(…)
Jako że ta „obejmowaczka świata” namiętnie kolekcjonowała ludzi, opowieści toczą się bez końca. O tym, jak potrafiła słuchać, jak była bez reszty obecna w rozmowie, jak bez ogródek przechodziła do sedna sprawy, żałując czasu na czczą paplaninę i wprawiając rozmówców w osłupienie. O tym, jak peszyła otoczenie anarchistycznymi zachowaniami, wynikającymi może nawet nie tyle z buntu przeciw konwencjom, ile z ich nieznajomości. O intensywności jej związków i przyjaźni, rodzących prawie zawsze wspólnotę pracy, która była jej życiem. O talencie do przyjaźni i darze „wyłamywania” w ludziach zabarykadowanych drzwi. O jej zaborczości. O tym, jak potrafiła zamieniać codzienność w święto, nawet w czasach, kiedy musiała żyć bardzo skromnie. Na nudę w jej towarzystwie nie było miejsca. O talencie do dramatyzmu w życiu – jak kłótnie, to z gromami – o ucieczce przed powagą. O darze konstruktywnej i bezpośredniej krytyki, i pozbawionym zawiści zaangażowaniu w pracę innych. O jej perfekcyjnym, scenicznym niemieckim, bez akcentu, „bez pochodzenia”. O nękającym ją całe życie lęku, że bliskim osobom może przydarzyć się coś złego i rozpaczliwych telefonach, żeby zapytać, czy spóźniający się aby na pewno żyje.
Mój pierwszy kontakt z Aglają to _Dziecko w mamałydze_ i dziennikarka „Gazety Wyborczej” Anna Fostakowska, której miałam posłużyć za tłumaczkę i przewodniczkę po Zurychu i jego literackim i aktorskim mikrokosmosie. To właśnie podczas tej wspólnej niezwykłej podróży śladami Veteranyi, po raz pierwszy tak intensywnie odczułam jej obecność. Obie z Anią byłyśmy zafascynowane zaangażowaniem dawnych przyjaciół i znajomych Aglai w opowiadanie o niej, opowiadanie nie hagiograficzne, maskujące zranienia czy sprzeczki, lecz ciepłe, serdeczne, pragnące przede wszystkim „ocalić ją od zapomnienia”. Aglaja wciągnęła nas w niekończące się rozmowy, podarowała coś cennego. Dla Ani przygoda ta zaowocowała bardzo osobistym biograficznym tekstem do „Wysokich Obcasów”. Ja zostałam w Zurychu z rozpoczętymi rozmowami, z ludźmi, których chciałam znowu zobaczyć. Coraz bardziej fascynowała mnie przemiana Moniki Giny w Aglaję – dziecka cyrku, tancerki variétés w świetną pisarkę i niesztampową aktorkę. Byłam pod wrażeniem jej żelaznej woli i determinacji, by ukształtować siebie na nowo, a także jej niezwykłej umiejętności istnienia między sceną a piórem, o której tak opowiedziała w wywiadzie: „Aktorka chce wybujałości, a autorka abstrakcji. Tak mi się czasem wydaje. Jedna chce przekonać drugą o swojej racji. Aktorka chce traktować język jak ciało, a autorka chce traktować ciało jak język. To jest nierozwiązany problem, ciągłe pertraktacje”. Jej teksty ukryte w komputerze i piętrzące się na strychu coraz bardziej domagały się wyciągnięcia na światło dzienne. (…)
Im dłużej chodzę śladami Aglai i rozmawiam z bliskimi jej ludźmi, tym mocniej czuję, że udało się to, o czym marzyli po jej śmierci: żeby znowu cieszyć się nią, jej tekstami, żeby dać się wciągnąć w dialog, kiedy minie pierwszy przeraźliwy ból. Nie oddać jej całkowicie śmierci. Ta, jak ją nazywali przyjaciele, podziwiaczka i obejmowaczka świata jest z nimi nadal, inspiruje, rozśmiesza, zadziwia i tak jak wcześniej kontakt z nią grozi pojawieniem się kolejnego szalonego pomysłu. Tylko Josefina Tanasa do dziś tropi morderców córki, wydzwania do jej przyjaciół, poszukując śladów spisku.
To, co dojrzewało we mnie od czasu wędrówki śladami Aglai Veteranyi z Anią Fostakowską, zaowocowało niniejszą antologią. Powstała ona dlatego, że wszyscy, którzy znali Aglaję, z entuzjazmem podchwycili ten pomysł. Ta solidarność oznacza chyba, że spełniło się pragnienie Wernera Morlanga, żeby doczekać chwili, „kiedy cud tego, że była i że pisała, zacznie na nowo uszczęśliwiać”. Jej przyjaciele zrobili wszystko, aby mogła być znowu w centrum, „ponieważ dobrze jej robiło bycie w centrum”. Spływały do mnie teksty drukowane w czasopismach, zapisane na dyskietkach, wystukane na maszynie i podarowane w prezencie. Werner Morlang, który sam planuje podobne przedsięwzięcie, podzielił się ze mną wszystkimi swoimi materiałami. Jens Nielsen udostępnił mi spuściznę Veteranyi. Opowieści snuły się telefonicznie, mailowo, w kawiarniach, mieszkaniach. Ci, którzy prowadzili pisarski dialog z Aglają, oddali do dyspozycji swoje teksty, ci, którzy mieli jej zdjęcia, cieszyli się, że pojawią się w druku. Im wszystkim należą się stokrotne podziękowania, bo tylko dzięki nim mamy jeszcze jedną książkę Aglai Veteranyi.
„Nie mam nic do powiedzenia, ale mówię to wyraźnie” – ten cytat z jednej z pocztówek zaprojektowanych przez Aglaję Veteranyi posłużył za tytuł zbioru jej tekstów. Ich układ jest – na tyle, na ile było to możliwe – chronologiczny, uwidacznia zmiany w jej stylu. Obok tekstów pisanych na scenę znalazła się tu dłuższa proza, miniatury, wspomniany reportaż z Rumunii. Widać na ich przykładzie, jak z upływem lat pisarka we wszystkich gatunkach literackich coraz oszczędniej i uważniej obchodzi się ze słowem. Jak w nieco egzaltowaną formę, która służyła jej na początku do przepracowywania bólu, szybko wkrada się surrealizm, czarny, przepastny humor, jak dojrzewa mistrzowski ascetyzm malujący coraz dosadniejsze, coraz bardziej wyraziste obrazy. I jak zmienia się również wyobrażenie teatru, nierozerwalnie w jej twórczości splecionego z literaturą. Niektóre z tych utworów nie ukazały się drukiem, wiele publikowanych było w czasopismach obszaru niemieckojęzycznego. Nie podaję miejsca ich publikacji, ponieważ część ukazywała się wielokrotnie na różnych łamach, ani daty ich powstania, gdyż jest ona zazwyczaj trudna do ustalenia. Aglaja Veteranyi była mistrzynią w niekończącej się pracy nad swoimi tekstami, które nieustannie modyfikowała. Publikowała je jako samodzielne utwory, wykorzystywała w przeróżnych układach w swych literacko-teatralnych projektach, wplatała w większe całości.
Druga część, _Rozmowy_, zawiera dwa wywiady z Aglają Veteranyi i jej notatki do spotkania PhiloThik w Baden, „grupy myślicieli” zainspirowanej francuską Café „Philo”, poświęconemu marzeniom z dzieciństwa. Pierwszy z wywiadów, _Wisielczy humor zamiast tabletek przeciwbólowych_, który ukazał się w programie do zuryskiej premiery spektaklu na podstawie _Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze_, ma szczególny charakter, gdyż został w całości zredagowany przez Veteranyi i jest przemyślany do ostatniego słowa.
Wyobrażam sobie niebo to tytuł zarówno trzeciej części, jak i wieczoru pożegnalnego w Teatrze Neumarkt w Zurychu. O Aglai opowiadają Peter Bichsel, Jens Nielsen, Gabriele Markus, Christian Seiler i Werner Morlang.
W _Duetach z Aglają_ znajdziemy próbkę jej tekstowych zabaw z przyjaciółmi: Jensem Nielsenem, Gabrielą Markus, Monicą Cantieni. Wiele takich eksperymentów nie zostało spisanych, powstawały w kawiarniach, na spacerach i pozostały ulotne jak chwile, które je zrodziły. Ten mały wybór, daje jednak pewne wyobrażenie o radości płynącej ze wspólnego pisania, z dialogu tekstów. Bo przecież, jak mówiła Aglaja, „w każdym języku to samo nazywa się inaczej”.
Ostatnia część, zatytułowana _Dla Aglai_, to z jednym wyjątkiem teksty z poświęconego Aglai Veteranyi numeru „drehpunktu”. Są to upominki dla niej, częściowo podejmujące dialog z jej tekstami, częściowo po prostu jej dedykowane. Wśród znanych z biograficznej opowieści nazwisk pojawią się dwa nowe: Guy Krneta, dramaturg i reżyser z Berna piszący w dialekcie, i Iren Baumann, pisarka z Zurychu, która nigdy nie miała odwagi zbliżyć się do Aglai mimo wielkiej nią fascynacji. Mieszkały niedaleko, Iren Baumann widywała ją czasem na ulicy. Ze smutku po jej śmierci powstał wiersz kończący tę książkę.
„Pisanie jest dla mnie formą przekształconej agresji. Gdyby ta agresja we mnie została, zniszczyłaby mnie i rzuciłabym się w końcu na kogoś z nożem” – pozwiedzała Aglaja Veteranyi w jednym z wywiadów. Ale pisanie było też jej sposobem podziwiania i oswajania świata. Podróżą przez słowa pokryte milczeniem, w którą ruszyła wraz z Charmsem zakładającym bosko-diabelską komunę, panienką Rosą i jej lwem, ze świnią pragnącą zostać pieczenią wołową i obcokrajowcem nierozumiejącym dzwonka budzika. Podróżą, w którą chętnie zabierała innych.
Katarzyna Leszczyńska
Aglaja Veteranyi
"_Kto znajduje, źle szukał_":http://splot.art.pl/aktualnosci/442/krakowska-premiera-kto-znajduje-zle-szukal-aglai-veteranyi
tłumaczenie: Katarzyna Leszczyńska
Czarne, 2009
« powrót