I od razu bolesny zgrzyt. Panowie postanowili skorzystać z atmosfery sensacji i w pierwszym pytaniu zacytowali wypowiedź Małgorzaty Kalicińskiej dotyczącej tegorocznej Nagrody Nike. Autorka Domu nad rozlewiskiem na swoim blogu postawiła hipotezę, że aby zostać wyróżnionym, należy napisać książkę smutną i pesymistyczną. Naprawdę trudno jest uznać Kalicińską za autorytet stawiający diagnozy istotne dla przyszłości polskich książek, jednak Tomasz Pindel i Szymon Kloska postanowili potraktować sprawę poważnie, odczytali więc cytat i zadali Joannie Bator pytanie o jej osąd w tej sprawie. Autorka Ciemno, prawie noc inteligentnie poradziła sobie stwierdzając, że skoro przepis na sukces jest tak prosty, znamy już pierwszą finalistkę Nike w przyszłym roku. Jednak pełzające po sali zażenowanie tak szybko nie zniknęło.

Dalej nie było lepiej. Padło wiele szkolnych, schematycznych pytań: Czy inspirowała się pani powieścią gotycką? Dlaczego Wałbrzych? Czy pisanie jest dla pani terapią? Czy jest pani czytelniczką? Jakie ma pani rytuały pisarskie? Po co pisarzom nagrody? Operowanie oczywistościami, takimi jak pytanie pisarza o to, czy czyta oraz o terapeutyczny wymiar literatury, a także powierzchowność – jak koncentracja na wyglądzie stołu do pracy przeważająca uwagę skierowaną na książki, sprawiły, że podczas rozmowy nie pojawiły się właściwie możliwości głębszej interpretacji.
Do tego jeszcze komentarze i żarty bawiące chyba wyłącznie samych prowadzących.

Siedziałam, patrzyłam na dziewczynę, która zasnęła w rzędzie przede mną, i pytałam sama siebie – naprawdę? Przecież to Festiwal Conrada, a nie telewizja śniadaniowa. Przecież można było inaczej. Nie jestem przeciwna potrzebie poznania pisarza również jako ciekawego człowieka, jednak przemienienie go wyłącznie w celebrytę, który zamiast opowiadać o swojej pracy musi rozstrzygać kwestie swoich prywatnych upodobań (na przykład kulinarnych) - to niepokojące przesunięcie akcentów.

Pisarka powiedziała w pewnym momencie, że interesuje się popkulturą w Japonii, bo tam w przeciwieństwie do Polski, jest ona godna uwagi. Tymczasem słaba popkultura wkradła się nawet na Festiwal Conrada, bo czy tak nie można nazwać faktu, że zamiast o książce rozmawiano o tym, jak wygląda stół do pisania Joanny Bator? Wykorzystując zdanie jednego z prowadzących, który stwierdził, że „za tydzień będzie ciemno, prawie noc, bo zmienią czas”, mogę tylko stwierdzić, że ciemno, prawie noc jest w naszym kraju już, skoro w ten sposób rozmawiamy o literaturze.

Na szczęście, pomimo że Pindel i Kloska chcieli zrobić show jak w telewizji, zasłaniając treść i koncentrując się na wątkach prywatnych bądź sensacyjnych, słuchaczom udało się trochę o pisarce dowiedzieć. Duża w tym zasługa jej dobrej woli – niejednokrotnie odpowiedzi  były poważniejsze niż pytania.

Joanna Bator potrafi przedstawiać swoje koncepcje w sposób interesujący i równocześnie bardzo jasny. Jej opowieść o narodzinach powieści Ciemno, prawie noc z pamięci zmysłowej zapachu węglowego pyłu oraz z obsesji prześladującego ją obrazu czarnej wody na chodnikach zalanej kopalni, jest wiarygodna i zapada w pamięć. Podobnie niemożność uwolnienia się od Wałbrzycha – miasta dzieciństwa wzbudzającego wyłącznie niechęć. Autorka mówiła również o pisaniu z powodu doświadczenia ogromu zła i przekonaniu o jego sile oraz o wierze, że literatura może jednak zmieniać świat.

Interesująca była także teoria dwóch rodzajów dobrych powieści: takich, które w piękny sposób opisują to, co znane czytelnikowi i poszerzają jego horyzonty, oraz takich, które wbijają igłę pod paznokieć, po przeczytaniu których chce się autora pobić albo uściskać. Jak zasugerowała sama autorka – Ciemno, prawie noc należy do tej drugiej kategorii. Emocjonalne reakcje na tę powieść wskazywałyby, że rzeczywiście udało jej się to osiągnąć.

Dla wielu zaskakujące było zapewne przekonanie Joanny Bator, że polski listopad jest piękny, że to najbardziej powieściotwórcza pora roku. Po tym przedziwnym spotkaniu, podczas którego tematy fruwały wśród trójki rozmówców we wszystkie strony jak piłeczki pingpongowe i trzeba było wychwytywać sensy na własną rękę, pozostanie nam na pewno wyobrażenie Joanny Bator w listopadzie, siedzącej przy ogromnym drewnianym stole, na którym stoją wyłącznie – komputer, kamień i kocia czaszka.