Ich korespondencja obfituje w niespotykaną w innych tomach listów ilość szczegółów osobistych. A wszystko dzięki wyjątkowemu rozmówcy, oddanemu przyjacielowi. W odróżnieniu od pozostałych korespondentów Mrożka — współmieszkańców PRL-u — Brandell pochodzi z innego świata. Paradoksalnie, jemu można więcej powiedzieć, bardziej się przed nim otworzyć, także czysto prywatnie. Na kolejnych stronach korespondencji ukazuje się Mrożek z krwi i kości. Listy… to intelektualna dyskusja dwóch równorzędnych partnerów, a przy tym konfrontacja mentalności przedstawicieli Wschodu i Zachodu.
Przyjaźń Sławomira Mrożka i Gunnara Brandella — cenionego szwedzkiego literaturoznawcy, profesora literatury w Uppsali, szefa działu kulturalnego czasopisma „Svenska Dagbladet” oraz autora studium na temat dramatycznej twórczości autora Tanga — przetrwała liczne podróże, zmiany adresów oraz upadek muru berlińskiego. Wymiana listów, choć nieregularna, trwała aż do śmierci Brandella 8 marca 1994 roku.
Mrożek w tych listach znacznie częściej, czysto prywatnie, szerzej zwierza się z przeżyć i doświadczeń ledwo napomykanych w Dzienniku bądź w listach do polskich korespondentów.
Tadeusz Nyczek
Sławomir Mrożek, Gunnar Brandell - Listy 1959–1994
przełożył: Robert Sudół
wstęp: Tadeusz Nyczek
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
FRAGMENT KSIĄŻKI:
Rzym, 16 października 1959
Drogi Gunnarze,
oto jestem w Rzymie. Wybacz, że piszę do Ciebie mieszanką anglo-francuską, ale ponieważ nie uważam tego listu za zbyt oficjalny, wolę zapisywać wszystko tak, jak dzieje się to w mojej głowie, nie podejmując żadnych sztucznych wysiłków.
Po Twoim wyjeździe z Nowego Jorku przez ileś dni bawiłem na wsi (stan Nowy Jork), przez ileś miesięcy bawiłem nad morzem (stan New Jersey), przez ileś tygodni bawiłem w Nowym Jorku (miasto), ale nic szczególnego się nie wydarzyło, a potem rejs na pokładzie „Queen Elizabeth”[1], tak okropnie nudny, nijaki i mdły (choć pogoda dopisała), że do dziś wzdragam się i ziewam na myśl o tym.
Miesiąc w Paryżu[2], przeważnie pijany, na szczęście było tego za dużo i zrobiło się nudne, więc teraz w ogóle nie piję, żeby się rozerwać, żeby się przygotować na cnoty i czystość życia rodzinnego, bo to mnie czeka w ojczyźnie. Z wyjątkiem ustawicznego kaca nic szczególnego się nie wydarzyło. Udawałem, że zakochałem się w dziewczynie – zrobiłem to z bardzo określonego powodu, ale mi nie uwierzyła i odmówiła wszystkiego, a to czyni zaszczyt jej przenikliwości. Byłem mniej zmartwiony i mniej cierpiałem, niż okazywałem, bo trochę bałem się jej męża, który trzyma w komodzie pistolet (to prawda!).
Boże, uchroń nas przed przesadą.
Gdy już znalazłem pociechę w ramionach kogoś w dość zaawansowanym wieku i mało atrakcyjnego (pociecha była marna), wyjechałem z Paryża z poczuciem porażki. Nie udaję przed Tobą cynika, przyznaję, że to wszystko jest raczej smutne i kiepskie, nieporadne i trochę obrzydliwe.
Następny list napiszę z Polski, więc ten jest ostatnim, który piszę swobodnie.
Pojechałem do Genui, potem do Rzymu, potem do Neapolu. W Neapolu zostałem tylko jeden dzień i jedną noc. Natychmiast przy wyjściu z dworca zostałem otoczony przez tłum fryzjerczyków w każdym wieku, wszyscy wymięci, namolni, hałaśliwi, szeptali albo krzyczeli do mnie, składając różne propozycje, z których żadnej nie zamierzałem rozważyć. Ponieważ nie zwracali uwagi na moje nieśmiałe protesty, doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem dla obu stron będzie rozstanie. Jeśli cały Orient jest taki, to dziękuję bardzo, idę na północ. Namolność, gadatliwość, hałas i wrzawa, przymilność, czarne wąsy, pretensjonalne uczucia, jeśli nie zgoła fałszywe – tym wszystkim gardzę najszczerzej na świecie.
Nie napiszę o mojej podróży na Capri, widzę, że to mnie przerasta. Wystarczy powiedzieć, że teraz jestem w Rzymie, to przedostatni etap mojego powrotu. To bardzo piękne miasto, ale dla mnie najważniejszym wydarzeniem w dziejach Rzymu i Rzymian jest to, że skradziono mi bilety na powrót do Polski, po prostu zwinęli mi je z kieszeni w autobusie.
Nie jestem pewien, czy w walizce mam egzemplarz sztuki[3]. Jeśli tak, załączę go, jeśli nie, wyślę później. A przy okazji, w Paryżu zorientowałem się, że francuski przekład na nic się nie przyda, angielski też na niewiele. Francuska madame, która zrobiła tłumaczenie, jest skłócona z całym Paryżem i uważana
przez ludzi teatru i literatury za wredną i niebezpieczną. Mój angielski tłumacz[4] jest uczciwym człowiekiem, ale wszystkie jego zalety stanowczo kończą się właśnie na uczciwości, w ogóle się nie stara o wystawienie sztuki. Szkoda, bo ta sztuka byłaby dla mnie szansą. Może mógłbyś ją dać komuś w Sztokholmie?
Myślę, że czas kończyć. Do widzenia, Gunnarze, gdybyś mógł mi napisać słówko, byłbym wdzięczny, ale nie rób tego wyłącznie z „obowiązku korespondencyjnego”.
Twój Sławomir Mrożek
[1] „Queen Elizabeth” – brytyjski statek pasażerski zbudowany w 1938, obsługiwał linię Southampton–Nowy Jork, pływał do 1969.
[2] Mrożek zwiedzał Paryż i Włochy w drodze powrotnej z USA, gdzie w lipcu i sierpniu przebywał na stypendium Harvard University Summer School International Seminar; w czasie podróży do USA w czerwcu 1959 na statku „United States” poznał Gunnara Brandella, zob. S. Mrożek, Baltazar. Autobiografia, Warszawa 2006, s. 217.
[3] Zapewne mowa o Policji (Dramacie ze sfer żandarmeryjnych), opublikowanej w „Dialogu” 1958, nr 6.
[4] Nicholas William Bethell (1938–2007) – brytyjski historyk specjalizujący się w problematyce Europy Środkowej i Wschodniej, w latach 60. XX w. tłumacz z języka polskiego i rosyjskiego.
Warszawa, 29 października 1960
Drogi Gunnarze,
znamy się na tyle dobrze, abym okazywał, wyrażał, udowadniał i ugruntowywał moją całkowitą szczerość wobec Ciebie, mówiąc o sprawach z prywatnego życia, o których nie powiedziałbym prawie nikomu na świecie. Stara zasada, dzięki której bohater Camusa mógł opowiedzieć swoją historię (to La Chute, Upadek, jeśli dobrze pamiętam tytuł tej uhonorowanej Nagrodą Nobla powieści[1]).
Przykro mi, że nie mogłeś przyjechać. I przykro mi, że ja nie mogę zjawić się w Sztokholmie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, przez cały ostatni rok stawałem na głowie, żeby zdobyć jakiś przyzwoity kąt, w którym mógłbym mieszkać i pracować, a to wymaga czasu i obecności na polu bitwy. Teraz odniosłem sukces. W listopadzie się przeprowadzam. Po drugie, zdobycie paszportu wymaga trzymiesięcznego oczekiwania i mnóstwa niewyobrażalnego bólu. Planuję długą podróż po Europie wiosną [2]. Z powodu biurokracji, przepisów częste krótkie wyjazdy to rzecz prawie niemożliwa, a prawie możliwa jest jedna duża podróż, więc zamierzam zrealizować drugą ewentualność. Choć z całego serca, z całego serca chciałbym spędzić dwa tygodnie w Sztokholmie, jestem wszystkim umęczony i zdegustowany.
Cieszę się, że spodobała Ci się moja książka[3], bo wiem, że mówisz szczerze. Pracuję w tym fachu dostatecznie długo, aby wiedzieć, jak wiele komplementów od ludzi to zwykłe pustosłowie.
[1] La Chute (franc.) – Upadek, powieść Alberta Camusa wydana w 1956; Camus otrzymał literacką Nagrodę Nobla w 1957.
[2] W 1961 Mrożek podróżował do Niemiec i Wielkiej Brytanii.
[3] Słoń, zob. przyp. do listu z lata 1960.
Sztokholm, 31 stycznia 1961
Drogi Sławomirze,
powinienem odpowiedzieć na Twój list dawno temu. Ucieszył mnie Twój awans z kawalera na mężczyznę żonatego, z młodego pisarza na pisarza itd. Tak naprawdę myślę, że młodemu pisarzowi bardziej się zazdrości, kłopot w tym, że nie można być młodym pisarzem przez całe życie. Tak samo rzecz się ma oczywiście z byciem kawalerem i mężczyzną żonatym. Jak o tym napisałeś w swoim liście, poszukujesz czegoś innego, ale spektrum możliwości zawęża się z roku na rok. W tej chwili są już tylko dwie rzeczy, które chciałbym mieć: inną posadę i wnuki.
Mam nadzieję, że uda Ci się przyjechać do Sztokholmu, gdy wybierzesz się na swoją wielką zagraniczną wyprawę. Jest też spora nadzieja, że będę mógł przyjechać do Polski tego lata lub jesienią. Oczywiście dam Ci wtedy znać.
Jednak zanim to nastąpi, chciałbym spopularyzować Twoje nazwisko w tym dalekim kraju. Zapewne wiesz, że Twoją Policję grano w radiu, ale jak większość utworów prezentowanych na antenie radiowej, nie wzbudziła większego zainteresowania. Teatr studencki w Sztokholmie, do którego rady należy mój syn (!), chciałby wystawić inną Twoją sztukę (tę, o której wspominasz w liście?)[1], ale pozostaje oczywiście ewentualność, z której należy sobie zdawać sprawę, że duże teatry tracą zainteresowanie autorem, jeśli jego twórczość jest brana na warsztat przez studentów, a więc amatorów – choć osobiście nie sądzę, aby się tak stało.
Tak czy inaczej chciałbym napisać o Tobie artykuł[2], co oznacza, że musiałbyś mi wysłać jak najwięcej swoich tekstów i wszelkie inne informacje o sobie, jakie uznasz za stosowne. Oczywiście chodzi o poważne informacje, a nie tylko o trunkach i dziewczynach. Ten artykuł powinien zawierać przekłady niektórych Twoich opowiadań; przypuszczam, że udałoby mi się znaleźć tłumacza, nawet gdyby trzeba było przekładać z polskiego. Na razie mam tylko Słonia, a to za mało, żeby nakreślić Twój portret w kraju Nagród Nobla.
Czy mógłbyś mi w tym pomóc? Albo czy mógłbyś przynajmniej poprosić kogoś, żeby to zrobił? Może Twojego niemieckiego wydawcę lub kogoś innego? Jeśli coś zostało napisane o Twojej twórczości, nawet w języku polskim, to również byłoby bardzo przydatne.
Byłem niedawno w Algierze, oczywiście jako korespondent gazety. Po drodze poznałem w Paryżu Paula Thibauda[3], który okazał się redaktorem naczelnym mniej lub bardziej tajnej gazety piszącej o kwestii algierskiej. To miły chłopak, traktuje sprawy poważnie, działa na rzecz radykalnej opozycji chrześcijańskiej.
Podejrzewam, że Kissinger mocno teraz urósł[4]. Wydaje się, że administracja Kennedy’ego 3 jest mniej lub bardziej zdominowana przez ludzi z Harvardu. Założę się, że mu się to podoba.
Pięknie opowiadasz o tym, jak „wielkie zadowolenie” pozostaje w Tobie po tym, gdy znikło „małe”, i zastanawiam się, jak to wpływa na Twoje pisanie. Nie powiedziałbym, że Słoń jest owocem „małego niezadowolenia”, ale być może tworzysz teraz rzeczy większe nawet od słonia.
Proszę, napisz do mnie przed nadejściem wiosny i zaplanowaniem lata. I nie zapomnij wysłać tekstu sztuki, który mi obiecałeś.
Twój
Gunnar
Potrzebuję również zdjęcia, jeśli masz jakieś na zbyciu!
[1] S. Mrożek, Tigern i badrummet (Męczeństwo Piotra Ohey’a), przeł. N.Å. Nilsson, Stockholms Studentteatern, reż. R. Bergman, premiera 13 V 1964; syn G. Brandella – Lars Brandell (ur. 1937).
[2] Artykuł G. Brandella poświęcony twórczości S. Mrożka pt. En satirikers dialog om friheten (Dialog satyryka o wolności) ukazał się w „Svenska Dagbladet” 12 marca 1962.
[3]Paul Thibaud (ur. 1933) – francuski filozof i eseista, w latach 1977–1989 redaktor miesięcznika „L’Esprit”.
[4] Henry Kissinger (ur. 1923) – amerykański polityk, sekretarz stanu w administracji Richarda Nixona i Gerarda Forda, w latach 1952–1969 kierował programem studiów International Seminar na Harvardzie, w którym w 1959 uczestniczyli Mrożek i Brandell.
[5] Mowa o administracji prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego, wybranego na ten urząd 8 XI 1960.