Opublikowana wiosną 2009 roku nakładem W.A.B. powieść *_Montedidio_* – o dorastaniu chłopca, ucznia stolarza, w biednej rodzinie z robotniczej dzielnicy Neapolu, zwanej Górą Pana, zachwyciła i krytyków, i zwyczajnych czytelników emocjonującej prozy. Ze względów „politycznoliterackich” Bildungsroman zestawiano często – opozycyjnie – z głośną, "sfilmowaną _Gomorrą. Podróżą po imperium kamorry_ Roberta Saviano":http://splot.art.pl/e-splot/54/gomorra-czyli-rzeczywistosc-koszmaru.
Debiutem książkowym na polskim rynku wydawniczym neapolitański pisarz utorował drogę kolejnej swojej pozycji, wydanej w serii Don Kichot i Sancho Pansa W.A.B. Nowa książeczka Erriego De Luki, *_W imię matki_*, zawiera historię Miriam, czyli Maryi, matki Jezusa, opowiedzianą przez... nią samą.
Mateusz, Marek, Łukasz, Jan... Wszyscy autorzy Ewangelii patrzyli na spisywane przez siebie wydarzenia z męskiej perspektywy. De Luca pozwala przemówić kobiecie – historię świętych narodzin przedstawia Maria z Nazaretu. Opowieść o zaskakujących okolicznościach przyjścia na świat Jezusa snuje z właściwą sobie skromnością i czułością, ale i z dużą dozą realizmu. Nie ma tu niczego z twardej sprawiedliwości Starego Testamentu ani z atmosfery skandalu, jaka mogłaby towarzyszyć niespodziewanemu poczęciu – nad historią Marii, Józefa i Jezusa rozpina się zasłona łagodności.
We wstępie autor rewiduje i tłumaczy się:
_Wiadomości na temat Miriam, czyli Maryi, przekazali nam w swoich Ewangeliach święci Mateusz i Łukasz. W tej książce uwypuklono szczegół, o którym oni tylko napomknęli: narodziny nowego życia w ciele kobiety to najdoskonalsze misterium.
Współudział mężczyzny, zwykłe splunięcie, jest w gruncie rzeczy bez znaczenia. W tej historii został pominięty, lecz jego braku wcale się nie odczuwa.
Ewangelie Mateusza i Łukasza nie wspominają, czy w stajni przy porodzie była akuszerka lub inne osoby. To, o czym nie wspominają, stanowi tak samo część tej opowieści – nie było nikogo. Miriam urodziła sama. Jej zaradność i powierzona boskiej opiece samotność są największym cudem tamtej nocy narodzin. Są czymś więcej niż wskazująca drogę gwiazda i Trzej Królowie na wielbłądzim szlaku.
Ta opowieść jest próbą przybliżenia poprzez uwypuklenie.
„W imię Ojca” rozpoczyna znak krzyża. W imię matki rozpoczyna się życie_.
De Luca uniknął pułapki sentymentalizmu i nadmiernej dosłowności. Nie stworzył ani książki obrazoburczej, ani przeładowanej teologią. *_In nome della Madre_* to prosta, pełna ciepła i łagodności poetycka opowieść o zwiastowaniu, ciąży i porodzie. O społecznym potępieniu, o przekraczaniu praw i obyczajów, o miłości Josefa i lęku o nowonarodzone dziecko. Mimo burzliwości – momentami – losów przedstawionych apokryficzna opowieść ma w sobie wiele spokoju „dobrych ludzi” z włoskiego południa. Pełna elegancji proza zaskoczy wielu przewrotną symboliką, ale być może przekonana też, że wciąż istnieje łączność między niebem a ziemią, zaś współodczuwanie to ważka sprawa w budowaniu relacji z drugim człowiekiem?!
*Fragment książki _W imię matki_*
Powiedziałam mu to jeszcze tego samego dnia. Nie mogłam zachować tego w tajemnicy nawet przez jedną noc. Nim skończy się dzień, twoje przymierze zostanie zerwane. Byliśmy zaręczeni. W naszym prawie to tak, jakbyśmy już byli małżeństwem, z tą tylko różnicą, że nie wolno jeszcze mieszkać pod jednym dachem.
Głos posłańca nadszedł wraz z podmuchem powietrza. Wstałam, żeby zamknąć okiennice, i nagle poczułam na sobie wiatr, niebieski pył, tak silny, że musiałam zamknąć oczy. W Galilei marcowy wiatr wieje z północy, ze wzgórz Libanu i Golan. Przywiewa ze sobą ładną pogodę, trzaska drzwiami i wzdyma wiszące w wejściach do domów plecionki, upodabniając je do ciężarnych kobiet. Ten wiatr przyniósł ze sobą głos i sylwetkę mężczyzny.
Anioły z naszych świętych ksiąg mają normalne ciało, trudno je odróżnić od ludzi. Dopiero kiedy odchodzą, wiadomo, że to anioły. Przynoszą dary, a jednocześnie zostawiają po sobie pewną pustkę. Nawet Abraham ich nie rozpoznał przy dębach Mamre, wziął je za wędrowców. Anioły zostawiają słowa, które są nasieniem, przekształcają ciało kobiety w grudkę uprawnej ziemi.
Stałam i widziałam go za oknem pod światło. Po chwili jednak spuściłam wzrok. Jestem zaręczona i nie powinnam patrzeć prosto w oczy innym mężczyznom. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział, widząc moje przerażenie, to: „Szalom, Miriam”. Nie zdążyłam nawet krzyknąć ani zawołać o pomoc. Wypowiedziane przezeń słowa zupełnie mnie obezwładniły. „Szalom, Miriam” – w ten sam sposób zwrócił się do mnie Josef w dniu oświadczyn. Odrzekłam wówczas: „Szalom lecha, pokój z tobą”. Ale dzisiaj nie, dzisiaj nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Zaniemówiłam. Nic więcej nie było mu trzeba, zwiastował mi syna. Syna, który przeznaczony będzie do wielkich rzeczy, do tego, by ratować świat. Ale ja prawie wcale nie zważałam na to, co mówił. Wewnątrz ciała, w moim łonie, zrobiło się miejsce. Malutka, wilgotna jeszcze gliniana amfora łagodnie osiadła w zagłębieniu mojego brzucha.
Mój Josef, piękny i wspaniale zbudowany, przyciskał teraz ręce do ciała. Starał się nie ruszać, stał skulony, jakby bolał go brzuch. Ta wiadomość była dla niego jak trąba powietrzna, która zrywa dachy. Chciał się schować w swoim ciele, wyglądał na bardzo zagubionego, mięśnie rąk niemal rozsadzały mu skórę. Osłaniał nimi napięty i chudy brzuch, nie odważył się mnie dotknąć, nie chciał bowiem, by cokolwiek zakłóciło mój spokój. Nie potrafiłabym zresztą odpowiedzieć na jego wzburzenie nawet lekkim niepokojem.
Stałam wyprostowana, moje ciało stało się zwinne jak nigdy dotąd, nabrało wigoru. Zauważyłam, że jestem wyższa i lżejsza, dokładnie w samym środku ciała, tuż pod żebrami, w zagłębieniu brzucha. W tym samym miejscu, w którym Josef odczuwał ból napiętych mięśni, niczym atleta podczas wysiłku, ja odczuwałam wypychającą ku górze nieznaną siłę, aż miałam ochotę zacząć skakać.
Jego bujne, rozwichrzone włosy falowały na jasnym czole, tańczyły przed oczami. Przeczesałam mu je kilkoma czułymi, pospiesznymi ruchami. Ale taki rozczochrany jak wcześniej podobał mi się o wiele bardziej.
„Co jeszcze powiedział, co jeszcze?” – dopytywał zmartwiony Josef, ze spuszczonym wzrokiem, trzymając się za głowę. „Spróbuj sobie przypomnieć, Miriam, to ważne, co jeszcze chciał przekazać?”.
Mężczyźni przywiązują dużą wagę do słów, tylko one się dla nich liczą, tylko one mają wartość. Josef ich potrzebował, żeby móc się na nie później powołać. Natychmiast wyobraził sobie wszystkie prawne konsekwencje tego, co się wydarzyło. Ta wiadomość złamała nasze przyrzeczenie. Zaszłam w ciążę ze zwiastującym aniołem, przed ślubem. Dlatego właśnie Josef domagał się kolejnych słów, które mógłby przytoczyć, stając przed zgromadzeniem; szukał czegoś na swoją obronę przed ludźmi z miasteczka.
„Miriam, co ci jeszcze powiedział? Proszę cię, spróbuj sobie przypomnieć, przecież to się zdarzyło zaledwie kilka godzin temu”. „Josefie, byłam pogrążona w myślach, zaskoczona zamieszaniem, jakie ta wiadomość wywołała w moim ciele, tym jasnym pyłem, który we mnie uderzył, nie zostawiając śladu na ziemi, tylko na mnie. Mam go jeszcze na sobie, widzisz?”. „Nie myśl o pyle, później się z niego oczyścisz, lepiej mi teraz pomóż. Co ja powiem starszyźnie?”.
Kiedy to nastąpiło, miałam spuszczony wzrok, patrzyłam na suknię i stopy. Moje zamknięte w ubraniu ciało było spokojne jak pokryte śniegiem pole. W chwili, gdy anioł mówił, ja stawałam się matką. Mężczyźni potrzebują słów, żeby mieć się na czym oprzeć, dla mnie zaś słowa anioła były wiatrem, którego nie należy zatrzymywać. Przywiewa słowa i nasiona, mnie wystarczyło tylko jedno.
Stałam teraz przed Josefem tak samo, jak stałam przed aniołem. On raz siadał, raz wstawał, potem znów siadał, prosił, żebym i ja usiadła, ale ja wciąż stałam. Byliśmy zaręczeni, więc już samo przebywanie pod jednym dachem było poważnym wykroczeniem. Poprosiłam o to spotkanie, wyrażono nań zgodę, zrobił się zamęt, a w dodatku było już późno. Poza tym nie chciałam usiąść. Splotłam dłonie na płaskim brzuchu i dotknęłam skóry, żeby poczuć moje odmienione życie. Był to dla mnie pierwszy dzień stworzenia.
Usiłowałam przypomnieć sobie cokolwiek, żeby tylko go jakoś pocieszyć. Zasmuciło mnie jego przerażenie, nie chciałam, żeby się martwił zerwaniem naszego przymierza.
Nie przejmowałam się konsekwencjami, w ciągu godziny przestałam podlegać prawu. Nic więcej nie mogłam sobie przypomnieć, czułam w sobie jedynie bezmierną radość z powodu tej niszy, jaka ukształtowała się w moim ciele. Ona czyniła ze mnie matkę bez udziału mężczyzny.
Pod wpływem jego próśb coś sobie przypomniałam: „Berucha at mikol hanaszim, błogosławiona jesteś pośród innych kobiet”. „Berucha? Mikol hanaszim?” – powtarzał Josef w osłupieniu, zupełnie zdezorientowany. Na jego poczerniałe od odcisków dłonie spadały białe łzy. „To za mało, Miriam, to nie wystarczy jako wyjaśnienie, pomóż mi, przypomnij sobie, przypomnij sobie coś więcej”. „To wystarczy, Josefie, wystarczy – to wszystko, co wydarzyło się dzisiaj w południe. Przyszłam ci o tym powiedzieć. Zrób ze mną, co chcesz”.
Josefa zaskoczył mój spokój. Udzielił się on także jemu. Wstał, podniósł głowę i przetarł twarz tymi swoimi świętymi dłońmi, a ja miałam ochotę je pocałować. „Znasz prawo, Miriam?” „Tak, znam”. „Bardzo dokładnie?” „Nie tak dokładnie jak ty, nie znam wszystkich słów. To wy, mężczyźni, musicie je znać na pamięć. Ale wiem, jakie są konsekwencje”.
„Pozwól, że zacytuję ci fragment Pisma. Pochodzi z Księgi Devarim: «Jeśli dziewica została zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią, oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą: młodą kobietę za to, że nie krzyczała, będąc w mieście, a tego mężczyznę za to, że zadał gwałt żonie bliźniego. Usuniesz zło spośród siebie. Lecz jeśli mężczyzna znalazł na polu młodą kobietę zaślubioną, zadał jej gwałt i spał z nią, umrze sam mężczyzna, który z nią spał. Młodej kobiecie zaś nic nie uczynisz. Młoda kobieta nie popełniła przestępstwa godnego śmierci. Wypadek ten jest podobny do tego, gdy ktoś powstaje przeciw bliźniemu swemu i życia go pozbawi: znalazł ją na polu, młoda kobieta zaślubiona krzyczała, a nikt jej nie przyszedł z pomocą».
Takie jest właśnie obowiązujące prawo i jemu podlegamy”.
„Posłuchaj mnie, Miriam. Jest jedno wyjście. Jutro wybierzesz się sama poza miasto i poszukasz na polu jakiegoś zimowego ziela do naparu. Wrócisz późnym wieczorem i oznajmisz, że zostałaś napadnięta i zgwałcona, że krzyczałaś, lecz nikt cię nie usłyszał. Takie rzeczy już się zdarzały, słyszano o przypadkach, kiedy dziewczynom w ten właśnie sposób udało się uniknąć oskarżenia o cudzołóstwo”.
Po raz pierwszy spojrzałam Josefowi w oczy. Nawet gdy pracował w największym znoju i upale, jego twarz była zawsze pogodna. Teraz zaś patrzyłam na przygnębionego mężczyznę, który próbował zapanować nad sytuacją, wymyślając jakieś kłamstwo. Jak wielkie znaczenie ma dla mężczyzn stanowione prawo, skoro są gotowi uciec się nawet do czegoś takiego. Powiedziałam: „Ten posłaniec przyszedł do mnie, kiedy drzwi i okna domu były otwarte na oścież, a ja stałam w środku, naprzeciwko niego; nie odpowiedziałam na jego pozdrowienie, nie wymówiłam nawet pół słowa, więc jakże miałabym krzyknąć?”.
„Wiem, Miriam, ale teraz musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, usprawiedliwić twoją niezgodną z prawem ciążę. Kocham cię, Miriam, i proszę cię o to, ponieważ ci wierzę i chcę cię uratować. Inaczej wyprowadzą cię poza bramy Nazaretu i ukamienują. A mnie pierwszemu każą rzucić w ciebie kamieniem. Czy ty to rozumiesz? Wiesz przecież, jakie jest nasze prawo”. Josef zdusił głos w gardle, by słowa nie przemieniły się w krzyk.
Przypomniałam mu, że wśród kobiet Izraela były już takie, które zostały matkami na skutek zwiastowania anioła. Najpierw Sara, żona Abrahama, a potem matka Samsona. „One były już mężatkami, Miriam, były bezpłodne, a zwiastowanie anioła było jakby nawozem. Ich synowie powstali jednak z nasienia mężów – Izaak był synem Abrahama, Samson zaś synem Manoacha. Ty jesteś zaręczona, nie jesteś jeszcze mężatką, a syn z twojego łona nie jest moim synem”.
Miał rację, mężczyźni lepiej znają treść naszych świętych ksiąg niż kobiety – mogą je studiować, my nie możemy. Milczałam. Nie zważałam na to. Nie miało dla mnie znaczenia, co robili ze słowami mężczyźni tkwiący w swoich przepisach jak gwoździe w desce.
Były już w Izraelu takie kobiety, które miały rację, choć postąpiły wbrew prawu. Występkiem ciała złamały Dziesięcioro Przykazań, a i tak z czasem uznano je za matki Izraela. Kananejka Tamar poślubiła dwóch synów Judy. Ci umarli, nie dając jej potomstwa. Juda obiecał jej więc trzeciego syna, lecz później nie dotrzymał umowy. Tamar przebrała się wtedy za nierządnicę i z zasłoniętą twarzą oddała się Judzie, który jej nie rozpoznał. Nie mając czym zapłacić, Juda zostawił jej zastaw w postaci laski, sznura i sygnetu z pieczęcią. Następnego dnia posłał do kobiety swojego sługę, by jej zapłacił, ale nie udało mu się jej odnaleźć. Kiedy później rozniosła się wieść, że Tamar jest w ciąży, Juda, który był głową wspólnoty, oskarżył ją o cudzołóstwo i skazał na stos. Wówczas Tamar pokazała zatrzymany zastaw, mówiąc, że jest w ciąży z jego właścicielem. Rozpoznawszy należące do niego przedmioty, Juda wypowiedział przed zgromadzeniem najpiękniejsze słowa, jakie mężczyzna mógł powiedzieć o kobiecie: „Była sprawiedliwsza ode mnie”.
Tamar złamała prawo po to, by móc je zastosować – było jej prawem zostać matką w Izraelu. Piękne jest imię „Tamar”. To palma, która chce wydawać owoce.
Takie myśli roiły mi się w głowie, ale nie wypowiadałam ich na głos. „Co ci jest, Miriam? Uśmiechasz się? Nie mamy czasu, jest już ciemno, spotkanie nie może dłużej trwać. Musimy się teraz rozstać, a jak dotąd nic nie ustaliliśmy”.
Byłam szczęśliwa. Miałam ogromną ochotę przytulić się do swojego Josefa, przepełniała mnie czułość, jakiej nigdy dotąd nie znałam. Pełna szacunku i nieśmiałości postawa, jaką zgodnie z naszą nauką powinnyśmy zachowywać w kontaktach z mężczyznami, tłumi płomień szczerego uczucia. Lecz przekazana przez anioła tamtego dnia wiadomość i odpowiedź mojego ciała zupełnie mnie wyzwoliły. Nie czerwieniłam się, świadomość tego, że mam rację, dodała mi odwagi, odmieniła mój wygląd i sposób bycia. Zmieniło się nawet moje milczenie.
Wraz z czułością nadeszła też wdzięczność. Uwierzył mi. Zawierzył mi wbrew temu, co oczywiste. Na jego pięknej twarzy nie było śladu podejrzenia, ani razu nie zmarszczył brwi, ani razu krzywo na mnie nie spojrzał. I patrzył na swoją Miriam po raz pierwszy, ponieważ po raz pierwszy ja patrzyłam mu prosto w oczy, nie pochylając czoła, a tego nie robią nawet żony. Uwierzył mi, byłam szczęśliwa i pełna gorącej wdzięczności. „Zrób, jak uznasz, że będzie najlepiej, Josefie. Ja jestem dzisiaj jeszcze bardziej twoja niż wcześniej, jestem więcej niż narzeczoną”.
« powrót