Pan Jan tryska optymizmem, jego twarz przybiera niekiedy wyraz, przyznajmy, dość niepokojący. Animatorzy też zachowują się jak po zażyciu proszków lub sporej dawki waleriany; ciągle uśmiechnięci, wydają się być odklejeni od rzeczywistości. W zabawianiu mieszkańców ośrodka, taka bowiem ich rola, nieszczególnie wykazują się inwencją. Czerstwe dowcipy, tanie przebieranki czy poślizg na skórce od banana stanowią oś repertuaru działań na rzecz poprawienia nastroju kuracjuszy i kuracjuszek. Ale jak mówi jedna z nich, pani Małgorzata, śmieszą ją właśnie „takie rzeczy, które wszystkich bawią, na przykład jak się ktoś wywróci”. Zachcianki, którymi ona i pan Andrzej wypełniają swój dziennik pragnień, będą więc spełniane na bieżąco. Komplementy prawione w kilku językach, amatorski teatrzyk, dzięki któremu mężczyzna będzie mógł wykazać się heroizmem z klapkiem w ręku – wszystko na miarę skromnych możliwości ośrodka.

Bohaterowie poznają swoje pasje i lęki, trochę niczym na spotkaniu AA, bijąc sobie brawo. Aplauz dla dobrego samopoczucia jest ważny, podobnie jak naczelna zasada panująca w tym miejscu, czyli niewychodzenie poza własną strefę komfortu. Oglądamy świat, w którym wszyscy mówią do siebie per pan i pani, żeby nikogo nie urazić, świat, w którym kontakty z osobami o niższych zarobkach są niepożądane, bo mogą wywołać niepotrzebny stres. „Czas odpocząć”, pobrzmiewa raz po raz z ust pana Jana, przeplatając się z rytualnymi scenami wspólnego posiłku. Harmonogram to podstawa egzystencji pensjonariuszy, wszystko ma tu ustalony czas.
Jakiekolwiek wyłamanie stanowić może poważną rysę na gładkiej tafli szklanego klosza, pod którym się znaleźli.

Błoga atmosfera spokoju i wspólnotowości to jednak sztuczny optymizm, utopia, która w realnym świecie nie ma prawa się wydarzyć. Do czego mógłbym porównać ten wyzuty z emocji świat podszyty wewnętrznym napięciem? Chyba najbliżej mu do dzieł Yorgosa Lanthimosa. Echa Kła, filmu demaskującego rodzinę jako komórkę patologiczną, wyraźnie tu pobrzmiewają, bo rzeczywistość bohaterów Ośrodka Wypoczynkowego obywa się raczej bez głębszych interpersonalnych kontaktów, jakby wszyscy dostawali tabletki na rozluźnienie więzów krwi i relacji z innymi przedstawicielami ludzkiego gatunku. Dlaczego osoba, która nas urodziła, musi psuć nam humor informacją o swej nadchodzącej śmieci? Po co sąsiadka musi afiszować się ze swoim rakiem? Koncept miejsca, do którego ludzie trafiają, by zostać później dobrani w pary na podstawie ankiet personalnych, przywodzi z kolei na myśl Lobstera Lanthimosa, gdzie samotne osoby, przeniesione do specjalnego hotelu, w określonym czasie muszą znaleźć sobie partnera. Prócz elementów takich jak muzyka czy narracja prowadzona z offu, w podobny sposób rysują się również relacje między bohaterami spektaklu. Wymienione podobieństwa wcale jednak nie oznaczają, że twórcom nie udało się stworzyć oryginalnego świata i ciekawego konceptu – wręcz przeciwnie.

Anna Smolar i Michał Buszewicz zbudowali materiał w oparciu o improwizacje, w czym tkwi siła zespołu aktorskiego. Spektakl Komuny// Warszawa ma bardzo skondensowaną formę; jest jak słodkie mleko, które wlewamy do kawy, żeby smakowała lepiej, ale gdy wlejemy go za dużo – może zemdlić. Urokliwe, nieco surrealistyczne poczucie humoru i nieśpieszne tempo pozwalają nam zanurzyć się w tej gęstej, choć prawie pozbawionej scenografii, przestrzeni. To poprzez groteskowe działania postaci, ich słowa i gesty, a przede wszystkim przez wykrzywione relacje, odczuwamy niepokój. Bohaterowie sami odebrali sobie wolność, ale chyba nie pamiętają, jak i kiedy to się stało, dzięki czemu można nimi sterować tak łatwo. Próba buntu tylko naraża na szykany ze strony innych. W tej sielankowej na pozór powolności sytuacje z udziałem bohaterów sięgają absurdu, eksponując potencjalne punkty zapalne w relacji z drugim człowiekiem, jednocześnie wskazując na aspekt bierności i bezradności wobec niego.

Pani Sonia wszak nie dostanie podwyżki, a nawet przeprosi, że o nią poprosiła. Pan Maciek tak czy inaczej przebierze się, czując na sobie wzrok innych. Pani Marta będzie musiała uporać się z przytulaniem, które jest dla niej wysoce niekomfortowe. A wszystko dla dobra gości ośrodka. Nikt tu na nikogo nie krzyczy i niczego nie zabrania. Telefon, który zadzwoni, przerywając moment wspólnego oddychania kuracjuszy, nie zostanie skwitowany negatywnym komentarzem, a słowami „dużo miłości!” Nic się przecież nie stało, jest dobrze, a nawet lepiej. Wszystko obydwa się za – dość pozornym, bo tak naprawdę kontrolowanym – porozumieniem obydwu stron: prowadzących i uczestników, aktorów i publiczności. Życie w zaprojektowanej przez twórców spektaklu (anty)utopii toczy się dalej wśród ludzi wypranych z emocji, w miejscu, gdzie nikt nie krzyczy i nikt nie śmieje się do rozpuku, a aberracją jest złe samopoczucie, które najlepiej rozwiązać natychmiastowym podaniem golonki. Nawet jeśli nie jemy mięsa.


Komuna// Warszawa
"Ośrodek wypoczynkowy"
reżyseria: Anna Smolar
tekst: Michał Buszewicz
dramaturgia: Michał Buszewicz, Anna Smolar
scenografia i kostiumy: Anna Met
asystentka reżyserki: Alicja Kobielarz

obsada: Marta Ścisłowicz, Andrzej Konopka, Sonia Roszczuk, Maciej Pesta, Jan Sobolewski, Małgorzata Witkowska + głos Jaśminy Polak

Fot. Rafał Paradowski