Zacznę od początku i postaram się być szczera: Twoje piosenki, to moja licealna młodość. Całowałam się pierwszy raz mając w głowie „podaruj mi coś, czego nie zdobędę sama”, upijałam się potem tanim winem z koleżankami śpiewając, że „powrotów nie będzie”. Wykrzykiwałam też te wszystkie teksty o miłości i zdradzie na lubelskich juwenaliach, na których występowałaś niemal co roku. Słowem: towarzyszyłaś mi przy niejednej szczeniackiej miłości i niejednej młodzieńczej popijawie. Później miałam krótką przerwę od wielkich miłosnych dramatów i tanich alkoholi (rozumiesz, dorosłość, te sprawy), ale gdy nie tak znowu dawno pojawiłaś się na instagramie, z entuzjazmem kliknęłam: „obserwuj” i choć nie mam w zwyczaju wertować poradników na dwustu bogato ilustrowanych stronach z próbą odpowiedzi na popularne pytanie „jak żyć?”, to do Twojej książki podeszłam bez cienia podejrzeń i ironii.

Piszesz, że masz dystans do starości, złożoności punktów widzenia i sposobów życia. Powiem wprost: mnie brakuje dystansu, do tego, w jaki sposób piszesz. Co tu dużo ukrywać – w wielu punktach się po prostu nie zgadzamy. Już wyjaśniam.

Świat, w którym kobieca przyjaźń kończy się tam, gdzie na scenę wchodzi mężczyzna i gdzie celem każdej dziewczyny idącej na dyskotekę jest książę na białym koniu, marsz Mendelsona i gromadka dzieci, mówiąc oględnie - irytuje mnie bardzo.
Nie dlatego, że mam coś do koni, Mendelsona, czy nie daj  Boże, słodkich bobasków. Denerwuje mnie raczej to, że malujesz tymi pełnymi dystansu farbkami obrazek, w którym to, co nie zgadza się z twoimi (momentami całkiem trafnymi) przemyśleniami zasługuje jedynie na obśmianie. Wybacz, że nie zamierzam uważać na moje przyjaciółki. Wydaje mi się (być może naiwnie), że ich bogaty świat celów i aspiracji nie ogranicza się do odebrania mi partnera. Jeśli zaś miałabym mówić o swoich celach, to też mam kilka innych, nieco różniących się od flirtu z chłopakami koleżanek.

Jest tak mało okazji, by dziewczyny i dziewczynki uczyły się solidarności, a nie rywalizacji – może pomyśl o tym przy najbliższym filmiku na instagramie. To tylko luźna rada, ale tak często jako kobiety dostajemy kopniaki od świata. Może dobrze byłoby, gdybyśmy dla odmiany nie kopały siebie nawzajem i przestały, choć na chwilę, traktować się jak rywalki w walce o męską uwagę. Powiem Ci też, znowu, zupełnie szczerze – uważam, że powiedzonko „jeśli suka nie da, to pies nie weźmie” nie zasługuje nawet na cytowanie i może być bardziej szkodliwe, niż przypadkowy seks na dyskotece dwojga dorosłych, świadomych i wyrażających na to zgodę ludzi (tak, wiem, że Ty uważasz, że dziewczęta na dyskoteki, a potem do łóżka chodzą nie dla przyjemności, ale z desperacji). Może to ta różnica pokoleniowa, może to też wpływ zepsucia obyczajów, diety wegetariańskiej lub pokusy wstrzyknięcia sobie botoksu w zmarszczkę obok lewej brwi. To już sama sobie ocenisz, umiesz przecież oceniać.

Kolejna rzecz: piszesz, że udział w zbiorowych manifestacjach jest wynikiem nieuporządkowanego życia wewnętrznego, że to iluzja wypycha ludzi na ulice, że te wyrzuty adrenaliny są tylko po to, by uniknąć samotności. Ty wolisz być tym małym samotnym punktem, który zostanie jednak w domu. Ja czasem chodzę na manifestacje, niekiedy nawet w kwestiach, które mnie bezpośrednio nie dotyczą. Nie dlatego, że jakoś szczególnie lubię skandować hasła, ale dlatego, że nieobce mi są pojęcia aktywności obywatelskiej, odpowiedzialności i solidarności. Tu bym szukała jednej z głównych przyczyn gromadzenia się ludzi wokół spraw. Tak, wiem, że Ty uważasz, że to raczej przez problemy z wewnętrznym dzieckiem ludzie wychodzą z domu, żeby razem trzymać transparenty. No cóż, moje wewnętrzne dziecko śpiewa na całe gardło, że „piosenka musi posiadać tekst”, a moja wewnętrzna dorosła uważa, że prawa reprodukcyjne kobiet, czy też prawa osób LGBT są jednymi z wielu istotnych politycznie spraw, o które należy walczyć, czasem też na ulicach. Znowu się nie zgadzamy.

Chciałabym też, żeby było jasne: uważam, że w Twojej książce jest dużo mądrych (tak życiowo) momentów. Takich jak ten, gdy mówisz innym kobietom o życiu z alkoholikiem, o prawie do odejścia, o prawie do niedoskonałości, depresji i napadów kompulsywnego głodu. Jednak ta mieszanka poglądów na sprawy wszystkie (od Ewy Chodakowskiej przez zdradę, terapię i rzucanie fajek) jest drażniąca, bo wszystko się tu miesza i gotuje w sosie fałszywego dystansu i prawdziwego zagubienia. No, ale nie będę się już mądrzyć. Zrobię sobie za to selfie na instagramie, żeby nakarmić swoje wewnętrzne dziecko lajkami. Przyznam się szczerze, pogubiłam się już i nie mogę rozeznać, czy to pochwalasz. Trochę dziwne, że nie wiem, skoro przeczytałam książkę, którą właśnie o tym (także dla mnie) napisałaś.


"A ja żem jej powiedziała..."
Katarzyna Nosowska
Wielka Litera 2018