*Stan podgorączkowy*
Wystawa składa się z czterech instalacji wideo i jednego zdjęcia, które zostały rozmieszczone w trzech salach galerii. Każda z sal stanowi rodzaj „odsłony” poruszanej przez artystę problematyki. W pierwszej sali znajduje się wideo _Gęsia skórka_ oraz obraz _Dziad_. _Gęsia skórka_ przedstawia fragment męskiego ciała (ramienia i torsu) w tak dużym zbliżeniu, że jesteśmy w stanie zobaczyć gęsią skórkę, jaka powstaje na bladej skórze. Kamera powoli przesuwa się po ciele, a skóra jeży się z zimna. W oddali majaczą zielone kształty, co sugeruje, że filmowany stoi na dworze. Możemy dokładnie zaobserwować falujący ruch skóry, co nas samych może przyprawić odruchowo o dreszcze. Na ścianie obok wisi zdjęcie _Dziad_, przedstawiające, znanego większości z nas jedynie z literatury, chochoła. Może dlatego przypomina on raczej właśnie spersonifikowane postaci dramatów Wyspiańskiego niż zwyczajowe ochronki ze słomy. Przedstawiony dziad ma bowiem wyraźnie ludzki kształt, co więcej, został ubrany w niebieską koszulę, kojarzącą się jednoznacznie z pracą w biurze. Warto dodać, że dziad jest zbudowany z ostów. W ten prosty sposób ze zwykłego chochoła otrzymaliśmy zupełnie nową jakość: przedziwną kolczastą postać w biurowej koszuli. Nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć jej fizyczne odpowiedniki w szarej codzienności: wystarczy wejść na pocztę albo do banku, a tam już na nas czekają takie nerwowe chochoły, najeżone w sobie i zżarte przez stres. Możemy je zobaczyć także na ulicy… albo w lustrze. Strach pomyśleć. Włos się na głowie jeży. Ciarki biegną po placach. Gęsia skórka… Niczym lekarze, poprzez ciąg skojarzeń jesteśmy naprowadzeni na pierwszy znak pobudliwości: stan podgorączkowy. Symptomy? Rozdrażnienie i majaczenia, chorobliwe obrazy migające przed oczami.
*Majaczenia*
Skoro _Dziad_ i _Gęsia skórka_ są swoistą zapowiedzią choroby, instalacja znajdująca się w kolejnej sali przedstawia już jej zaawansowane stadium. Składa się z dwóch wideo, które były już prezentowane na wystawie „Pożar”. Pierwszy film przedstawia papierowy las malutkich choinek. Kamera nerwowo błądzi pomiędzy białymi wycinankami, a całości towarzyszy niespokojna, mantryczna muzyka, która wprowadza widza w rodzaj transu. Na skutek zapatrzenia w „zimowy” krajobraz możemy mieć wrażenie, że to my przemykamy się pomiędzy choinkami, biegniemy zbłąkani przez las. Jak w złym śnie uciekamy przed nieokreślonym zagrożeniem lub szukamy drogi do wyjścia, której jednak nigdy nie znajdujemy. Stylistyka filmu kojarzyć się może z prymitywnymi bajkami dla dzieci, które kiedyś były wyświetlane w telewizji na dobranoc. W ten sposób projekcja stać się może wizualizacją chorobliwego wspomnienia z dzieciństwa.
*Jądro ciemności*
Ostatnie prace umiejscowione są w środkowej sali. Paradoksalnie, choć pomieszczenie to jest salą, od której zaczyna się zwiedzanie wystawy, prace znajdujące się w niej należy omówić na końcu, ponieważ stanowią jej uwieńczenie. Oczywiście, są też z oczywistych względów wprowadzeniem do wystawy. Pierwsza instalacja składa się z trzech, połączonych ze sobą w rzędzie nieruchomych projekcji. Każda z nich przedstawia śpiącą na łące młodą dziewczynę. Na pierwszym obrazie widzimy ogólny pejzaż: łąkę, leżącą wśród traw dziewczynę i las na dalszym planie. Jest środek lata, na łąkę pada złote, ciepłe światło. Zapewne jest gorąco. Kobieta leży w swobodnej pozie. Kolejna scena jest zbliżeniem twarzy dziewczyny, widoczne są teraz jej zmysłowe usta, na gładką skórę padają cienie źdźbeł trawy. Ostatnia projekcja jest jeszcze większym zbliżeniem, tym razem na podbródek kobiety, widoczny pod takim kątem, pod jakim byłby on zapewne widoczny dla jej ewentualnego towarzysza. Dopełnieniem instalacji jest sam sprzęt, przez który rzucane są projekcje: głośno huczące, stare projektory, które dzięki otworom w obudowie zostawiają smugi światła na suficie. Nagrzane, wytwarzają też ciepło, co w kontekście letnich obrazów nie jest bez znaczenia. Sam fakt używania staromodnych projektorów jest z kolei ukłonem w stronę przeszłości i wprowadza melancholijny nastrój. Widz zostaje tu wciągnięty w grę zmysłów i ulotnych nastrojów: senności, rozmarzenia, ale i erotycznego pobudzenia. W ten sposób znów powraca do nas temat pobudliwości, która jest przecież rozdrażnieniem zmysłów. Artysta ciągle operuje motywem snu: raz jest to chorobliwy majak, innym razem senne wspomnienie lata. Może być to też surrealistyczna wizja, jak w przypadku wideo _Korzeń_. Jest to jedna klatka przedstawiająca mężczyznę ubranego w czarny dres, który leży na ziemi. Jego nogi są oplecione wokół pnia drzewa, najprawdopodobniej sosny. Scena rozgrywa się w nocy, poza ziemią, drzewem i mężczyzną widoczna jest tylko ciemność. Wszystko jest zabarwione na rudawy kolor. Nie byłoby nic zaskakującego w tej scenie, gdyby nie fakt, że jest ona odwrócona do góry nogami. Pień znienacka stał się tu korzeniem człowieka, który oplata go nogami. Obraz, dzięki prostemu zabiegowi, stał się niepokojącą wizją niewielkiej postaci, z której wyrasta gigantyczny korzeń-pniak, wbijający się bezczelnie w ciemny „grunt”, który tak naprawdę nie jest namacalną, swojską ziemią, ale przerażającą pustką, tajemniczą, nienazwaną ciemnością. Tymczasem mężczyzna spokojnie pali. Trudno powiedzieć, co odczuwa, wpatrując się w otchłań – jest zakapturzony. Chłopak przypomina trochę podwórkowego dresiarza, takiego, do którego lepiej nie podchodzić na ulicy. Gigantyczny korzeń budzi jednoznaczne seksualne skojarzenia, a jego groteskowy wymiar od razu wprawia odbiorcę w rozbawienie. A więc to jest ten nasz człowieczy korzeń, nasz prapoczątek – tu zaczyna się wszystko… A może wszystko się kończy, spadając w ciemną otchłań. _Korzeń_ jest pracą, która zapewne najdobitniej ukazuje cechy, jakimi charakteryzuje się sztuka Sadowskiego: dowcip miesza się tu z powagą, melancholia z brutalnością, a prostota przedstawienia w paradoksalny sposób wywołuje lawinę skojarzeń i jest przyczynkiem do refleksji na najpoważniejsze tematy.
*(Auto)biografizm – strategia artysty?*
Zastanawiającą kwestią jest, akcentowany w tekście wprowadzającym do wystawy oraz przez samego artystę, autobiograficzny aspekt prac Sadowskiego. Ma to być specyficzna strategia artysty, który transformuje własne doznania w symboliczne tropy, mające „usidlić” odbiorcę i „wzbogacić go o doznanie”. Jego prace mają być specyficznym lustrem, w którym przegląda się widz. Rozpatrywanie dzieł Sadowskiego pod takim kątem wydaje się jednak dość trywialne. Tak pomyślany (auto)biografizm jest bowiem cechą każdego dzieła sztuki i żaden artysta od niego nie ucieknie. Dość przypomnieć słynną tezę Dubrovsky’ego, że wszystkie teksty zapisane są autobiografią – nawet rachunek bankowy czy Biblia. Dzieło sztuk wizualnych także jest rodzajem tekstu, dlatego nieuchronnie podlega tej zasadzie.
Znacznie bardziej istotna w pracach Sadowskiego wydaje się jego umiejętność tworzenia narracji z prostych elementów rzeczywistości, często banalnych drobiazgów, które dzięki artystycznej ingerencji wydobywają dla odbiorcy swoje drugie dno. Papierowe wycinanki, styropian, czy, jak w wystawie „Pożar”, żelatyna i zabawki – wszystko to, dzięki drobnym gestom i nieznacznym przesunięciom, zmienia swój status. To, co było znane i swojskie, nagle staje się niepokojące. Słodkie żelki okazują się szczęką wampira, papierowe choineczki – pełnym mroku lasem, letnie popołudnie na łące okazuje się nabrzmiałą od erotyzmu sceną. Artysta niewątpliwie potrafi „zrobić coś z niczego”, a jest to umiejętność ceniona od zawsze. Sadowski jednym ruchem celuje w, jakby to powiedziała Nelly Sachs, tajemny punkt krwi – niepokój. Przypomina tym złośliwe dziecko, które cicho podkrada się do ciebie, aby wbić ci szpilkę w ciało… Tak rodzi się pobudliwość.
Mateusz Sadowski „Pobudliwość”
27.11.2009 – 10.01.2010
Kurator: Michał Lasota
Art Agenda Nova
ul. Kochanowskiego 10 Kraków
« powrót