Choć ze sceny wybrzmiewa wiele naprawdę ważnych postulatów, (warto wspomnieć tu  chociażby doskonale rozegraną scenę, w której Aleksandra Bożek dosadnie prezentuje fallusocentryzm naszego świata, ośmieszając i obnażając zadufaną w sobie męską narrację seksualną), to jednak wiele elementów spektaklu może budzić nasz sprzeciw. Performans Karoliny Adamczyk z foyer teatru, w którym krąży ona po holu z karabinem w spodniach z dziurą wyciętą w miejscu obnażonych genitaliów, jest upokarzający zarówno dla aktorki, jak i dla całej widowni. Podczas spektaklu  pojawiają się także sceny niezwykle opresyjne i przemocowe, które zamiast pobudzić do namysłu, jedynie irytują i powodują dyskomfort. Wykorzystanie w spektaklu żywych zwierząt również budzi mój poważny sprzeciw.

Zaskakujące, iż  pomimo jasnych i czytelnych intencji reżyserki, nie udaje się na scenie zbudować wspólnoty kobiet.
Nie czuje się tu solidarności, wsparcia, zrozumienia. Już sztywny podział na męską i żeńską część widowni, a następnie wyproszenie mężczyzn na ostatnie minuty przedstawienia sprawia, że spektakl od początku arbitralnie dzieli obecnych. Szkoda, bo interpretacja samego tekstu Eurypidesa autorstwa Mai Kleczewskiej jest ciekawa, oddaje się w niej głos kobietom (fantastyczny koncept połączenia postaci Agałe i Dionizosa w wykonaniu Sandry Korzeniak), odchodzi się od narcystycznej, męskiej narracji, co jest w polskim teatrze bardzo potrzebne.

Dlaczego zatem „Bachantki” nie rezonują zgodnie z założeniami? Przydatne mogą się tu okazać kategorie opisywane przez Pawła Mościckiego w artykule „Zaangażowanie i autonomia teatru”. Chodzi tu o pojęcia sztuka zaangażowana i sztuka angażująca. Pierwsze z tych pojęć zakłada, że sztuka ma być celem sama w sobie, ma ona uczestniczyć w aktualnym dyskursie, komentować go, wchodzić bez zahamowania i asekuracji we  współczesne dyskusje społeczne. Sztuka angażująca ma w sobie cechę dodatkową – jej zadaniem jest tworzenie nowych języków, alternatyw dla obowiązującej narracji, dawanie narzędzi do rozwiązywania problemów, wychodzenie poza ramy komentarza. „Bachantki” są bez wątpienia zaangażowane – zajmuje się tu wyraźne stanowisko w wielu sprawach, komentuje się aktualną sytuację polityczną i społeczną, nikt nie obawia się mówić ze sceny otwarcie o trudnych kwestiach, które poruszają opinię publiczną. Do sztuki angażującej jednak nie można ich zaliczyć – nie proponuje się tu rozwiązania tych problemów, dyskusji nad nimi, nie pokazuje się możliwości działania. Osobiście miałam wrażenie, że już kiedyś widziałam ten spektakl – w Teatrze Powszechnym, w mediach, w dyskusji na Facebooku. Okazuje się, że samo mówienie o czymś to już za mało, czas wyjść poza bezpieczną przestrzeń sceny.

„Bachantki” to mimo wszystko ważny spektakl, choć nie wszystkie użyte środki teatralne zadziałały w nim zgodnie z założeniami twórców. Wzbudza skrajne emocje, co też jest ważnym zadaniem sztuki, jest wykonany bardzo precyzyjnie i profesjonalnie. Szkoda, że jego potencjał nie został w całości wykorzystany.

Eurypides
„Bachantki”
Przekład: Stanisław Hebanowski
Reżyseria: Maja Kleczewska
Dramaturgia: Łukasz Chotkowski
Muzyka: Cezary Duchnowski
Kostiumy: Konrad Parol
Światło, ustawienie kamer, projekcje: Jacek Kędzierski
Obsada: Karolina Adamczyk, Aleksandra Bożek, Michał Czachor, Michał Jarmicki, Magdalena Koleśnik, Sandra Korzeniak, Mateusz Łasowski, Karina Seweryn

Fot. Magda Hueckel