„Koncert życzeń” został oparty na tekście Franza Xaviera Kroetza, który jest rodzajem teatralnej partytury, zbudowanej z samych tylko didaskaliów. Bohaterka nie wypowiada w nim ani jednego słowa. Musimy więc „domyślić” jej historię na podstawie wykonywanych przez nią gestów i czynności. Problem w tym, że czynności te są czynnościami możliwie zwyczajnymi i wypranymi z symbolicznych znaczeń. Jeżeli więc liczymy na to, że uda się dostrzec „prawdę postaci” wyzierającą spomiędzy kosza na brudną bieliznę a kubeczka na pastę do zębów – jesteśmy w błędzie. Co ciekawe, reżyserka zrezygnowała z miejsc siedzących dla publiczności – widzowie krążą swobodnie wokół makiety mieszkania, co ma symbolizować dowolność i zmienność punktu widzenia.

Pierwsze pytanie, jakie możemy sobie w tym miejscu zadać, brzmiałoby: „ale po co mielibyśmy chcieć podglądać samotną stenotypistkę?”. Prawdopodobnie po nic. Bo i nie stenotypistkę – kobietę, która trudniła się ni mniej ni więcej jak pisaniem na maszynie – przyszliśmy tu podglądać. Jasne jest, że właściwym obiektem podglądania jest tu nikt inny jak Danuta Stenka, aktorka, której nawet tym, którzy w teatrze bywają jedynie od święta, przedstawiać nie trzeba. Możliwość przyjrzenia się charyzmatycznej aktorce podczas wykonywania przez nią codziennych, banalnych czynności brzmi bowiem kusząco. W tym miejscu dajemy się złapać w pewną pułapkę, jaką zastawia na nas reżyserka. Otóż działania postaci scenicznej, przeprowadzone z dużą dozą naturalności, okazują się mało interesujące same w sobie, zaś rozważania z cyklu: „czy to gra aktorska, czy prawda? Czy Danuta Stenka przebywając w domowych pieleszach obiera pomidora z równą wirtuozerią? Czy pociąga nosem? Czy zdarza się jej szurać kapciami?” nie mają żadnego sensu.
Postać sceniczna wtapia się w scenografię stworzoną z mebelków Ikei i jest postacią możliwie drugoplanową.


Chociaż bohaterka nie wypowiada podczas spektaklu ani jednego słowa, „Koncert  życzeń” ma także innych bohaterów, którzy wkraczają w jej samotność za pośrednictwem mediów elektronicznych. Tak więc kiedy Stenka oddala się do łazienki wyprać parę rajstop, zostawia nas sam na sam z odbiornikiem, na ekranie którego z zapartym tchem możemy śledzić przygotowania Kim Kardashian do kolejnego bankietu, które to przygotowania przyciągają uwagę równie skutecznie, jak i proces prania bielizny przez Stenkę. Podczas kolacji towarzyszy nam głos Wojciecha Manna dobiegający z radioodbiornika. Bohaterka powoli, nie spiesząc się, chrupie kolejne kanapki, uśmiechając się chwilami pod nosem, zaś Mann czyta listy od czytelniczek, które najogólniej mówiąc zwierzają się z historii „jak poznałam mojego męża?” i ślą pozdrowienia swoim bliskim. Jeżeli więc ktoś z widowni miał jakieś wątpliwości co do życia rodzinnego bohaterki, zostają one rozwiane: jest samotna na wszelkie możliwe sposoby. Kropka.

Dopiero trzecie medium, które zapośrednicza nam „biografię” bohaterki wnosi do spektaklu najciekawsze sensy. Otóż kiedy nasza stenotypistka już zje co miała do zjedzenia, naczynia pozmywa i wstawi pranie, usadzi się na fotelu, odpali popularna grę PC „The Sims”, chrupiąc przy tym ciasteczka. W tym momencie staje się jasne, z czym kojarzy się układ scenografii, i że to jednak nie o katalog Ikei chodziło, a właśnie o wirtualną przestrzeń gry komputerowej, której popularność jest swego rodzaju fenomenem – jeśli bowiem chcemy grać uczciwie, przez znaczną część gry „delegujemy” naszego Sima do wykonywania niezwykle mało ekscytujących z punktu widzenia gracza czynności: jedzenia, spania, sprzątania czy higieny, które jednak stanowią istotną treść codziennego życia jako takiego. Tak więc i Simka-Danuta nie robi w spektaklu nic ekscytującego. A widownia mimo to przygląda się jej z zapartym tchem. Finałowa scena samobójstwa bohaterki została poniekąd wyreżyserowana nie tyle na bunt jednostki przeciwko upodmiotowieniu przez konsumpcyjny styl życia w ustroju kapitalistycznym (jak sugerują zajawki spektaklu), ale raczej bunt Sima, który opuszcza planszę symulatora życia.


Projekt teatralny Yany Ross wypada bardzo interesująco i stanowi dowód na to, że dobry spektakl można stworzyć przy minimalnym nakładzie środków scenicznych i niepotrzebne są multimedialne fajerwerki, aby opowiedzieć historię, która robi duże wrażenie. Wątpliwość może jedynie budzić umieszczenie go w ramach cyklu spektakli „Kiedy przyjdą podpalić Twój dom, ten, w którym mieszkasz..” prezentowanych podczas Festiwalu Teatralnego Boska Komedia. „Koncert życzeń” nie potrzebuje bowiem pseudoideologicznej nadbudowy i cytatów z Karola Marxa, żeby się obronić. Jest dobry sam w sobie i to wystarczy.



Koncert życzeń

Reżyseria: Yana Ross
Dramaturgia: Aśka Grochulska
Tłumaczenia: Danuta Żmij-Zielińska
Muzyka: Aśka Grochulska, Tomasz Wyszomirski
Scenografia i multimedia: Simona Biekšaitė

Reżyseria świateł:  Mats Öhlin
Kurator projektu: Marcin Zawada
Produkcja: Teatr Łaźnia Nowa/TR Warszawa/Festiwal Boska Komedia

OBASDA: Danuta Stenka (Teatr Narodowy)
Głosu radiowego użyczył Wojciech Mann

Spektakl prezentowany w ramach 7. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia


BOSKA KOMEDIA - WERDYKT