Jednym z bardziej wpływowych nurtów filozofii feministycznej jest tzw. etyka troski. Opiera się ona na założeniu o zasadniczej różnicy w ujmowaniu zagadnień moralnych w zależności od płci. Zwolennicy i zwolenniczki tej idei argumentują, że tradycyjna etyka (męskocentryczna) w sposób niewystarczający oddaje rzeczywistość moralną. Mówiąc precyzyjniej: mężczyźni stworzyli systemy filozoficzne i własną etykę z pominięciem doświadczenia kobiet, które jest istotowo różne. To pominięcie prowadzi oczywiście do daleko idących konsekwencji dotyczących między innymi koncepcji dobrego społeczeństwa. Cały nasz aparat pojęciowy dotyczący rozumienia dobra wspólnego jest sprofilowany w taki sposób, by odpowiadał męskiej perspektywie etycznej. To co kobiece jest wartościowane niżej, bądź nie jest w ogóle brane pod uwagę w rozważaniach dotyczących dobrej wspólnoty. W etyce troski podkreślając różnicę między percepcją moralną kobiet i mężczyzn jednocześnie stawia się hipotezy głoszące, że świat, w którym kobiece wartości byłyby wartościami dominującymi, mógłby być lepszy. Świat nastawiony nie na abstrakcyjne pojęcia sprawiedliwości, winy i kary, ale raczej na relacyjność, opiekę i troskę miałby szansę być mniej okrutny. Jest też możliwe, że dzięki temu odmiennemu spojrzeniu na etykę udałoby się uniknąć wielu porażek w historii ludzkości.

Ale jeśli nie ma żadnej istotowej różnicy między płciami? Żadnej esencji, która usprawiedliwiałaby taki, a nie inny porządek rzeczywistości? Co jeśli tylko od ślepej siły zależy krucha równowaga społeczna, a granice między tym co akceptowalne, a tym co zbrodnicze wyznacza przekonanie o większej fizycznej mocy?

Naomi Alderman podaje dość precyzyjną odpowiedź na te pytania.
W jej powieści kobiety uświadamiają sobie, że mają moc obezwładniania mężczyzn za pomocą prądu, którego źródłem jest tajemniczy zwój ukryty pod obojczykami. Początkowo moc mają jedynie nastolatki, ale okazuje się, że mogą one przekazywać ją starszym kobietom. Szybko staje się jasne, że świat w obecnej postaci nie może przetrwać. Sposoby usprawiedliwiania męskiej dominacji (na przykład ze względu na bezpieczeństwo kobiet oraz ich kruchość i delikatność) zaczynają brzmieć absurdalnie. Wyrównywanie krzywd przeradza się w ślepą przemoc. Jedna wojna zamienia się w drugą. W ostatecznym rozrachunku odwracają się stereotypy i role społeczne. Jeśli zaś idzie o lepszy porządek rzeczy, pozbawiony dominacji i przemocy, to tutaj... no cóż, delikatność kobiet, ich efemeryczność i troskliwość, dzięki której mogą z powodzeniem wychowywać potomstwo i oddawać się z wdziękiem domowym obowiązkom – te bez wątpienia godne pochwały cechy od tej pory doskonale opisują odwieczną męską naturę. Cała kultura – historia, sztuka, literatura zaczynają pracować w służbie mitu o naturalnej męskiej podległości. Biologia zdaje się tylko to potwierdzać. Przecież tajemniczy zwój nie został kobietom dany przez przypadek. Bogini chciała, by pełniły one dominującą rolę w społeczeństwie. To, że najprawdopodobniej pojawienie się zwoju u nastolatek było wynikiem szeroko zakrojonego eksperymentu chemicznego w czasie II wojny światowej nikogo nie obchodzi. To najpewniej kolejna opowieść sfrustrowanych mężczyzn. Mity, które tłumaczą niesprawiedliwy podział dóbr i przywilejów budują się niemal same. Wystarczy tylko odrobina siły.

Siła jest książką interesującą przez to, że nie jest oczywista. Nie jest to gotowy feministyczny manifest bez niepokojących znaków zapytania (choć osobiście bardzo lubię feministyczne manifesty), ale studium sposobów w jaki usprawiedliwiana jest przemoc zarówno fizyczna, jak i symboliczna. Kiedy kobiety orientują się, że są fizycznie silniejsze, szybko upadają rządy, Bóg zamienia się w Boginię, mężczyźni okazują się delikatni i niezdolni do piastowania wysokich stanowisk, mniej racjonalni. Po prawdzie, wszystkie wysoko społecznie wartościowane cechy zaczynają im przysługiwać trochę „mniej”. W Sile ten w gruncie rzeczy dość prosty zabieg odwrócenia porządków w rozumieniu rzeczywistości uświadamia dogłębnie, że wysublimowane pojęcie różnicy między płciami jest społecznym konstruktem, który usprawiedliwia dominację, wtórnie tłumacząc nasze społeczne oczywistości.

Eksperyment myślowy, który funduje czytelniczkom i czytelnikom Alderman posiada sporo momentów krwawej jatki, ale nie jest też pozbawiony psychologicznej głębi i filozoficznych zagadek. Siła odziera ze złudzeń, że głęboką społeczną zmianę da się negocjować zupełnie pokojowo. I że rewolucje mogą nie kończyć się dobijaniem pokonanych. Co więc zrobić z tym ładunkiem głębokiego pesymizmu co do kondycji rodzaju ludzkiego? Może pora pomyśleć nad etyką troski, nie wiążąc jej koniecznie z kobiecością i spróbować ułożyć swój system wartości w taki sposób, by istniał cień nadziei, że nikt nie będzie chciał w przyszłości mścić się za nasze szowinistyczne, gatunkowe przewiny? Jeśli jednak ten recenzencki dydaktyzm jest zbyt nużący, to kończę już z dobrymi radami zostawiając ostatnią: Siłę warto przeczytać. Istnieją ku temu argumenty, z którymi trudno polemizować: przemoc, zemsta, krew i gruchot łamanych kości. Słowem – to kawałek dobrej „kobiecej” literatury.