Historyczność i narodowość są dla młodych twórców problemami wyjątkowo dotkliwymi i nieustannie w ich twórczości powracającymi. Kiedy przyjrzymy się ostatnim dekadom życia teatralnego w Polsce, zauważymy, że im czasy bardziej polityczne (lata powojenne, okres transformacji), tym teatr bardziej osobisty, intymny; z kolei w obecnej erze unowocześnienia, globalizacji i demokratyzacji kultury, kwitnie potrzeba ciągłej rewizji narodowych mitów i obsesji. Niepewność i nietrwałość poczucia tożsamości, próba rewidowania i krytycznego spojrzenia na wzorce, pragnienie wolności i niezależności od uciążliwych, absurdalnych atawizmów, a także równoczesny gnębiący brak zakorzenienia – oto problemy, z jakimi zmagają się twórcy; artyści teatralni jakby mimowolnie wracają do tematów teoretycznie odstręczających, odległych, budzących frustrację.
W swych poszukiwaniach Sylwia Chutnik i Patrycja Dołowy sięgnęły po legendarną postać Wandy. Dla autorek podanie jest podświadomą „myśliną” narodu, nierozerwalnie splecioną z historycznością i wpisaną w jego tożsamość. Z kolei siebie – krytyczki i dekonstrukcjonistki – stawiają w roli obrazoburczych uzurpatorek niosących w iście prometejskim geście światło odnowy i, jak to subtelnie ujęły, organizatorek „liftingu” skostniałych formuł i kategorii. Co ciekawe, dystansując się od teorii i dokonując rewizji podania narodowego, artystki traktują je bardziej serio niż niejedno zasłuchane w opowieść babci dziecko. Świadczy to o pewnym zasadniczym autotematyzmie polskiej sztuki, nierozwiązanych, wciąż nawracających problemach z tożsamością. Wzięcie na warsztat przez Chutnik i Dołowy postaci Wandy, potraktowanej całkiem na poważnie, prowadzi do całkiem interesujących odkryć, zarówno w sferze kulturowej, społecznej, jak i psychologicznej.
Zazwyczaj legenda opowiadana jest w formie trzecioosobowej, narrator opisuje i sławi dzieje bohatera, równocześnie nie dając mu prawa głosu, a to, co dzieje się w umyśle postaci, pozostaje dla nas niewiadomą. W owym milczeniu bohaterów legend i mitów tkwi jakaś tajemnica, świętość, wielkość. Podobnie jest w przypadku Wandy. Mam wrażenie, że dzisiaj podważone zostaje nie tylko to, w imię czego zostaje poniesiona ofiara, ale przede wszystkim sama sensowność ofiary jako takiej. Być może ofiara, jako jedna spośród innych tradycyjnych, archaicznych wartości, jest czymś, co współcześnie nie może zostać zrozumiane i w praktyce okazuje się bezwartościowe. Nasz świat to podobno świat pozbawiony świętości, świat bez Boga (popkultura zdaje się tą tezę potwierdzać), czym jest więc wartość wykraczająca poza to, co namacalne i prawdziwie, materialnie obecne, korzystne, opłacalne? Ofiara, świętość – to w sumie słowa, które dzisiaj nie mają większego sensu. Symboliczny, wielki gest, kiedyś pełen znaczenia i trzymający naród przy życiu, dziś staje się pusty i figuratywny. „Oprócz prawa miecza są też inne prawa” – miała, zgodnie z podaniem hardo odpowiedzieć Niemcom.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, jakie właściwie prawa mogła mieć na myśli Wanda.
W pustym miejscu po pierwotnym, symbolicznym znaczeniu legendy, tworzy się wielka nisza, ziejąca pustką sfera niedopowiedzenia, zakulisowa przestrzeń niewiadomego i w końcu klaruje się pytanie o zagadkową tożsamość samej Wandy. W ramach jednego z modnych już dzisiaj dyskursów scenicznych, twórcy sięgają po silną psychologizację postaci: biorą Wandę pod badawczą lupę, obserwują jak małą żabkę w stawie, równocześnie oddając jej prawo głosu.
Kim jest główna bohaterka? Trudno orzec, jest bowiem postacią niejednoznaczną, co w dość oczywisty sposób podkreślono rozszczepieniem Wandy na kilka postaci. W opowieści Chutnik i Dołowy, Wanda traci status bohaterki narodowej, bo dzisiaj takie istnienie nie ma już sensu. Wszystko zostało przewartościowane, wykorzystane, zmanipulowane i ostatecznie pozbawione znaczenia. Legenda jest nieskomplikowana jako forma literacka, zarówno semantycznie, jak i estetycznie. Autorki zauważyły, że wszystko wydaje się proste, aż do momentu wzniosłej i tajemniczej ofiary Wandy, do momentu zapadnięcia się w mętne wody Wisły. Samą ofiarę poprzedza ciekawy moment wątpliwości, zawahania, który również zostaje roztrząśnięty przez twórców. W spektaklu wykorzystano puste, niewyjaśnione miejsca, te, które legenda wypunktowuje, nie pozostawiając słowa komentarza.
Pierwsza Wanda (Marta Nieradkiewicz) to młoda dziewczyna, właściwie można by powiedzieć dziewczynka, od której oczekuję się ofiary, choć ona nie chce i nie rozumie: ofiary za naród. Zostaje wystawiona na bezsensowną próbę - jest potraktowana jako narzędzie w politycznej grze, zdegradowana do roli bezosobowego pionka. Równocześnie w zadaniu nadanym jej przez historię, w losie zapisanym przez legendę odnajduje swe głębokie pragnienie: potrzebę ucieczki. W długich monologach ujawniają się liczne obsesje, niepokoje, sięgające głębokiego rozedrgania stany lękowe. Dziewczynka cały czas zdaje się balansować na krawędzi, wisząc nad przepaścią i ostatecznie podejmuje decyzję o skoku w głębinę. Autorki odkrywają tu ciekawe, podświadome napięcia związane z byciem kobietą, z naciskami społecznymi, czy opresyjnością płci przeciwnej. Już tutaj, w obłędzie bohaterki, zwiastowana jest paralelność losów Wandy i Ofelii. Odniesienie historii polskiej bohaterki ludowej do losów szekspirowskiej topielicy, jakkolwiek wydaje się dość banalną analogią, sprawdza się w spektaklu ciekawie.
Kolejna Wanda - Ofelia Królowa Głębiny (Dorota Segda) - jest silną, dojrzałą, a także nieco cyniczną kobietą. Na przekór ubrana w suknię ślubną, z groteskowo długim welonem i szklaneczką schłodzonej whisky w dłoni, z dystansem i zblazowaniem obserwuje rozterki innych bohaterów dramatu. W pewnym momencie, mimo pozornego zdystansowania, postanawia zabrać głos, a wówczas wygłasza głośny i intensywny monolog, ujawniający skrywane pod osłoną cynizmu i siły smutek, rozterkę i tęsknotę. Pojawia się także intrygująco skonstruowana postać męska (Szymon Czacki), łącząca w sobie Wandę, Ofelię i Laertesa. Partneruje jej równie enigmatyczny charakter Niemca-Hamleta (Krzysztof Zawadzki). Scena poniżenia Ofelii przez Hamleta (chodzi o akt III, kiedy bohater w udawanym obłędzie zachęca Ofelię, by poszła do klasztoru) wychodzi bardzo interesująco w męskim partnerowaniu. Podobnie jak scysja na linii Hamlet – Laertes.
Najbardziej rozbudowana i zarazem najciekawsza postać to „Stara Łendi” (świetna Paulina Puślednik), postać topielicy, wyciągniętego z wody widma, oszpeconego i zmęczonego, które nawet po śmierci nie zyskało upragnionego ukojenia. Wręcz przeciwnie – zarówno sama śmierć, jak i trupia wegetacja okazują się kontynuacją męczarni. Od topielicy cały czas ktoś czegoś chce i oczekuje, prawdopodobnie chodzi o oczekiwania narodu, historii i samej legendy. Wanda zostaje pośmiertnie wyłowiona z odmętów Wisły i zmuszona do zabrania głosu, równocześnie jednak sama zdaje się uporczywie chcieć coś powiedzieć. Łendi jest tym ciekawsza, że mimo dramatyzmu i graniczącego z obłędem szału, aktorka zręcznie wprowadza motyw humorystyczny, przełamuje patos dystansem, wisielczym humorem postaci, która nie ma już nic do stracenia.
Czy wszystkie te awatary prezentują kolejne stadia życia jednej, hipotetycznej Wandy, od krytycznego momentu decyzji, aż po wampiryczny los nieśmiertelnej męczennicy? Czy są po prostu różnymi możliwymi wersjami emocjonalnymi, projektami kobiet, jakimi mogłaby być Wanda, gdyby istniała naprawdę? To pytanie, jak wiele innych, pozostaje otwarte.
Nie sposób pominąć dyskursu feministycznego silnie obecnego zarówno w treści, jak i sposobie realizacyjnym spektaklu. Wanda zabiera głos, momentami nawet się wydzierając, ale nie jest to równoznaczne z byciem wysłuchaną. Mężczyźni piją, śmieją się i zajmują własnymi sprawami, niekoniecznie próbując zrozumieć, co Wanda(y) w ogóle mówi. Bo kimże jest Wanda w historii pisanej przez mężczyzn – czy nie ikoniczną, płaską bohaterką, spełniającą pragnienia i naciski społeczeństwa, władzy?
Scenografia spektaklu przedstawia przewrócony na bok pokój dziewczynki, z kremową tapetą, białymi zasłonami i żyrandolem. Podłoga (czyli jedna ze ścian) został przecięta w poprzek przez symboliczny grób, z którego wysypują się buty, służące w spektaklu za motyw czaszek. Przestrzeń pokoju sprawia niepokojące wrażenie: pozornie bezpieczna i intymna, poprzez przekształcenia i odwrócenia staje się miejscem obcym i przerażającym. Poniżej sceny, w strefie odpowiadającej bagnistemu dnu Wisły, walają się stare fotele, lampy, a wszystko oplata ciągnący się w nieskończoność welon Wandy i zgniło-zielona poświata. Anna Met, odpowiedzialna za scenografię, zręcznie manipuluje symboliką dziewiczości, dziewczęcości i delikatności, przeplatając ją przegniłymi elementami wprost z taniego horroru. Ciekawym elementem są prezentowane w tle sceny projekcje przedstawiające między innymi czarno-białe, żeńskie i męskie sylwetki pogrążone w transowym tańcu.
Zarówno dramaturgicznie jak i realizacyjnie Wanda zdaje się wpisywać w estetykę popkultury, łącząc ze sobą rozmaite elementy (folkowe, historyczne, szekspirowskie, feministyczne, współczesne etc.) w formie kolażowej, komiksowej, dowolnie i twórczo czerpiąc z różnych tekstów kultury. Konstrukcyjnie spektakl jest wielowarstwowy, moim zdaniem niestety momentami przegadany i zbyt długi, czasami powtarzający głosy już wcześniej wyartykułowane. Popadając w przesadną martyrologię i moralizatorstwo, spektakl ratuje się momentami dystansu, autoironii i humoru.
Wanda
Sylwia Chutnik, Patrycja Dołowy
reżyseria: Paweł Passini
obsada:
LABORANT 1 / GRABARZ 1 / KRAK - Zbigniew Ruciński
LABORANT 2 / GRABARZ 2 / WIESIEK HYDRAULIK - Ryszard Łukowski
NIEMIEC / HAMLET - Krzysztof Zawadzki
ŚMIECH / POLONIUSZ / DZIAD 1 - Roman Gancarczyk
STARA ŁENDI - Paulina Puślednik
WANDA CHŁOPIEC / OFELIA / LAERTES - Szymon Czacki
WANDA DZIECKO - Katarzyna Zawadzka
WANDA OFELIA KRÓLOWA GŁĘBINY - Dorota Segda
ŁOPUCH / KSIĄDZ / DZIAD 2 - Zbigniew W. Kaleta
MŁODA WANDA - Marta Nieradkiewicz (gościnnie)
scenografia: Anna Met
kostiumy: Zuzanna Srebrna
wizualizacje: Maria Porzyc
muzyka: Daniel Moński, Paweł Passini
asystentka reżysera: Beata Kucharska
asystent scenografa: Aldona Michalik
Premiera: 2013-06-23 Nowa Scena (ul. Jagiellońska 1)
Czas trwania: 1 godz. 30 min. (bez przerwy)
Rys. M. Tarkawian (archiwum Teatru)