Zanim na dobre poświęcę uwagę książce Macieja Zaremby Bielawskiego, chciałbym podzielić się wrażeniem po pierwszej wizycie w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Wstyd przyznać, ale dotarło wtedy do mnie, jak silna była moja ignorancja w zakresie świadomości historycznej – nagle wypełniła się część białych plam. Luk z historii kraju, których wcześniej specjalnie nie zauważałem ani tym bardziej nad nimi się nie zastanawiałem. W końcu sklejona na ślinę historia Polski jakoś się trzyma, a o białe plamy jak się wydaje, nikt nie pyta. Lektura „Domu z dwiema wieżami” przypomniała mi o tamtym doświadczeniu, jest to bowiem przede wszystkim opowieść o odnalezionej świadomości, która zmusza do zbadania wszystkich zakamarków tytułowego domu.

Świadomość oznacza przekroczenie pewnego punktu, zdobycie wiedzy, która wszystko zmienia. Dla Zaremby Bielawskiego taki moment krytyczny nastąpił w grudniu 1968 roku, kiedy usłyszał od matki słowa: „Wyjeżdżamy. Jestem Żydówką.” (Zaremba Bielawski, 2018: 102). Był wtedy u progu dorosłości – miał już za sobą kilka kształtujących doświadczeń, takich jak przeżycie heroicznego mitu rycerskości (silnie zanurzonego w polskości), inicjacji społecznej czy seksualnej. Świadomość natomiast miała to wszystko przekształcić. Wspominając młodość w Polsce, autor Leśnej mafii nie obiera porządku ściśle chronologicznego – kolejne strony reminiscencji, odtwarzania momentów kluczowych czy kształtujących zostały przefiltrowane przez wrażenie zniekształconego świata oraz zachwianej tożsamości.
U źródeł tego poczucia stoi nagle ujawnione żydowskie pochodzenie, które zmusiło Zarembę Bielawskiego do wyjazdu z kraju oraz zakwestionowało dotychczasowe wyobrażenie o sobie. Pamiętnikarstwo, stanowiące pierwszą część książki, nie jest jednak zwykłym zanurzeniem w przeszłości. Odtwarzanie lat dojrzewania ze świadomością żydowskich korzeni wydaje się próbą odzyskania tego, co przez milczenie przepadło.

W miarę rekonstruowania tożsamości okazuje się, że nie wystarczy do tego przeżycie przeszłości na nowo. Dlatego wspominanie dojrzewania przekształca się płynnie w reportażowo-kronikarski ustęp skupiony na okołowojennych losach przodków autora. Świadomość wymusza poznanie, ale także zrozumienie. Oczywiście Zaremba Bielawski, choć czasem wydaje się surowo oceniać swoich rodziców, unika ferowania łatwych wyroków. Dzięki wręcz benedyktyńskiej pracy udaje mu się odtworzyć kontekst przedwojenny – kiedy narastający endecki antysemityzm pod patronatem Romana Dmowskiego uniemożliwiał normalne funkcjonowanie ogromnej części społeczeństwa – oraz wojenny – poprzez fenomenalnie zastosowany kontrapunkt autor splótł losy wiecznie uciekającej przed śmiercią matki oraz ojca, polskiego oficera, przetrzymywanego w Oflagu.

Praca, którą wykonał Zaremba Bielawski pozwala mu na swoiste rozliczenie się z polskim społeczeństwem. Rzecz jasna nie chodzi tu o rozliczenie w duchu zasady „oko za oko” – choć sam potrafi się przyłapać na wzrastającym podświadomie pragnieniu zemsty, „żądaniu krwi” – lecz o uczciwość historyczną. Zaremba Bielawski próbuje zwrócić uwagę nie tylko na prześladowania Żydów w II RP, w PRL-u, czy na współcześnie odżywające demony antysemityzmu, lecz także na absurd gloryfikowania tych, którzy na honory nijak nie zasłużyli. Rozliczenie – a także kolejną w naszej kulturze okazję do uzyskania rozgrzeszenia – które oferuje Zaremba Bielawski czyni tę książkę pozycją wyjątkowo ważną, być może jedną z najważniejszych w ostatnich latach. Możliwe, że „Dom z dwiema wieżami” nie wzbudzi w dyskursie społecznym takich emocji, jak „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa czy „Pokłosie” w reżyserii Władysława Pasikowskiego, nie można jednak odmówić książce potencjału do prawdziwego pojednania i ujarzmienia demonów. A do tego powinno prowadzić bycie świadomym.

Zdobycie świadomości unaocznia ewentualną iluzję świata, w której dotąd mogliśmy żyć, ale nie tylko – możliwe, że przede wszystkim przykuwa uwagę do paradoksu, jakim jest niemożliwość, nieprawdopodobność istnienia. Zaremba Bielawski po początkowej próbie rekonstrukcji tożsamości dochodzi do zrozumienia, że prawdziwą ceną, którą musi zapłacić, jest wiedza o własnej przypadkowości. Być może dlatego decyduje się podjąć trud poszukiwań. Nie może zadowolić się wątpliwościami, domniemaniami na temat przemilczanych zdarzeń – na osi gęsto usianej faktami, z których każdy, nawet najdrobniejszy z nich decyduje o „być albo nie być”, pozostawienie białych plam wydaje się zbrodnią, wyrządzoną przede wszystkim samemu sobie. Nie wolno przestać drążyć, nawet jeśli – a może szczególnie wtedy – wiedza o przeszłości okazuje się bolesna. „Czuję niezdrową potrzebę zrozumienia, dlaczego istnieję. Być może odpowiedź nie będzie przyjemna. Przyglądam się temu zdaniu i widzę, że jest nieprawdziwe. Wiem, że odpowiedź musi być nieprzyjemna.” (Zaremba Bielawski, 2018: 293).

„Dom z dwiema wieżami” opowiada więc nie tylko historię autora oraz jego rodziców, lecz dokłada także cegiełkę do narracji o skomplikowanym i nierozerwalnym połączeniu losów dwóch narodów. Paradoksalnie próby przemilczenia odwracają w pewien sposób uwagę od białych plam – silna potrzeba względnie spójnej historii pozwala przymknąć oko na braki. Jednak świadomość, jak wiemy, zmienia wszystko – niczym wizyta w POLIN-ie czy wyznanie Zaremby Bielawskiego. Pragnienie wiedzy zwycięża nakaz milczenia. Dlatego nie nazwałbym „Domu…” książką o przeszłości. Wręcz przeciwnie – złożona problematyka relacji polsko-żydowskich jest jak najbardziej aktualna. Niezależnie od bzdur, które próbują wmówić społeczeństwu nacjonalistyczne i populistyczne gadające głowy.

Maciej Zaremba Bielawski,
„Dom z dwiema wieżami”
przełożył Mariusz Kalinowski,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2018.