Opowiada dosyć niechętnie, często trzeba ciągnąć ją za język, ale stopniowo odkrywa przed nami kolejne karty swojej biografii. Niewątpliwie sprawia jej to trudność, a osobista narracja dryfuje niekiedy w stronę globalnego porządku myśli, wyobraźni i doświadczenia, niemniej indywidualny wymiar tej postaci udaje się uchwycić. Janion. Transe – traumy – transgresje to pierwsza część wywiadu-rzeki, który ma szansę odsłonić jedną z czołowych postaci powojennej humanistyki. Kazimiera Szczuka prowadzi tę rozmowę klasycznie – zaczyna od pytań o dzieciństwo i stopniowo zmierza do odsłonięcia kolejnych etapów biografii wybitnej intelektualistki. Książkę czyta się bardzo dobrze i płynnie, choć Janion nie jest łatwą rozmówczynią i często udziela lakonicznych odpowiedzi lub odpowiada nie do końca na temat. Te niedogodności rozmywają się jednak w ogólnej swobodzie tego wywiadu, jakiejś lekkości, która widoczna jest nawet wtedy, gdy mowa o sprawach bardzo trudnych. Zawdzięczamy to chyba wieloletniej przyjaźni pani profesor i dawnej uczennicy – ta bliskość jest wyczuwalna i ułatwia lekturę. Szczuka potrafi rozmawiać z autorką Niesamowitej Słowiańszczyzny, wie, na co może sobie pozwolić, żartuje, czasem dogryza, wprowadza przyjazną atmosferę, daleka jest jednak od przesadnej poufałości. Ta pełna szacunku bliskość może się podobać.

Choć książkę przeczytałem z dużym zainteresowaniem i wciąż miałem wrażenie, że poznaję Janion od prywatnej strony, ostatecznie nie jestem pewien, czy dowiedziałem się wiele więcej, niż wiedziałem przed lekturą. Janion przeorała myślenie o romantyzmie, a w konsekwencji o polskiej tożsamości, której korzeni możemy szukać właśnie w tamtym paradygmacie. Jeśli ktoś liczył na równie rewolucyjną biografię autorki, będzie raczej rozczarowany. Janion niechętnie i nie za wiele o sobie mówi, a powodów tego jest kilka.

W przeciwieństwie do pokolenia Miłosza, Janion niewiele może pamiętać z wolnej Polski czasów dwudziestolecia. Okres dzieciństwa został w większej części zapomniany, pojedyncze wspomnienia są fragmentaryczne, a te, które zachowały się w pamięci, są przykre, jeśli nie traumatyczne. Szczególnie podkreślany jest bliski związek z Wilnem, ale to miasto wiąże się też z doświadczeniem wojny, przez co nie daje się zmityzować w dziecięcą krainę szczęśliwości, do której Janion chętnie wracałaby myślami. Nie istnieje ani prywatna przestrzeń, jakaś mała ojczyzna, z której wywodziłaby swoją tożsamość, ani żaden realny czy wyobrażony twór polityczny, z którym czułaby się związana – Janion była za młoda, by z II Rzeczpospolitą łączyć jakieś nadzieje i wizję niepodległości.
W efekcie nie do końca ma do czego wracać pamięcią i zwyczajnie nie chce tego robić. Lubiła Pani jeść? – Nie wiem. – Nie było na wsi wiejskich przysmaków? Mleka, serów, kurcząt i sałaty? – Zupełnie takich rzeczy nie pamiętam. – Miłosz pamiętał, a Pani nic. – No właśnie. Jakoś jestem od tego odcięta.

Traumę wojny poprzedziła inna, związana z trudnym dzieciństwem i problemami rodzinnymi. Janion krótko, ale bardzo wyraziście opisuje ukrywanie się wraz z matką przed rozwścieczonym ojcem pijakiem, dobijającym się do drzwi. To poruszający obraz dziecka, które z przerażeniem wpatruje się w haczyk, podskakujący pod wpływem uderzeń, ze świadomością, że zamknięcie w każdej chwili może puścić. Bez wątpienia jest to jedno z najintensywniejszych wspomnień z dzieciństwa Janion, które było pasmem podobnych nieszczęść. Opuszczenie domu i ucieczka od ojca, życie w ubóstwie i kilkuletnia rozłąka z ukochaną matką. W końcu wybuch wojny, strach, widok ludzi idących na śmierć i obraz widmowej, milczącej, a niegdyś tętniącej życiem dzielnicy żydowskiej. Te wspomnienia z dzieciństwa są bardzo trudne, ale nie wyjątkowe. Podobnych biografii było niestety tysiące, a tym, co historię Marii Janion szczególnie wyróżnia, jest literatura. W ten sposób dochodzimy do kolejnego powodu, dla którego Pani Profesor (przynajmniej z pozoru) niewiele o sobie mówi.

Biblioteka okazała się alternatywą dla rzeczywistości. Ze świata pełnego przemocy i traum Janion uciekła w świat literatury i już tam została. Nie była ta zwykła lektura, ale niekończący się, chorobliwy wręcz trans czytelniczy. Pochłaniała niezliczone ilości książek, z dobrze zaopatrzonej wileńskiej biblioteki wypożyczała niekiedy cztery pozycje dziennie. Śladem tych obłąkańczych lektur jest dziennik czytelniczy, którego fragmenty zostały zreprodukowane w książce. To rzecz imponująca i niewyobrażalna – kolejne strony kolejnych zeszytów zapisane drobnym maczkiem, dziecięcą ręką: adres bibliograficzny i notatka z lektury. Czytała więc tysiące książek i związała z nimi całe życie, dlatego też nie powinno dziwić, że starając się opowiadać o sobie, opowiada o książkach. Trudno jest jej wyjść z biblioteki, bo tam spędziła ogromną cześć życia i to w zupełnie niemetaforycznym sensie. Na sprawy pozaliterackie zwyczajnie nie zostawało jej wiele czasu.

Poprzez literaturę i pisanie o niej Janion prowadziła równoległe życie, ale nie można powiedzieć, że w ten sposób oddaliła się od rzeczywistych problemów codzienności. Na początku na pewno był to rodzaj ucieczki, ale ucieczka ta bardzo szybko okazała się pozorna. Usilna próba wykroczenia poza zwyczajne życie zakończyła się – dzięki literaturze właśnie – tym silniejszym powrotem do rzeczywistości. Literatura – mówi Janion – to jedyne dostępne nam laboratorium, w którym egzystencja może wyjść ze stanu niewyrażalności, zostać opisana, również w swoim traumatycznym wymiarze. Literatura pozwoliła Janion skonfrontować się z rzeczywistością i to w sposób szczególnie krytyczny i świadomy. Bez wątpienia mało kto potrafi patrzeć na świat tak trzeźwo i przenikliwie jak Janion, potrafiąc zarazem rozpoznawać źródła naszych wyobrażeń o nim oraz ich konsekwencje. Te umiejętności zostały okupione gigantyczną pracą, która ze strony na stronę staje się coraz bardziej niewyobrażalna. Wybór tak trudnej i wymagającej drogi życia, życia w bibliotece wśród dziesiątek tysięcy książek i podobnej liczby ręcznie zapisanych kartek, Szczuka żartobliwie nazywa janionizmem egzystencjalnym.

Duża część rozmowy poświęcona jest związkom Janion z marksizmem i PZPR. To bardzo pouczająca historia, zwłaszcza dla tych, dla których bycie komunistą to zdrada i hańba, z definicji godne napiętnowania. W czasie wojny Janion działała w harcerstwie i podziemiu, pisała grafomańskie wiersze o żołnierzach idących na śmierć, opiewała polski patriotyzm i ducha narodowego, po wojnie długo jeszcze zgłębiała polskie bohaterstwo i martyrologię… I w końcu została komunistką. Dla wielu to historia niewyobrażalna, Janion jednak pokazuje, że nie ma w tym losie żadnych cięć i radykalnych zwrotów, że walka o niepodległość i patriotyzm wcale nie były sprzeczne z fascynacją komunizmem. Po traumie wojny i doświadczeniu zagłady komunizm i związana z nim narodowa solidarność wydawał się wyjątkowo nęcący, zwłaszcza skoro jeszcze nic nie wskazywało wyraźnie na to, że przerodzi się w terror. Fascynował szczególnie tych, dla których II Rzeczpospolita była tylko częścią historii, a nie żywym wspomnieniem, pełnym atmosfery nadziei. Janion porównuje swoje zauroczenie komunizmem do zauroczenia nim Aliny Szapocznikow – swojej rówieśniczki, która przeżyła obóz zagłady. Dla Ryszarda Stanisławskiego, starszego od niej i wolnego od takich wojennych traum męża Szapocznikow, ta fascynacja komunizmem również nie była do końca zrozumiała. Tak znów wracamy do biblioteki – korespondencja Aliny Szapocznikow i Ryszarda Stanisławskiego, która zostaje tu przywołana, ukazała się niedługo przed wydaniem wywiadu z Janion, co przypomina nam, że ta wybitna humanistka cały czas jest w formie, tak jak dawniej wciąż pochłania wszystkie książki, i to w błyskawicznym tempie.

Błyskawicznie kończy się też rozmowa Kazimiery Szczuki z Marią Janion. Nawet nie tyle kończy, co urywa się w dość niespodziewanym momencie, jakby w połowie wątku dotyczącego marca 1968. Oczekiwałem czegoś więcej, a tu niespodziewanie docieram do ostatniej strony. Książkę czyta się bardzo szybko, ale nie tylko dlatego, że jest interesująca – jest też krótka, a podkreślam to, bo dosyć skutecznie udaje znacznie grubszą, niż jest w rzeczywistości. Na półce prezentuje się podobnie jak wydana w tej samej serii rozmowa z Agatą Bielik-Robson, ale jest od niej dokładnie (co do strony!) dwa razy krótsza.

Pretensji do wydawcy można mieć więcej – na końcu książki znajduje się aneks, a w nim rozmowa z Janion przedrukowana z Uniwersytetu zaangażowanego. Chronologicznie wydaje się to spójne, ale napisane jest w zupełnie innym tonie. Janion z rozmowy ze Szczuką wymyka się politycznym użyciom, w żaden sposób nie daje się ideologicznie zawłaszczyć. Krytykuje romantyczne dziedzictwo, kult śmierci i współczesną politykę pamięci, a zarazem traktuje je z jakąś powagą, szacunkiem i zrozumieniem. Jest w tym bardzo interesująca ambiwalencja – ateizm i fascynacja duchowością, krytyczne przepracowanie romantyzmu, a zarazem odczuwanie jakiejś pociągającej siły w jego dziedzictwie. Maria Janion to bardzo ważna postać dla polskiej lewicy i choć jest to dobrze widoczne w tej rozmowie, Szczuka nie zrobiła z niej książki z tezą. A taki jest – skądinąd interesujący i mówiący o rzeczach ważnych – wywiad przeprowadzony przez Szczukę i Sławomira Sierakowskiego w Uniwersytecie zaangażowanym, przez co wydaje mi się w tej książce nie na miejscu. Janion, jaką poznajemy w rozmowie ze Szczuką, to przede wszystkim bardzo mądra kobieta, niekoniecznie myśląca głównie o programie radykalnej przebudowy polskości i wolałbym, żeby tak pozostało – w tej i kolejnej części książki, której oczekuję z dużą niecierpliwością.


Maria Janion, Kazimiera Szczuka
Janion. Transe – traumy – transgresje. 1: Niedobre dziecię

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2013