Z drzwi po prawej kolejno wychodzą ubrani w bieliznę trzej mężczyźni. Niepewny krok, spuszczona głowa, w rękach ubranie. „Nazywam się Cezary Tomaszewski” – przedstawiają się, podając różny wiek, wagę, którąś z wielu żenujących historii, jakie ich w życiu spotkały. Lata są raczej młodzieńcze, ciężar ciała się waha, opowieści przepełnia poczucie niedopasowania do ogólnospołecznie przyjętego wzorca męskości. Gdzieś wśród tych monologów krąży widmo wojny.
Choć to prawdziwe zdarzenie z życia Tomaszewskiego stało się punktem zapalnym przedstawienia, mechanizm autobiograficzny rozbrojony zostaje właściwie na samym początku. Nikt tu nie ma zamiaru odgrywać Cezarego Tomaszewskiego, zresztą szybko zapominamy o rolach przydzielonych aktorom, są one płynne i niejednorodne. Tymczasowe. W krąg „bohaterów” spektaklu wciągnięta została również pianistka (Weronika Krówka): „Nazywam się Cezary Tomaszewski i jestem muzykalna”, mówi, nie odrywając rąk od instrumentu. Wykonywana na żywo muzyka nieprzerwanie towarzyszy performerom. Spektakl rozpoczyna Muzyka na wodzie Händla, w dalszej części odpowiednio wybrzmi Szostakowicz z Symfonią Leningradzką, lecz to pieśni Stanisława Moniuszki zdominują muzyczną partyturę.
Twórcy spektaklu ciągle puszczają do nas oko. To strategia Tomaszewskiego wykorzystana z wyczuciem i lekkością. Podobnie zresztą jak teatralne konwencje, którymi żongluje reżyser. Współczesny performance idzie tu bowiem pod rękę z wodewilem czy operetką, taniec przeplata się na scenie ze śpiewem i dialogiem pełnym gier językowych i dowcipów. Choreografia to wariacja z jednej strony na temat Popołudnia fauna Niżyńskiego, z drugiej tańca współczesnego. Układy synchroniczne, połączone z gimnastyką i elementami typowymi dla ćwiczeń fizycznych, przeplatają się z tańcem indywidualnym. Formalizm gestów performerów, ich wystudiowany śpiew i taniec przełamywane są przy pomocy ironii, podanej jednak w bardzo wyrafinowany sposób.
Wykorzystując zwietrzałą konwencję śpiewogry, w której fragmenty wokalne występują obok mówionych, nadając jej kampowego blichtru, Tomaszewski ubiera całość w modny dres z kolorowymi paskami i różowym logo. Po równie znakomitym Zrób siebie Marty Ziółek idiom yes logo, zwłaszcza w przestrzeni Komuny// Warszawa, dobrze się sprawdza. Te dwa projekty łączy również zgrabne odniesienie się do współczesności, tego, co za oknem. Cezary idzie na wojnę to przede wszystkim błyskotliwa teatralna miniatura o mężczyźnie borykającym się z problemem wpasowania się w sztywne ramy narodowo-patriarchalnej narracji, ufundowanej na pojęciach władzy i kultu siły fizycznej.
Tomaszewski po swojemu rozprawia się z militarnym etosem, wiernością patriotycznym ideałom, często przysłaniającym szacunek do drugiego człowieka. Tworzy opowieść o wykluczeniu, opresyjności tradycji, zwłaszcza tej pod flagą biało-czerwoną oraz orłem białym. Także pod surowym okiem Stanisława Moniuszki, groźnie spoglądającym w naszą stronę z portretu ustawionego pod ścianą. Jego cykl dwunastu Śpiewników domowych, narodowej chluby Polaków, użyty zostaje w spektaklu Tomaszewskiego przewrotnie – do rozminowania patriotycznych ideałów.

Cezary idzie na wojnę
Druga premiera teatralnego cyklu „Przed wojną / Wojna / Po wojnie”.
reżyseria: Cezary Tomaszewski
występują: Michał Dembiński, Weronika Krówka, Oskar Malinowski, Bartosz Ostrowski, Łukasz Stawarczyk
realizatorzy: Bracia (Agnieszka Klepacka, Maciej Chorąży), Antoni Grałek, Tomasz Kowalski, Justyna Wąsik * (stypendystka Prezydenta Miasta Lublin), Klaudia Hartung-Wójciak
Produkcja: Komuna// Warszawa