egzaminach. Jest w tych odwołaniach na pewno jakaś próba usytuowania mojej opowieści, ale nie na płaszczyźnie, powiedzmy, formalnej (gatunek literacki), ale może emocjonalnej (to złe słowo, choć najlepsze spośród wszystkich, które przychodzą mi na myśl). „Pan Tadeusz” to epopeja narodowa, „Pamiętnik” to epopeja mojej wsi, mojej młodości, to moja epopeja, ale i antyepopeja. Może właśnie w tym miejscu doszukiwałbym się najmocniejszego dowodu na istnienie jakiegokolwiek paktu autobiograficznego pomiędzy narratorem a autorem. Gombrowicz w „Pamiętniku” podpowiadałby na pewno sposób, w jaki narrator próbuje patrzeć na świat, to mianowicie, z kogoż jest ten narrator.
*Obraz Śląska jaki został wykreowany w Twoich opowiadaniach jest bardzo odmienny od tego, do którego przyzwyczaiła nas literatura (Kuczok), film. Czy te wizerunki Cię nie drażnią?*
To dla mnie istotna kwestia, ten obraz Śląska w moich opowiadaniach... Ale po kolei. „Śląskość” mojej książki stwierdza się w zasadzie głównie na podstawie obecnej w partiach dialogowych gwary. Pomijając funkcję literacką, jaką niesie jej wprowadzenie do książki, muszę się przyznać, że zrobiłem to tak po prostu, bez żadnej filozofii.
Czytelnicy „Pamiętnika” spoza Śląska często podkreślają, że gdyby nie gwara, akcję książki można by umieścić w dowolnym regionie Polski.
Teraz o obrazach Śląska w literaturze i w kinie. Nie jestem pewien, czy ja w ogóle wierzę w jakiekolwiek obrazy miejsc, ludzi, stanów. To trochę stereotypogenne. Weźmy wymieniony przykład Kuczoka. Przemoc w rodzinie dzieje się przecież wszędzie, nie tylko na Śląsku. A że Kuczok umieszcza akcję powieści właśnie na Śląsku? Może dla jakiejś gry? Wojciech Kuczok jest autorem, a Mały K. bohaterem. Zanim rozpoczniemy lekturę, natrafiamy na ostrzeżenie, że wszystkie postaci i wydarzenia pojawiające się na kartach tej książki są fikcyjne. Nie pamiętam, czy w „Gnoju” pojawiał się Śląsk jako miejsce. Była chyba gwara, ale w znikomych ilościach. Czasem sobie myślę, że w literaturze jest więcej przypadkowości niż nam się wydaje…
Czy mnie drażnią te obrazy? Nie, absolutnie nie.
*Kapitalny obraz wsi, soczyście wykreowane postaci, pieklenie zabawne sytuacje. Pochodzisz z małej śląskiej miejscowości – jaka (jeśli) jest recepcja książki przez miejscowych, którzy mogą się przecież utożsamiać, szukać pierwowzorów?*
Jest recepcja, jest. Kiedy na początku docierały do mnie krytykanckie opinie, wkurzałem się trochę. Ale potem zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wywołałem w mojej miejscowości i okolicach rewolucję. Dla wielu ludzi „Pamiętnik” to jedyna książka, jaką przeczytali od końca edukacji szkolnej. Słyszałem o takich, którzy chcieli, żeby im czytać tę książkę, bo sami nie potrafią. Byli i tacy, którzy pisali listy do lokalnej gazety, twierdząc że moja książka jest „obrazoburcza”. Spotykam oczywiście i takich ludzi, którzy mówią, że czytali parę razy, nieźle się uśmiali i czekają na następną. Bardzo mnie zaskoczyła (i cieszy) postawa moich kolegów. Oni nigdy nie byli wielbicielami literatury (nagle uświadomili sobie, że jako ewentualne pierwowzory stali się jej żywą częścią), a dziś bardzo dojrzale podchodzą do dyskusji o „Pamiętniku” – polemizują, oceniają, ale i pytają o takie, a nie inne rozwiązania. To miłe. Pewnego dnia, gdy byłem w Krakowie, do domu moich rodziców przyszedł jeden z mieszkańców mojej miejscowości, pijany w sztok, który jakoby odnalazł się w jednym z bohaterów! I mówi do mojego ojca tak: „Ty, dejno mi ta śpiywka, co to tyn twoj synek napisoł”. Mój ojciec na to odpowiada: „Nie mom, a poza tym kup se, jak chcesz mieć”. W odpowiedzi usłyszał: „Bo łon mje tam łopisoł”. „Czytołeś?” – pyta ojciec. „Nie, ale ludzie mi pedzieli!” – pada odpowiedź. „To przeczytej, potym przyjdź i pogodomy, czy cie opisoł czy niy” – mówi mój ojciec, na co pięćdziesięcioletni pan, odchodząc odpowiada: „Przeczytom, przeczytom! Ale jak łon mje tam łopisoł, to spotkomy sie w sondzie!”. Drugiego dnia, kiedy już wytrzeźwiał, znowu mówił moim rodzicom „dzień dobry” na ulicy, a wieczoru dnia poprzedniego w ogóle nie pamiętał. Myślę, że mogłaby powstać druga książka z opisu samych reakcji na pierwszą.
*Jak trafiłeś do wydawnictwa Mado? Łatwo jest wydać książkę w tak młodym wieku?*
Trudno. Przede wszystkim dlatego, że debiutujący autor nie ma „nazwiska”. I bynajmniej nie o znajomości mi chodzi, a o to tylko, żeby ktokolwiek na nadesłaną propozycję zechciał zwrócić uwagę. „Pamiętnik” wysłałem między innymi do wydawnictw „Czarne” i „Świat Książki”. Niestety, nie otrzymałem nawet odmownej odpowiedzi (oczywiście wydawnictwa rezerwują sobie do tego prawo). „Pamiętnik” do tej pory jest dobrze przyjmowany przez czytelników. Mam takie złośliwe marzenie, żeby kogoś zwolnili z pracy w tych wydawnictwach, jak już się okaże, że mogli wydać dobrą książkę, a nie zrobili tego. Oczywiście żartuję! Do wydawnictwa Mado trafiłem przez Piotra Sobolczyka, który wydał tam swoje „Opowieści obrzydliwe”, i który napisał recenzję wydawniczą mojej książki. Potem trzeba było jeszcze uzbierać pieniądze na dofinansowanie publikacji, zorganizować spotkania promocyjne itd.
*Na spotkaniu promocyjnym w Krakowie Jaszczury przeżyły szturm młodych studentek. Masz w sobie trochę z obśmianego w powieści literata. Ile w tym jest pozy, a na ile jest to pociągające? I czy nimb krakowskiego pisarza Ci odpowiada?*
Nie wiem, co masz na myśli, ale chyba nie mogę się z tym zgodzić. Przynajmniej nie chciałbym mieć czegokolwiek z przywołanej postaci. Jacy my naprawdę jesteśmy? Czy w ogóle jesteśmy? Dla mnie absolutnie każde zachowanie (no dobrze, powiem dla własnego bezpieczeństwa „prawie każde”) jest wynikiem Form, Gier, Obowiązków. My się stajemy w oczach innych, a jesteśmy tacy, jakich opisze nas najbardziej donośny głos. A czy odpowiada mi nimb krakowskiego pisarza? Chciałbym, żeby to był dla mnie pewien laur. Mam już tak, że na pewne rzeczy muszę sobie zasłużyć, tak sam dla siebie. Na Kraków też musiałem, jakoś w niego wrosnąć. Może w ten sposób? W każdym razie miło być „krakowskim pisarzem”.
*Co myślisz o polskiej młodzieżówce literackiej, najbardziej znaczące nazwiska, z przyszłością?*
Oj, to temat szeroki… Jestem absolutnie zafascynowany tym, na co decydują się młodzi autorzy. Mam dziką satysfakcję, że potrafię w tej literaturze dostrzegać to, co pozostaje trudne do dostrzeżenia dla wielu innych (ten sąd wysnuwam wyłącznie na przykładzie moich osobistych doświadczeń). Na pewno będę śledzić Dorotę Masłowską i Jacka Dehnela.
*Jakie są twoje inspiracje literackie? Co jest dla Ciebie w literaturze najważniejsze?*
Chyba to, że świat przedstawiony potrafi rozliczyć się z tym pozajęzykowym, że jest wolny (zazwyczaj sztuki nie oskarża się o obrazę majestatu itd.). Nie jestem tu przykładnym polonistą. Dla mnie wartość książki wyznacza przede wszystkim jej funkcja „pedagogiczna” (wiem, że to nienajlepsze określenie). Innymi słowy, książki są „dobre” prywatnie, a nie publicznie. „Dobre” jest to, co do mnie przemawia, bo cóż to znaczy sprawny warsztat, dobry styl itd. itd.? Co zaś tyczy się inspiracji – trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że w pełni jeszcze nad nimi nie panuję. Wśród ważnych dla mnie nazwisk w literaturze nie mogę nie wymienić Gombrowicza, Wittlina, wspominanej już Masłowskiej. Na pewno jakiś wpływ wywarła na mnie lektura prozy Piotra Sobolczyka, do której w różnych swoich tekstach kilka razy się odwoływałem. Moją ulubioną książką, paradoksalnie, jest zaś „Maria” Antoniego Malczewskiego, która przecież nie pasuje do zarysowanych wyżej ram.
*Kiedy zacząłeś pisać?*
Prozę i pierwsze próby krytycznoliterackie na studiach. Poezję wcześniej. Nieudanie.
*Czy studia polonistyczne pomagają czy przeszkadzają?*
Jedno i drugie! Pomagają, bo na studiach właśnie mogłem wyrabiać swoją, określmy to w ten sposób, formację (auto)ironiczno-groteskotwórczą. Przeszkadzały, bo zamiast skupiać się nad jej pogłębianiu, ślęczałem nad listą lektur. A teraz pracuję i znów mi brakuje czasu na pewne sprawy…
*Dziękuję za rozmowę.*
----
foto: archiwum artysty